Epoka konspiracji
Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, że ludzkość – a przynajmniej jej część reprezentująca szeroko pojętą kulturę zachodnią – znajduje się na zakręcie historii, co powinno wzbudzić zaniepokojenie osób myślących. Interesującą diagnozę tego zjawiska przedstawił 7 października w opiniotwórczym brytyjskim dzienniku „The Times” publicysta James Marriott w tekście zatytułowanym „Era ateizmu zrodziła własne przesądy”. Jak pisze Marriott, oświeceniowy racjonalizm umożliwił niezwykły postęp badań naukowych w ciągu ostatnich trzech stuleci, a także doprowadził do wzrastającej sekularyzacji zachodnich społeczeństw (w 2021 r. po raz pierwszy liczba ateistów w Anglii przekroczyła liczbę wierzących). Zdawałoby się, że powinniśmy być świadkami drugiego oświecenia, a tymczasem fakty wskazują na coś przeciwnego: obserwujemy masową ucieczkę od rozumu. Licznych zwolenników znajdują najrozmaitsze pozbawione dowodów teorie konspiracyjne, popularna stała się astrologia, odrzucane są koncepcje naukowe dotyczące ewolucji, zmiany ziemskiego klimatu czy potrzeby szczepień profilaktycznych. Zaznaczmy od razu, że rozmaite konspiracje mogły rzeczywiście mieć w przeszłości wpływ na naszą historię. Tu mówimy jedynie o teoriach niepopartych faktami.
Marriotta szczególnie niepokoją zmieniające się relacje pomiędzy trzema dziedzinami ludzkiej działalności – religią, polityką i nauką. W wyidealizowanym zachodnioeuropejskim modelu demokracji każda z tych dziedzin posiadała autonomię i choć mogły je dzielić antagonizmy, każda miała swą niezależną sferę wpływów. Polityka z zasady nie dyktowała nauce, które z jej teorii były słuszne, a które błędne. Podobnie decyzje polityczne nie opierały się (w teorii) na religijnych dogmatach. Dziś najwyraźniej separacja ta ulega rozmyciu i podważane jest samo pojęcie obiektywnej prawdy, czego przykładem jest idea alternatywnych faktów, na którą powoływali się politycy z otoczenia prezydenta Trumpa. Polityczne decyzje odwołują się do religijnych zasad i nawet nauka traci swój przywilej głoszenia racjonalnej prawdy.
Zjawiska te są niezwykle złożone i wymagają dogłębnej analizy, na którą nie ma tu miejsca. Skoncentrujmy się więc na wybranym ich aspekcie, a mianowicie przyczynach popularności teorii konspiracyjnych w krajach o demokratycznym systemie rządów. Wydawać się może paradoksalne, że w państwach wybierających przywódców w drodze powszechnego głosowania politycy cieszą się (a właściwie martwią) dość powszechnym brakiem zaufania tych, którzy sami ich wybrali. I nieufność ta przenosi się na wszelkie oficjalne enuncjacje takie jak teorie naukowe.
Skąd bierze się ten brak zaufania? Być może po części stąd, że naród zbyt wiele od swych wybranych przywódców wymaga. Rządzący obciążani są odpowiedzialnością za wiele okoliczności, nad którymi nie mają efektywnej kontroli. Czy prezydent Stanów Zjednoczonych decyduje o poziomie inflacji i o światowym pokoju? W niewielkim stopniu. W dość powszechnym przekonaniu jednak każde zdarzenie ma swego sprawcę i jeśli nie jest nim rząd, to znaczy, że kryje się za nim jakaś inna siła. I tak rodzą się teorie spiskowe, których psychologiczne podłoże wyjaśniano na wiele sposobów. M.in. teorie te dostarczają wielu ludziom natychmiastowe rozwiązania, potwierdzają ich uprzedzenia, nie wymagają intelektualnej wnikliwości ani umysłowego wysiłku.
Najtrafniejszym generalnym wyjaśnieniem ich popularności wydaje się powszechna ludzka potrzeba zrozumienia rzeczywistości. Jest ona jednak nader często oparta na naiwnej wizji świata. Jak zauważył brytyjski autor komiksów Alan Moore, rzeczywistość na ogół nie poddaje się woli żadnego sprawcy, lecz zachowuje się raczej jak statek pozbawiony steru. Rządzą nią chaos i przypadek. Człowiek myślący musi więc częstokroć żyć w stanie zawieszonego sądu, szukając odpowiedzi na dręczące go pytania. Jest to stan umysłowy, z którym wielu sobie nie radzi, dlatego osoby te wybierają szybkie, zadowalające odpowiedzi. To poniekąd zachowanie właściwe ludziom przyzwyczajonym do swoiście pojętej demokracji. Ale moja opinia jest tak samo dobra jak każda inna. Może, co najwyżej, alternatywna.