Rzeźba Celta z charakterystycznymi wąsami i naszyjnikiem z 150–50 r. p.n.e. z okolic Pragi. Rzeźba Celta z charakterystycznymi wąsami i naszyjnikiem z 150–50 r. p.n.e. z okolic Pragi. Wikipedia
Człowiek

Historia z jeziora. Skąd się wzięła na Kujawach celtycka broń?

Dzika galeria sztuki, czyli petroglify i malowidła naskalne
Człowiek

Dzika galeria sztuki, czyli petroglify i malowidła naskalne

Po co malowaliśmy na skałach wizerunki zwierząt, ludzi, symbole? Polscy badacze dowodzą, jak plastyczne jest to zjawisko. Także w sferze interpretacji.

Celtyckie oręże znalezione na Kujawach przyprawiło archeologów o bezsenność. Co prekursorzy cywilizacyjni barbarzyńskiej Europy robili w tym miejscu w III w. p.n.e.? O wyjątkowych znaleziskach opowiada prof. Bartosz Kontny.
prof. Bartosz KontnyArtur Brzóska/Archiwumprof. Bartosz Kontny

Prof. Bartosz Kontny – dziekan Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, jeden z najlepszych polskich znawców broni prehistorycznej. Autor książki „Archeologia wojny. Studia nad uzbrojeniem barbarzyńskiej Europy okresów wpływów rzymskich i wędrówek ludów”. Jako archeolog podwodny bada germańskie stanowisko ofiarne w jeziorze Lubanowo koło Gryfina.

AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Celtycka broń w jeziorze to spełnienie marzeń archeologa zajmującego się orężem. Po pierwsze, dopiero od niedawna wiemy, że różne ludy praktykowały u nas rytualne wrzucanie broni do wody, a po drugie – ślady Celtów były dotąd znane głównie z południa Polski. Tymczasem teraz odkrywamy na Kujawach ich „święte jezioro”. Jak na nie trafiliście?
BARTOSZ KONTNY: – To cała historia. Zaczęło się od tego, że zgodziłem się przyjąć propozycję członkostwa w radzie naukowej Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy. Nie liczyłem, że znajdę w zbiorach tej placówki coś starszego niż przedmioty z drugiej wojny światowej, dlatego zdziwiłem się, zobaczywszy w jednej z gablot miecz celtycki, i to nie taki z II–I w. p.n.e., czyli blisko metrowej długości, których w Polsce mamy wiele, ale starszy – krótszy i węższy. Ponieważ nie był mocno skorodowany, nie mógł pochodzić z grobu, tylko z wody.

Zacząłem drążyć sprawę i okazało się, że w 1991 r. został przyniesiony przez mężczyznę, który natrafił na niego podczas kąpieli w jednym z kujawskich jezior. Moje zdziwienie wzrosło, gdy podczas kwerendy zorientowałem się, że nie jest to jedyny miecz celtycki z III w. p.n.e. znaleziony w okolicy. W połowie lat 70. do muzeum w Gnieźnie trafił podobnie datowany obiekt, pochodzący jakoby z jednego z jezior spod Bydgoszczy. Pomyślałem, że może wyciągnięto go z tego samego zbiornika, wtedy mielibyśmy początek wielkiego fenomenu, o którym dotąd nikt nie miał pojęcia.

No i dotarł pan do obydwu znalazców?
Udało mi się jedynie skontaktować ze znalazcą miecza z muzeum w Bydgoszczy, w czym pomogli mi pracownicy tej instytucji. Wskazał jezioro i miejsce, w którym znalazł miecz. Postanowiłem to zweryfikować, z nadzieją, że nie był to jedyny tamtejszy zabytek. Już pierwszego dnia badań znalazłem sierp, ale akurat to narzędzie może pochodzić z różnych epok, zatem znalezisko nie podniosło mi ciśnienia. Jednak drugiego dnia kolega archeolog wyszedł z wody, relacjonując, że natrafił jedynie na parę blach i fragmenty drutu kolczastego. Gdy zacząłem się im przyglądać, oniemiałem, bo „blachy” okazały się fragmentami pochew mieczy, a Celtowie jako jedyni w prehistorii robili je z żelaza. Jeden był dolną jej częścią, drugi miał typowy dla celtyckiej pochwy dzwonowaty wylot i zawieszkę, a „drut kolczasty” okazał się kawałkiem noszonego tylko przez nich pasa łańcuchowego, którym mocowano miecze na prawym biodrze. Zabytki są teraz w konserwacji i jestem ciekaw, co ukaże się po zdjęciu produktów korozji, bo już teraz widać było, że jedna z pochew jest dekorowana motywem krzyżyków, a druga ma ryty ornament plastyczny.

Sierp też może być celtycki, w końcu druidzi takimi ze złota ścinali jemiołę, jeśli za źródło historyczne uznamy komiks o słynnych Galach, czyli Asteriksie i Obeliksie.
Ten nasz jest żelazny, ale jest duże prawdopodobieństwo, że to wyrób celtycki, skoro niemal wszystkie wyciągnięte zabytki wiążemy z tym ludem. Swoją drogą obecność sierpa nie dziwi. W celtyckich depozytach lądowych często poza bronią występują też narzędzia ciesielskie, kowalskie, rolnicze i przybory kuchenne. Nie zdziwiłoby mnie, gdybyśmy podczas jesiennych badań znaleźli jakiś młot, trójząb czy kowadło, co zresztą bardzo by nas ucieszyło, bo to przedmioty rzadko wydobywane podczas wykopalisk archeologicznych.

Po co Celtowie wrzucali je do wody?
Ofiary dowodne były dość oczywiste – w końcu gdy się je wrzuca do jeziora czy rzeki, znikają, co wskazuje, że bogowie je przyjęli. W akwenach północnej Europy znajdowane są neolityczne siekiery krzemienne bez śladów użytkowania albo broń i narzędzia z epoki brązu. Jednak pierwsze masowe depozyty z IV w. p.n.e. złożyli Germanie na wyspie Als w Danii, a od III w. p.n.e. Celtowie – w La Tène w Szwajcarii u ujścia rzeki Thielle do jeziora Neuchâtel oraz w jeziorze Llyn Cerrig Bach w Walii. Zjawisko to musiało więc rozwinąć się równolegle u tych dwóch ludów. Wzmianek o nim jest więcej w kontekście Germanów, Cezar pisze jedynie, że Galowie po zwycięstwie gromadzili broń zabitych wrogów w stosach i ich nie tykali, wierząc, że to czyni przeklętym. Miał rację, bo z analiz wynika, że broń znajdowana zarówno w depozytach wodnych, jak i lądowych jest raczej zdobyczna, a nie miejscowa.

Rytualne depozyty wodne stały się podstawą chronologii dla całego okresu dominacji Celtów w Europie. Jego nazwa – kultura lateńska – pochodzi od wspomnianego La Tène, gdzie znaleziono olbrzymie ilości uzbrojenia. 166 zdobionych mieczy, datowanych od połowy V w. do przełomu er, stanowi wyznacznik chronologiczny. Czy te podmokłe okolice służące Celtom za miejsca ofiarne były podobne?
Wszystkie musiały mieć jakieś walory topograficzne ważne dla Celtów: w jeziorze Llyn Cerrig Bach w Walii na wyspie Anglesey jest urwisko skalne, z którego wrzucano ofiary do wody; w La Tène robiono to z mostu. My na razie nie wiemy, jak nasze jezioro wyglądało 2,3 tys. lat temu, bo nie mamy jeszcze wyników badań geomorfologicznych. Możemy jedynie domniemywać, że ofiary składano z łodzi, wrzucano z przerębli lub po prostu wnoszono na niezbyt odległe od brzegu, dość płytkie miejsce.

Czy już macie hipotezę, jak Celtowie trafili na Kujawy?
Od dawna wiemy, że byli na Dolnym Śląsku już od IV w. p.n.e., a później też na Górnym Śląsku i w Małopolsce. Stosunkowo niedawno okazało się, że w końcu III w. p.n.e. w Nowej Cerekwi koło Kietrza założyli wielki ośrodek gospodarczy i dotarli nad górny San. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że w I w. p.n.e. w okolicach Kalisza i na Kujawach Celtowie bili monety, bo mamy nie tylko numizmaty, ale i formy do ich produkcji, co oznacza, że przedstawiciele tego ludu musieli żyć w obrębie ludności kultury przeworskiej. Z tym że nasz depozyt jest o 200 lat starszy!

Na Kujawach żyła wówczas jeszcze ludność innej germańskiej kultury, zwanej jastorfską, która nie wrzucała do jezior oręża w ramach praktyk rytualnych, dlatego nie możemy z nimi łączyć naszego odkrycia. Najbardziej prawdopodobne jest, że na Kujawy trafiły ze Śląska celtyckie forpoczty, bo był to czas wielkich migracji, choć głównie w kierunku Morza Czarnego, kiedy to Celtowie złupili Delfy i założyli w Tracji enigmatyczne państwo ze stolicą Tylis. Pozostaje pytanie, jak długo zostali na Kujawach? Brak celtyckich grobów czy osad można tłumaczyć zarówno zbyt krótkim ich pobytem, jak i złym stanem badań.

Lud ten był pod kilkoma względami prekursorem cywilizacyjnym w barbarzyńskiej Europie – jako pierwszy produkował ceramikę na kole, bił monety i budował oppida otoczone murami z belek, ziemi i kamieni, tzw. murus gallicus. Ich ceramikę i monety znajdujemy, ale grodów nie.
Faktycznie najbliższe oppida, datowane na II w. p.n.e., są na Morawach i Słowacji. U nas kiedyś podejrzewano, że była nim Nowa Cerekwia (dziś wieś w woj. opolskim – przyp. red.), ale nie znaleziono tam umocnień wykonanych w charakterystycznej technice, więc stanęło na tym, że był to otwarty celtycki ośrodek produkcyjny, jakie znamy też z Czech i Austrii. Przez jakiś czas wydawało się, że grodzisko średniowieczne na górze Horodyszcze koło Sanoka wzniesiono na celtyckim grodzie, ale i tam nie ma śladu po wałach.

Właśnie wyszła w serii ceramowskiej uaktualniona wersja „Starożytnych Celtów” brytyjskiego archeologa Barry’ego Cunliffe’a, jedna z ważniejszych popularnonaukowych publikacji dotyczących tego ludu. Autor dodał ilustracje i mapy, ale nadal nie pisze wiele o Celtach w Europie Środkowej, a o ich obecności w Polsce nawet się nie zająknął.
Cunliffe uwzględnił wiele nowych odkryć ostatnich lat, jak instrumenty dęte, czyli karnyksy z Tintignac, ale jednoznacznie skupia się na opisach Galów, Brytów, Helwetów czy Galatów, czyli celtyckiej Iberii, Wielkiej Brytanii, Francji czy strefy pontyjskiej, które znajdowały się bliżej wydarzeń znanych z tekstów antycznych. Zbycie kilkoma uwagami tak ważnej części Celtyki, jak ośrodek w Czechach i na Słowacji, to dotkliwy brak. Przecież Bratysława dostarczyła niedawno wielu odkryć wskazujących na obecność rzymskich budowniczych i dekoratorów na terenie miejscowego oppidum.

Z lewej: kawałek pasa łańcuchowego, na którym Celtowie mocowali miecze. Z prawej pochwa do miecza z żelaza. Na dole sierp.Miron Bogacki/ArchiwumZ lewej: kawałek pasa łańcuchowego, na którym Celtowie mocowali miecze. Z prawej pochwa do miecza z żelaza. Na dole sierp.

Cunliffe podkreśla za to, że gdy Celtowie rozeszli się po Europie, doszło do dużego zróżnicowania ich kultury materialnej.
To prawda, różnice z pewnością istniały, największe zapewne w stroju, ale niektóre cechy celtyckie były jednak wspólne – charakterystyczna broń, oppida, monety czy pochówki. Zdumiewające są synchroniczne zmiany obrządku pogrzebowego na terenie celtyckiej Europy. Najpierw Celtowie chowali swoich zmarłych w grobach szkieletowych, w tym niezwykle bogatych tzw. pochówkach książęcych, potem w IV w. p.n.e., gdy rozeszli się po Europie, doszło do egalitaryzacji wyposażenia i większość mężczyzn zaopatrywano w miecze, tarcze, włócznie oraz pasy łańcuchowe. W III w. p.n.e. pojawiła się kremacja i rytualne „zabijanie broni”, czyli intencjonalne jej niszczenie. A dwa wieki później w ogóle znikły groby uchwytne metodami archeologicznymi, chociaż ślady aktywności Celtów wciąż są czytelne, bo nadal bito monety, funkcjonowały oppida i składano ofiary. Oczywiście były wyjątki od tej reguły, np. w Wielkiej Brytanii aż do przybycia Rzymian chowano zmarłych w obrządku szkieletowym z rydwanami.

Językoznawca powiedziałby, że wszystkich Celtów łączył język, ale on nie jest uchwytny metodami archeologicznymi. Ani miecze, ani ich pochwy nie powiedzą, czy wrzucili je ludzie mówiący po celtycku.
Niestety, choć w Port w Szwajcarii znaleziono miecz z imieniem Korisios. Kto wie, może i nam się to uda, a oczekiwania mamy duże. Gdy przesłałem zdjęcia wydobytych na Kujawach artefaktów prof. Tomaszowi Bochnakowi, najlepszemu polskiemu specjaliście od broni celtyckiej, napisał, że nie mógł zasnąć, myśląc o randze odkrycia i możliwych analogiach.

Czy te celtyckie miecze są pod względem technologicznym wyjątkowe? Polibiusz pisał, że były tak miękkie, że gięły się przy każdym ciosie i trzeba je było prostować.
Często przywołuje się ten przekaz, ale to nieporozumienie. Najprawdopodobniej, gdy Polibiusz, jak przystało na dobrego historyka-reportera, podróżował po Italii, zbierając materiały do kroniki dziejów wojen Rzymian z Celtami, miejscowi znosili mu właśnie tę rytualnie zniszczoną i pogiętą broń pochodzącą z naruszonych grobów ciałopalnych. Starożytny historyk wziął ją za znaleziska z pola bitwy. Tymczasem celtyckie miecze były bronią bardzo wysokiej klasy. Już sama pochwa jest majstersztykiem, a płatnerskie stemple, którymi sygnowano liczne miecze – swoistym znakiem jakości.

Grecy i Rzymianie zatrudniali celtyckich wojowników, bo słynęli z waleczności. W końcu w 390 r. p.n.e. zdobyli Rzym, a 91 lat później zdobyli i złupili świątynię w Delfach. Raczej nie byli też łagodni, o czym świadczą ich sanktuaria w Pikardii. W Gournay-sur-Aronde była drewniana brama ozdobiona 12 ludzkimi czaszkami, a w Ribemont-sur-Ancre znaleziono całe piekielne wojsko.
To wyjątkowo makabryczne stanowisko – poza ossuarium z kości długich wojowników i koni, ułożonych tak, by tworzyły szyby, do których wsypano spalone kości, natrafiono tam na tzw. tropajony, czyli kadłuby wojowników z bronią oraz wyniesione platformy, na których eksponowano odpowiednio spreparowane ciała bezgłowych wojowników w pełnym rynsztunku. Podwodne stanowiska ofiarne nie są tak krwawe, choć w La Tène znaleziono czaszki.

Co ciekawe, my też, poza orężem, znaleźliśmy stare ludzkie żebro i fragment kości zwierzęcej. Niestety, ich wydatowanie nie jest proste, bo woda wypłukuje kolagen z kości, więc ustalenie chronologii metodą radiowęglową jest często niemożliwe. Będziemy jednak próbować, w końcu posiadanie celtyckiej broni i żebra uczyniłoby nasze stanowisko jeszcze ciekawszym.

Z tym że Tacyt zarzucał Galom, że romanizacja ich rozleniwiła, sprawiając, że stracili swoją barbarzyńską odwagę, którą zachowali Germanie.
Celtowie z Brytanii dawali się Rzymianom we znaki do końca. Musieli być niezależni, co się przejawia nie tylko w kulturze, np. w Irlandii, ale i w trwałości języka. Celtycki zachował się w Walii i Bretanii do dziś. W Anatolii celtyccy Galatowie zostali co prawda w 25 r. p.n.e. pokonani przez Oktawiana Augusta, a ich ziemie stały się rzymską prowincją, ale św. Paweł napisał do nich list blisko 80 lat później, św. Hieronim zaś jeszcze w IV w. wspominał, że posługują się swoją mową. Z pewnością też w wielu językach zachowały się pojedyncze słowa, chociaż w polskim trudno o takie zapożyczenia, chyba że trafiły doń pośrednio, np. słowo „slogan” wywodzące się z gaelickiego określenia okrzyku bojowego.

Jak się chce, to się znajdzie więcej. W internecie wyczytałam, że celtycki źródłosłów mają słowa „bagno” i „brzeg”. Pewnie to bzdura, ale pasuje do znaleziska i tajemniczego miejsca, do którego wracacie jesienią.
Do tego czasu nie mówimy, o jakie jezioro chodzi, by nie ubiegli nas poszukiwacze, tym bardziej że dotychczas zrobiliśmy tylko rekonesans, a zakres podwodnego stanowiska może być większy, niż wstępnie ustaliliśmy. Wracamy z lepszym sprzętem i z głową pełną przemyśleń. Jestem pełen nadziei, bo statystyka podczas wiosennego rekonesansu była bardzo dobra – połowa z odnalezionych przedmiotów to zabytki. Wiem, co mówię, bo jestem szczęśliwy, jeśli w jeziorze Lubanowo na sto śmieci trafi się jeden zabytkowy artefakt.

Czy takich podwodnych miejsc ofiarnych może być więcej?
Urok archeologii podwodnej polega na tym, że stopień rozpoznania akwenów, również śródlądowych, jest znikomy. Jestem przekonany, że stanowisk w typie La Tène może być na terenie całej Celtyki mnóstwo, może i na terenie polskich rzek i jezior. Jesienią przekonamy się, jaka jest skala tego, na które trafiliśmy dzięki mieczowi z muzealnej gabloty.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną