Namorzyny rosnące wzdłuż wybrzeży oceanicznych chronią je przed erozją brzegową, akumulują duże ilości węgla i zapewniają schronienie wielu rybom i ptakom, takim jak widoczna na zdjęciu wężówka amerykańska. Namorzyny rosnące wzdłuż wybrzeży oceanicznych chronią je przed erozją brzegową, akumulują duże ilości węgla i zapewniają schronienie wielu rybom i ptakom, takim jak widoczna na zdjęciu wężówka amerykańska. Zdjęcie Peter Essick
Środowisko

Marsz namorzynów

Od dwóch dekad ekolożka Ilka C. Feller ze Smithsonian Institution monitoruje migracje namorzynów przesuwających się na północ wzdłuż atlantyckiego wybrzeża Florydy.Zdjęcie Peter Essick Od dwóch dekad ekolożka Ilka C. Feller ze Smithsonian Institution monitoruje migracje namorzynów przesuwających się na północ wzdłuż atlantyckiego wybrzeża Florydy.
Namorzyny tworzą coraz gęstsze zarośla wokół słonych mokradeł – na zdjęciu brzegi Bulow Creek, około 150 km na południe od granicy Florydy i Georgii.Zdjęcie Peter Essick Namorzyny tworzą coraz gęstsze zarośla wokół słonych mokradeł – na zdjęciu brzegi Bulow Creek, około 150 km na południe od granicy Florydy i Georgii.
Czerwony namorzyn, nazwany tak ze względu na barwę korzeni, rozgościł się w pobliżu wyspy Fort George Island, około 30 km na południe od granicy Florydy z Georgią. Zmiana klimatu zmniejsza liczbę dni z przymrozkami, co sprzyja migracji namorzynów na północ.Zdjęcie Peter Essick Czerwony namorzyn, nazwany tak ze względu na barwę korzeni, rozgościł się w pobliżu wyspy Fort George Island, około 30 km na południe od granicy Florydy z Georgią. Zmiana klimatu zmniejsza liczbę dni z przymrozkami, co sprzyja migracji namorzynów na północ.
Naukowcy Ches Vervaeke (z lewej) i Scott Jones sporządzają opis czarnego namorzynu rosnącego na północ od St. Marys River, która rozgranicza stany Floryda i Georgia.Zdjęcie Peter Essick Naukowcy Ches Vervaeke (z lewej) i Scott Jones sporządzają opis czarnego namorzynu rosnącego na północ od St. Marys River, która rozgranicza stany Floryda i Georgia.
Migrujące na północ namorzyny mogą przeobrazić tereny zajęte dziś przez słone mokradła w mieszankę drzew i słonolubnych traw, a nawet całkowicie wyprzeć te drugie.Zdjęcie Peter Essick Migrujące na północ namorzyny mogą przeobrazić tereny zajęte dziś przez słone mokradła w mieszankę drzew i słonolubnych traw, a nawet całkowicie wyprzeć te drugie.
Ocieplenie klimatu przyczynia się do ekspansji lasów namorzynowych ze strefy tropikalnej w stronę biegunów

Dwie dekady temu ekolożka Ilka c. Feller po raz pierwszy usłyszała o roślinie, która z niezwykłą szybkością dotarła do fragmentu chronionego wybrzeża znajdującego się w pobliżu wyspy Merritt Island usytuowanej pomiędzy Miami a północną granicą stanu Floryda. Tą rośliną było drzewo namorzynowe, przystosowane do słonej wody i rosnące na granicy lądu i oceanu. Korzenie drzewa namorzynowego tworzą gęsty labirynt, który wystaje z wody na wysokość ponad metra, a cienki, płowy pień oraz gałęzie są zwieńczone gęstą kopułą woskowatych, zielonkawych liści. Strefa namorzynów może się ciągnąć kilometrami, tworząc bogaty gatunkowo las, który wzmacnia ląd, zatrzymując osady denne, a także chroni wybrzeże przed erozją, falami przypływu i sztormami. Namorzyny od tysięcy lat bronią wielu brzegów morskich na świecie przed huraganami, cyklonami i tsunami. Jak dowiedli naukowcy, żywioły byłyby o wiele bardziej zabójcze, gdyby nie było tej plątaniny słonolubnych drzew. Namorzyny mają jeszcze jedną zaletę: akumulują dużo węgla.

Znamy ponad 70 gatunków roślin namorzynowych przystosowanych do życia w gorących, tropikalnych siedliskach, gdzie gleby są ubogie w tlen. Namorzyny odfiltrowują niemal całą sól, która wnika do ich korzeni. Rosną w miejscach, w których niewiele roślin może przetrwać. Występują w wielu regionach świata, ale tylko w międzyzwrotnikowych i podzwrotnikowych szerokościach geograficznych. Tam, gdzie temperatura spada poniżej zera, nawet sporadycznie, namorzyny nie występują. Nie powinno ich więc być na Merritt Island. A jednak Feller zauważyła je tam w 2002 roku. Zaczęła się wtedy uważnie rozglądać po okolicy. Okazało się, że są w wielu miejscach.

Następnie Feller pojechała do nadmorskich lasów Tomoka State Park, znajdujących się nad Atlantykiem około 100 km na północ od wyspy Merritt. Leśniczy, z którym rozmawiała, twierdził, że nie widział w tym miejscu żadnych namorzynów. Jednak Feller postanowiła się sama rozejrzeć po terenie i kilkaset metrów od leśniczówki zobaczyła kępę namorzynów pośród słonych mokradeł. Następnego ranka przejechała kolejne 70 km ma północ – w stronę miasta St. Augustine. Znajduje się ono tylko około 100 km na południe od granicy Florydy ze stanem Georgia. Znów natknęła się na brzegu oceanu na kępy namorzynów.

W ciągu kolejnych dwóch dekad Feller i jej koledzy zajmowali się dokumentowaniem migracji namorzynów przesuwających się na północ wzdłuż brzegów Ameryki Północnej, a w praktyce – migracji całej strefy podzwrotnikowej. Od 1980 roku powierzchnia namorzynów na świecie zmniejszyła się o ponad 35%. Przyczyn destrukcji jest wiele – zabudowa brzegów, zanieczyszczenia, ekstremalna pogoda. W południowej części Florydy powierzchnia namorzynów skurczyła się o ponad 50%. Zarazem podwoiły one swój zasięg w północnej części atlantyckiego wybrzeża stanu. W Australii namorzyny migrują raczej ze wschodu na zachód aniżeli południkowo. W Brazylii wdzierają się w głąb lądu wraz z podnoszeniem się poziomu mórz pchających w tę samą stronę coraz więcej słonej wody. W Afryce Południowej namorzyny migrują na południe, przesuwając – tak jak na Florydzie – granicę strefy podzwrotnikowej. Nie wiadomo, jak daleko dotrą. Jednakże ich migracja daje nam wyobrażenie, jak szybko może zmieniać się świat w wyniku wzrostu temperatur i poziomu mórz oraz coraz częstszych ekstremów pogodowych. Najnowsze odkrycia wpłynęły na zmianę poglądów badaczy na temat tempa, w jakim namorzyny mogą przesuwać granice swojego zasięgu.

Feller zaczynała swoją karierę w 1975 roku jako ilustratorka prac naukowych w Smithsonian Institution. Jej zainteresowanie namorzynami zaczęło się od spotkania z kuratorem działu gąbek, kiedy ten dowiedział się, że jest ona doświadczonym nurkiem i zaproponował współpracę przy rozwijaniu podwodnych technik ilustratorskich. Feller zgodziła się i niedługo potem pojechała na Belize, aby na poliestrowych arkuszach szkicować tamtejsze rafy koralowe. Później dołączyła do zespołu tego samego kuratora badającego namorzyny w Panamie. Przedzierała się ze swoim zestawem do wykonywania ilustracji. Sporządzała rysunki korzeni namorzynów i młodych ryb pływających pomiędzy nimi, uwieczniała w ten sposób również koralowce i trawę morską, a w chwilach wolnych zbierała owady. „Czułam, że mogę tak siedzieć cały dzień. Byłam szczęśliwa, znalazłam swoje miejsce” – opowiada.

Feller, zauroczona namorzynami, wyjechała jednak z Ameryki Łacińskiej, aby napisać pracę doktorską z ekologii. W 1997 roku, niedługo po swoich 50. urodzinach powróciła do Smithsonian jako ekolożka. „Nie mogłam uwierzyć, że dostałam tę pracę” – mówi. W dwóch ostatnich dekadach Feller, która dziś ma 77 lat, stworzyła poletka badawcze w Belize, Panamie, innych krajach basenu Morza Karaibskiego, a także w Ekwadorze, Australii, Nowej Zelandii, na Florydzie i wokół Zatoki Meksykańskiej. Badała skład gatunkowy namorzynów, przepływy związków mineralnych oraz trendy migracyjne. Jest autorką ponad 700 publikacji podsumowujących badania prowadzone m.in. w Arabii Saudyjskiej, Brazylii i Indonezji. Jest też pionierką ekologii eksperymentalnej namorzynów. Niektórzy nazywają ją matką chrzestną ekologii namorzynów. Według innych jest „królową namorzynów”. (Przyjaciele mówią do niej Candy.)

Dwie dekady temu Feller zaczęła również przyglądać się losowi namorzynów, które odkryła na północ od miasta St. Augustine w miejscu zlokalizowanym pomiędzy dwoma odmiennymi typami siedlisk – takie strefy przejściowe zwane są ekotonami. Doszła do wniosku, że tu właśnie można będzie obserwować, jak zmieni się wybrzeże oceanu i jego roślinność, gdy przymrozki staną się rzadsze, a huragany – częstsze. Podczas sztormów prądy przybrzeżne mogą przenieść nasiona namorzynów bardzo daleko, pomagając w ten sposób roślinom w poszerzeniu ich zasięgu. Zarazem sztormy niszczą też drzewa; wichury i powodzie przyniesione przez huragan Dorian w 2019 roku zniszczyły ponad połowę lasów namorzynowych na wyspie Grand Bahama.

Większy zasięg namorzynów może być potencjalnie doskonałym antidotum na podnoszenie się poziomu morza. Poza tym drzewa namorzynowe magazynują więcej węgla niż inne rośliny, zarówno w glebie, jak i powyżej gruntu. Równocześnie jednak mogą wypierać z wybrzeży słonolubne mokradła, wywołując różnego rodzaju skutki uboczne w ekosystemach. Rozległe, otwarte, zielone obszary podmokłe – przecięte serpentynami strumieni i rzek – są codziennie zalewane podczas przypływu. Występują na wielu fragmentach wybrzeży – w USA i na świecie. Wspierają wegetację, goszczą wiele gatunków ptaków i odfiltrowują wodę, wzmacniając ekosystemy brzegowe. W USA około 75% takich słonych mokradeł znajduje się na południowym wschodzie kraju, czyli tam, gdzie przybywają namorzyny. Te ostatnie znacznie szybciej, w porównaniu z mokradłami, wzmacniają ląd, czasami nawet czterokrotnie. Są jednak o wiele mniej odporne na niskie temperatury. Jeden silniejszy przymrozek może zniszczyć całe siedlisko, a wtedy ląd, z którego zniknęły, staje się bardzo wrażliwy na erozję. „Cały teren może zostać zmyty w krótkim czasie” – mówi William „Ches” Vervaeke, ekolog z National Park Service.

Na Florydzie występują trzy typy namorzynów: czerwone, czarne i białe. Czerwone namorzyny rosną najbliżej wody, czarne – nieco dalej, a białe – najdalej, na nieco większej wysokości. Co ciekawe i trochę dziwne, te trzy rodzaje roślin namorzynowych nie są ze sobą spokrewnione, ale w wyniku trwającej wiele milionów lat ewolucji przystosowały się do tego samego, generalnie mało przyjaznego środowiska. Dlatego są podobne do siebie pod względem wyglądu, lokalizacji i sposobu reprodukcji.

Gdy do Florydy docierają letnie deszcze, na czerwonych namorzynach pojawiają się delikatne żółtawe kwiaty, a później owoce. Następnie wyrasta długa, podobna do patelni propagula z giętkim zakrzywieniem. Jeśli otworzysz paznokciem taką dojrzałą propagulę, znajdziesz w niej gotową siewkę. Propagula uwalnia młodą roślinkę, która zwykle spada wprost do wody i rusza w drogę. Czasami jest to kilka metrów, czasami – setki kilometrów. Białe namorzyny wytwarzają jeszcze drobniejsze kwiaty, mnóstwo owoców oraz propagule rozmiarów zielonego groszku. Propagula czarnego namorzynu jest nieco większa i asymetryczna.

W 2016 roku na przełomie wiosny i lata Feller odbyła podróż wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy, docierając na koniec do hrabstwa Nassau na północy stanu. Pewnego popołudnia wraz z drugim badaczem jechała długim mostem ponad rzeką Nassau w stronę wyspy Amelia Island leżącej tuż przy granicy z Georgią, gdy w oddali ujrzała zielonkawe zarośla. Nacisnęli hamulec, zaparkowali i pobiegli pod mostem w stronę mokradeł. Po drugiej stronie strumienia rósł czarny namorzyn. Skojarzył im się ze strażnikiem pilnującym lądu. Znajdowali się na 30,3 stopnia szerokości geograficznej północnej, w jednej trzeciej drogi między równikiem i biegunem, a także około 100 km na północ od poprzedniej rekordowej lokalizacji – to był najbardziej na północ rosnący namorzyn w USA. Nazwali go „Namorzynem Candy”. W kolejnych latach współpracownicy Feller odnaleźli w okolicy więcej takich „strażników”. W 2021 roku Vervaeke płynął łódką rzeką Fort George River kilka kilometrów na południe od Amelia Island. Brzegi były porośnięte żywotnikami, gęstymi zagajnikami dębów, wśród których rosły paprocie i storczyki. „To miejsce jest prawdziwym klejnotem natury” – mówi. Tego dnia Vervaeke wypatrzył z łodzi coś jeszcze – jasnozielone liście wystające ponad dywan traw Spartina typowych dla nadmorskich mokradeł w tej okolicy. Był to czerwony namorzyn, który dotarł rekordowo daleko na północ. „Prawie wyskoczyłem z łódki, gdy go zobaczyłem” – mówi.

Vervaeke spodziewał się, że będzie to czarny namorzyn, który ma większą tolerancję na niższe temperatury. Obecność czerwonego kompletnie go zaskoczyła. Roślina stopniowo wkraczała na brzegi wielu rzek i strumieni. „Intrygujące jest to, że wciąż nie potrafimy przewidzieć, gdzie dokładnie pojawią się migrujące namorzyny” – mówi ekolog Scott F. Jones, adiunkt University of North Florida.

Pewnego grudniowego ranka zeszłego roku Varvaeke zabrał mnie na wędrówkę przez zagajniki żywotników, jałowców, cyprysików i palm sabałowych do mokradeł znajdujących się na północ od aglomeracji Jacksonville w miejscu, gdzie Fort George River wpada do Atlantyku wśród piaszczystych łach oskrzydlających kobierce traw Spartina. Jakieś 100 m przed nami Jones i Feller przypatrywali się liściom zarośli namorzynowych. Szukali śladów obecności owadów odżywiających się ich sokami roślinnymi (miodówkowatych, Psyllidae) i krabów żyjących w lasach mangrowych. Skoro rośliny przesuwały się na północ, związane z nimi zwierzęta także powinny za nimi podążać.

W pewnym momencie wbiłem się głową w mały krzew, podążając za palcem Feller, która oceniała wiek rośliny, licząc kolejne odcinki łodygi, które odpowiadały sezonowym przyrostom (długie odcinki letnie i krótkie odcinki zimowe). Dzięki wieloletnim obserwacjom naukowcy zorientowali się, że po intensywnych sezonach huraganowych często następują łagodne zimy sprzyjające zakorzenianiu się w dnie morskim młodych roślin, które dzięki wcześniejszym sztormom dotarły dalej na północ.

Po południu tego samego dnia Jones, Vervaeke, Feller i ja pojechaliśmy w stronę wyspy Amelia Island, by złożyć wizytę Namorzynowi Candy. Gdy szliśmy w jego stronę, padał delikatny deszcz. Dotarliśmy do wody oddzielającej plażę od mokradeł. Była zbyt głęboka i musielibyśmy ją pokonać wpław. W oczekiwaniu na odpływ poszliśmy na lunch. Kiedy wracaliśmy do samochodu, wielki bielik przeleciał nad kępą sosen Elliotta i wylądował w gnieździe. Zastanawiałem się, jak migracja namorzynów wpłynie na ptaki i inne zwierzęta żyjące obecnie na słonych mokradłach, gdy ich powierzchnia zacznie się kurczyć. Różnice pomiędzy oboma siedliskami są bowiem ogromne. „Powiększenie się siedlisk namorzynów powinno przynieść korzyść ptakom” – powiedział mi później Andrew Farnsworth, profesor wizytujący w Laboratorium Ornitologicznym na Cornell University. Namorzyny południowej Florydy są ważną ostoją i przystankiem dla wielu migrujących gatunków, a ponad 30% ptaków wędrownych Europy spędza zimy w lasach namorzynowych Afryki Zachodniej. „Oczywiście, na tej konwersji straciłyby gatunki związane ze słonymi mokradłami, takie jak derkaczyk śniady, kulik mniejszy czy bagiennik” – stwierdził Farnsworth.

Jednak w realnym świecie transformacja nie będzie zapewne taka prosta. „Myślę, że w wielu miejscach oba siedliska – słonych mokradeł i namorzynów – będą występować obok siebie” – mówi Samantha Chapman, profesor biologii na Villanova University. Ale w niektórych lokalizacjach obserwować będziemy „totalną wymianę siedlisk”. Z czasem jedne lokalizacje staną się bardziej atrakcyjne dla nowych gatunków, a inne będą wciąż dawały schronienie dotychczasowym mieszkańcom. Na przykład wiele cenionych przez wędkarzy ryb, takich jak tarpon, wylęga się i dorasta pod osłoną lasów namorzynowych. Chociaż badacze natrafili na młode ryby należące do tych gatunków także na przybrzeżnych mokradłach. Najbardziej wysunięte na północ stanowiska znajdowały się w Karolinie Południowej. Ryby mogą zatem przystosować się do różnych siedlisk, jeśli zostaną do tego zmuszone przez rosnące temperatury mórz.

W innych miejscach na świecie zmiany są bardziej wyraziste. W północnej części delty Amazonki namorzyny rozprzestrzeniają się w głąb lądu, w miarę jak podnoszące się morza zalewają nisko położone brzegi. W wielu miejscach woda przemieszcza się kanałami nawigacyjnymi utworzonymi przez mieszkańców oraz ścieżkami wydeptanymi prze dziką zwierzynę. Wraz z wodą przemieszczają się w głąb lądu uwolnione przez namorzyny propagule. „Migracja odbywa się naprawdę szybko” – mówi Carlos David Santos, ekolog i adiunkt na uniwersytecie NOVA w Lizbonie, który monitoruje stan lasów namorzynowych w Brazylii ciągnących się na długości 800 km. Wiele słodkich do niedawna jezior w tej strefie ma dziś słoną wodę, co doprowadziło do zniknięcia z nich wielu gatunków ryb popularnych wśród lokalnej ludności. Santosa i innych niepokoi szybkie tempo, w jaki zachodzą zmiany: wzdłuż wybrzeża znikają siedliska wielu ptaków i dużych bezkręgowców, a cenne mokradła wewnątrz lądu zaczynają odczuwać potężną presję ze strony namorzynów.

W Australii przy ujściu rzeki Leichhardt za sprawą zwiększonych opadów deszczu i rosnącej akumulacji osadów namorzyny wkraczają do Zatoki Karpentaria; parę kilometrów dalej przesuwają się również w głąb lądu, korzystając z tego, że jest on coraz częściej zalewany podczas powodzi. W Nowej Zelandii namorzyny migrują w stronę morza wokół Auckland. Ingerencja w doliny rzeczne, wymuszona przez rolnictwo, doprowadziła tam do zwiększenia ilości osadów przynoszonych przez rzeki. Niosą one również dużo azotu i fosforu, które sprzyjają ekspansji namorzynów.

Po prześledzeniu wędrówek namorzynów wzdłuż wybrzeża Florydy, Feller zaczęła przeglądać teksty historyczne dotyczące tej części wybrzeża, szukając w nich informacji o namorzynach. Wtedy właśnie znalazła wzmiankę, która zrewidowała całą wiedzę na temat ich zasięgu w tej części USA. W 1867 roku przyrodnik John Muir wyruszył w pieszą wędrówkę przez południe kraju. Jego relacja z tej wyprawy została opublikowana pośmiertnie w 1916 roku w książce pod tytułem A Thousand Mile Walk to the Gulf. W pewnym momencie Muir przepłynął graniczną rzekę St. Merys, opuszczając Georgię i wkraczając do Florydy. Kiedy jego łódka zmierzała ku miasteczku Fernandina Beach położonemu na południe od granicy obu stanów, zobaczył „kępy namorzynów i lasów składających się z dziwnych, omszałych drzew wyglądających z daleka na niewysokie”. Obserwacja pochodziła z miejsca znajdującego się około 25 km na północ od Namorzynu Candy. Jeśli była dokładna, oznaczało to, że naukowcy nie mieli racji, twierdząc, że dawniej namorzyny nie docierały tak daleko na północ. Feller znalazła jeszcze jedną wzmiankę z 1837 roku oraz z 1821. Na koniec dotarła do zapisków z roku 1788, które pozostawił francuski botanik André Michaux. Widział on namorzyny nieco na południe od Namorzynu Candy.

Następnie Feller wyrysowała oś czasową z naniesionymi na niej epizodami przymrozków – dane pochodziły z roczników prowadzonych przez sadowników. Przygotowała też mapę huraganów. (Po huraganie Irma z 2017 roku znalazła propagule na plaży na wyspie Jekyll Island w Georgii około 30 km na północ od granicy z Florydą). Wszystkie te informacje wysłała do Kyle’a Cavanaugha, profesora University od California w Los Angeles pracującego w Institute of the Environment and Sustainability. Wcześniej Cavanaugh zebrał i opracował dane klimatyczne dla wybrzeża Florydy z lat 1950–2017. Z kolei Wilfrid Rodriguez, naukowiec ze Smithsonian, zestawił zdjęcia lotnicze zatoki Matanzas Inlet znajdującej się na południe od St. Augustine – najstarsze pochodziły z 1942 roku. Łącznie wykresy, dane i fotografie lotnicze ujawniły intrygujące fazy ekspansji i kurczenia się zasięgu namorzynów.

W publikacji, która ukazała się w 2019 roku, badacze stwierdzili, że namorzyny nie przesuwały się po prostu na północ. Raczej przemieszczały się w obu kierunkach, dostosowując się do zmian pogody. Przymrozki zmuszały je do wycofania się na południe, a wtedy na opuszczone przez nie tereny wkraczały słone mokradła. Kiedy jednak nastawał okres łagodnych zim i bardziej intensywnych sezonów huraganowych, sytuacja się odwracała – lasy namorzynowe powracały na północ.

W północno-wschodniej Florydzie takie płynne przejścia pomiędzy namorzynami i słonymi mokradłami powtórzyły się sześć razy pomiędzy końcówką XVIII wieku a rokiem 2017, mówi Feller. Jednakże naukowcy podkreślają, że tym razem niepohamowany wzrost temperatury, zanikanie przymrozków i wzrost aktywności huraganów doprowadzą do trwałego przesunięcia się na północ granicy zasięgu namorzynów. Wkrótce przekroczą one granicę z Georgią, a w przyszłości dotrą do Karoliny Południowej. Drzewa nie maszerują metr po metrze, ale raczej przemieszczają się dużymi susami do przodu, a gdy na południe dociera zimne powietrze, cofają tylko trochę albo wcale.

W styczniu 2024 roku Vervaeke i Jones zaprosili mnie na kolejne poszukiwania biologicznej granicy strefy podzwrotnikowej. Opuściliśmy łódkę na wody rzeki Nassau, kilka kilometrów na północ od Namorzynu Candy i skierowaliśmy się na północ, niesieni falą przypływu. Płynąc tak, dotarliśmy do wewnętrznej drogi wodnej Intracoastal Waterway, która przebiega tu południkowo. Znów wybraliśmy kierunek północny. Początkowo nic ciekawego nie zauważyliśmy, jednak po przepłynięciu około 7 km zgodnie zakrzyknęliśmy „tam!”. Zobaczyliśmy czerwony namorzyn rosnący w pobliżu kępy cedrów. Vervaeke i Jones wpadli w ekstazę; nigdy wcześniej nie widzieli czerwonego namorzynu tak daleko na północy. Parę minut później zobaczyliśmy kolejny okaz. Rósł jeszcze dalej na północ. Za pomocą nadajnika GPS, tabletu i notatnika Vervaeke i Jones określili jego lokalizację i wysokość bezwzględną oraz dokładnie go opisali.

Płynęliśmy dalej na północ w stronę Fernandina Beach. Nie upłynęło pięć minut, a Jones znów zawołał: „tam”. Tym razem był to czarny namorzyn. Kontynuowaliśmy naszą podróż coraz dalej na północ i wciąż odnajdywaliśmy kolejne drzewa namorzynowe – rosły wzdłuż brzegów Amelia River i Lanceford Creek oraz wśród sieci mokradeł tworzących Tiger Island przy granicy z Georgią. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie graniczna rzeka St. Marys River wpada do Atlantyku. Zrobiliśmy remanent: łącznie odkryliśmy 19 „skrajnie północnych” stanowisk namorzynów, w większości czerwonych.

Wtedy Vervaeke wykonał nieplanowany ruch. Skierował łódź na północ, przeciął rzekę i oto znaleźliśmy się w Georgii. Wpłynęliśmy w krainę ciągnących się po horyzont mokradeł oraz małych wysepek, na których rosły prastare dęby. Na wschód od nas znajdowała się duża wyspa Cumberland Island, Kiedy się do niej zbliżyliśmy, zobaczyliśmy roślinę wyrastającą ponad kobierzec słonolubnych traw. Jones był sceptyczny, ale Vervaeke się uśmiechnął. Czy to naprawdę mógł być namorzyn, pierwszy w Georgii?! Vervaeke skierował łódź ku brzegowi i już po chwili Jones pędził w stronę rośliny. Dotarł do niej, a gdy odwrócił się do nas, promieniał z radości. Vervaeke roześmiał się i sięgnął po swój sprzęt. „A niech mnie” – powiedział.

W drodze powrotnej Vervaeke, który wytatuował sobie na ramieniu współrzędne poprzedniej „najbardziej północnej” lokalizacji namorzynu, rozważał, czy powinien umówić się na zaktualizowanie tych danych. Po dotarciu do samochodu zadzwonili do Feller, by opowiedzieć jej o łącznie 21 nowych stanowiskach roślin, w tym dwóch w Georgii. „Co wy mówicie?! Zaraz tam jadę” – zawołała królowa namorzynów.

***

Michael Adno mieszka w Sarasota na Florydzie, jest współpracownikiem „New York Timesa”, „New Yorkera” oraz „Bitter Southerner”. Za artykuł w tym ostatnim czasopiśmie, o badaczu folkloru Erneście Matthew Micklerze, otrzymał James Beard Award.

Świat Nauki 10.2024 (300398) z dnia 01.10.2024; Ekologia; s. 62