Strona główna

Na murawie siąść i owad łowić

Owad to krótkie, wygodne słowo. Zauważmy, że i „płaz”, i „gad”, i „ssak” to słowa jednosylabowe i proste, a rzeczownik „ryba”, choć dwusylabowy, też jest prosty – jak owad. Do płazów i gadów, też z racji jakoś niemiło brzmiących nazw, mamy stosunek niezbyt dobry, zresztą zapewne w gruncie rzeczy to ten nasz stosunek takie nazwy spowodował (ksiądz Kluk nawet się z tego trochę tłumaczył przed tymi dużo mniejszymi braćmi niejako w imieniu Polaków). Z owadami sprawa jakby nieco inna.

W sumie chyba nie jest to nazwa, która wywołuje czy też pokazuje jakąś szczególną abominację do tych tak mnogich i różnorodnych (to najliczniejsza i najbardziej zróżnicowana gromada zwierząt), a objętych tą wspólną nazwą stworzeń. Już raczej nazwanie ich insektami uwidacznia nasz negatywny stosunek. W przenośniach na przykład, choć nie pojawiają się one zbyt często, owady, czy to pojedyncze, czy w mnogości, ilustrują zjawiska nie tylko nieprzyjemne. Mickiewicz, który tego słowa używał bardzo często, pisał o owadach pamiątek, porównywał też miłość do owada (miłość nie na jednym spoczęła człowieku, jak owad na róży kwiecie).

Kiedy chcemy wyrazić negatywny do nich stosunek, częściej specyfikujemy, mówiąc o muchach, komarach i karaluchach – odróżniając je wyraźnie od akceptowanych i podziwianych z różnych powodów motyli i pszczół chociażby.

Nazwa prosta, ale tajemnicza. U innych Słowian jej odpowiedniki odnoszą się do poszczególnych przedstawicieli tej gromady. U nas to nazwa ogólna, zastępująca obecne w innych językach słowa odpowiadające łacińskiemu insectum (zresztą i w polszczyźnie pojawiają się „insekty”). Po grecku owad to entomon, stąd „entomologia”, którą próbowano bez szczególnego powodzenia zastąpić owadoznawstwem. Insecare to po łacinie „nacinać, rozcinać”, secare to „ciąć, siec”, a in wszyscy rozumiemy. Insecta, czyli owady, istotnie nacinają skórę i wcinają się nam w ciało. Dodajmy, że insecutor Rzymianie mówili na prześladowcę, a insectator to był dodatkowo szyderca.

Skąd nasze owady, nie bardzo wiadomo. Niektórzy uważają, że prasłowiański ovad wziął się z połączenia owcy z jedzeniem (ov- + -ad – rdzeń ed-/-ad jest jeszcze dawniejszy i do jedzenia się odnosi). Taki owad nie tyle byłby pożywieniem owiec, ile ich zjadaczem, utrapieniem. Inni sądzą, że kiedyś to był nie owad, lecz obad, czasownik bosti znaczył tyle, co „bóść” (w pierwszej osobie: „bodę”). A może – mówią jeszcze inni – to był obvad, który wadził ludziom, czyli przeszkadzał…

Kiedyś, jeszcze w dziewiętnastym wieku, owad był rzeczownikiem zbiorowym. Telimena, może pamiętamy, musiała na murawie siąść i owad łowić. Nie owady, lecz owad. Różne zasłony były nie od owadów, lecz od owadu. Podobnie zresztą było z „gadem”, który to rzeczownik oznaczał zbiorowisko gadów. Oczywiście owady, występując często w różnych rojach, skłaniają do nazywania ich zbiorów kolektywnie. Wtedy nie jest właściwie potrzebna liczba mnoga…

Ale owady są przecież tak różnorodne i tak różny mamy do nich stosunek, że zasługują na traktowanie ich pojedynczo. I różnie. Zresztą czy motyle to na pewno owady?

Wiedza i Życie 7/2024 (1075) z dnia 01.07.2024; Na końcu języka; s. 70