Mirosław Gryń / pulsar
Człowiek

Na początku było słowo. Tylko czyje? Prawdy i mity o początkach chrześcijaństwa

Czy wiadomo, kto naprawdę napisał Ewangelie? Czy prześladowania chrześcijan były tak brutalne, jak nas uczono? [Artykuł także do słuchania]

Pierwszymi chrześcijanami było dwunastu apostołów. Po wniebowstąpieniu ewangeliści Mateusz i Jan spisali słowa Jezusa, a inni, głosząc Dobrą Nowinę, wyszli z Judei i założyli gminy w Azji Mniejszej i Grecji. To do nich pisał św. Paweł, który trafił do Rzymu, gdzie wraz ze św. Piotrem, „pierwszym papieżem”, oraz innymi męczennikami został zabity na rozkaz Nerona. Chrześcijanie byli masowo mordowani, bo cesarstwo chciało zniszczyć ich religię, więc spotykali się potajemnie w katakumbach. Dopiero Konstantyn Wielki (306–337) wyniósł Chrystusa na sztandary, a jego następcy uczynili chrześcijaństwo religią państwową.

Takie informacje przyswajamy w szkole i mało kto jest gotowy, by odrzucić tę utrwalaną od niemal 2 tys. lat heroiczną opowieść łączącą 2,4 mld wiernych. Nieco innego zdania są historycy starający się zrozumieć, kim byli pierwsi wyznawcy Chrystusa i jaki mieli wpływ na powstawanie doktryny oraz struktur Kościoła. Skłaniają ich ku temu m.in. odkrycia takie jak to, którego dokonano w 2017 r. we Frankfurcie nad Menem.

Archeolodzy natrafili tam na 127 grobów mieszkańców rzymskiego miasta Nida. Większość była ciałopalna, ale w jednym z grobów szkieletowych spoczywał 40-latek, który zmarł między 230 a 270 r., na co wskazują pochowane z nim przedmioty. Na szyi miał amulet. Była to licząca 3,5 cm srebrna tubka z rulonikiem ze srebrnej folii, a na niej – tajemnicza inskrypcja. W 2024 r. udało się ją wirtualnie rozwinąć i odczytać. 11 grudnia ogłoszono treść.

Z tłumaczenia 18 linijek tekstu wynika, że jest to łacińskojęzyczna modlitwa, w której pojawia się odniesienie do Listu do Filipian oraz trisagion, czyli formuła „święty, święty, święty”. Autor przekładu, dr Markus Scholz z Goethe Universität we Frankfurcie, jest podekscytowany. Podkreśla, że to najstarszy fizyczny dowód obecności chrześcijan na północ od Alp i pierwsze zastosowanie w magii ochronnej modlitwy chrześcijańskiej, bez odniesień do judaizmu i bogów pogańskich.

Miastowi i ruchliwi

Różne argumenty zachęcały do konwersji, jednak wizja kochającego Boga, który obiecuje życie wieczne, była najsilniejsza. Nie bez znaczenia była też inkluzywność chrześcijaństwa, które nawet jeśli wyrosło z judaizmu, to po śmierci Jezusa przyjmowało do gmin wszystkich – niezależnie od płci, statusu, zamożności, kultury. W tekstach kanonicznych pojawiają się imiona kobiet, jak Junia, Feba, Lidia z Tiatyry, które być może początkowo nawet owymi wspólnotami kierowały. Antyczny wzorzec patriarchalny wygrał jednak z tym względnym równouprawnieniem. Gdy liczba wyznawców urosła i zaczęły się wykluwać struktury, kobiety zostały odsunięte od ołtarza.

Błędne jest też współczesne wyobrażenie o chrześcijaństwie jako religii biedoty. W źródłach dominują niezależni ekonomicznie kupcy, rzemieślnicy, wędrowni nauczyciele, stale przemieszczający się między miastami dobrze skomunikowanej wschodniej części Cesarstwa Rzymskiego.

Chrześcijaństwo było pierwotnie fenomenem wybitnie miejskim. Głosiciele dobrej nowiny przybywający do kolejnych ośrodków najpierw udawali się do synagog lub innych zbiorowisk ludzkich. – Dobrym przykładem jest św. Paweł z Tarsu, obywatel rzymski, czytający i piszący po grecku. Nie dość, że stale podróżował, to wspólnie z Pryscyllą i Akwilą, małżeństwem nawróconych Żydów z Pontu, produkował namioty i nimi handlował. Brało się to stąd, że w I w. starsi gmin nie byli utrzymywani przez wiernych. Prowadzili swoje warsztaty lub interesy, ponieważ prezbiterowanie było zajęciem „po godzinach” – podkreśla prof. Robert Wiśniewski, autor książki „Chrześcijanie pierwszych wieków”.

Prawda i mit

Uczniowie Jezusa byli prostymi żydowskimi rybakami i chłopami. Mateusz pracował wprawdzie ponoć jako celnik, a Judasz być może miał związek z handlem (dlatego został skarbnikiem apostołów), jednak prof. Bart D. Ehrman twierdzi, że wszyscy byli analfabetami. We właśnie wydanej po polsku książce „Fałsz. Kto pisał w imieniu Boga i dlaczego autorzy Biblii nie są tymi, za których ich mamy” przytacza szacunki, wedle których w I w. w Judei czytać umiało 3 proc. ludności, a pisać po grecku – zaledwie 1 proc.

Z drugiej strony, jeśli wierzyć Dziejom Apostolskim, chrześcijaństwo od początku było religią o globalnych aspiracjach, których realizacja stała się możliwa właśnie dzięki szybkiemu przejściu na grekę. Już w drugim pokoleniu wybuchł we wspólnocie jerozolimskiej konflikt między hebrajczykami mówiącymi po aramejsku a hellenistami. – Nawet w Rzymie Dobrą Nowinę głoszono głównie wśród greckojęzycznych migrantów, dlatego najstarsze inskrypcje w katakumbach są po grecku, a łacińskie przekłady fragmentów Biblii ukazały się dopiero pod koniec II w. Na soborze zwołanym przez Konstantyna w 325 r. w Nicei (dziś İznik w Turcji) ponad 90 proc. biskupów pochodziło ze Wschodu. Znaczenie łaciny, Zachodu i Rzymu w świecie chrześcijańskim zaczęło rosnąć dopiero w IV w. – mówi prof. Wiśniewski. Jednak nawet jeśli nasze wyobrażenie, że językiem Kościoła od zawsze była łacina, jest błędne, to znaleziona we Frankfurcie srebrna inskrypcja z III w., choć wczesna, nie powinna dziwić.

W historiografii chrześcijaństwa zaczęto wyolbrzymiać prześladowania, gdy już stało się oficjalną religią Cesarstwa Rzymskiego. Badaczka martyrologii chrześcijańskiej Candida Moss podkreśla, że chociaż chrześcijanie ginęli, to do połowy III w. tylko w lokalnych pogromach, głównie na Wschodzie. W 250 r. Decjusz wydał edykt nakazujący represjonowanie chrześcijan, a więc działania te nabrały charakteru ogólnopaństwowego i powtórzyły się jeszcze za Waleriana, a przede wszystkim za Dioklecjana. Miały wymiar polityczny, ale ich celem nie była eksterminacja wyznawców Chrystusa, którzy nigdy się jakoś specjalnie nie ukrywali. Moss podkreśla, że motyw katakumb pojawił się w opisach męczeństwa powstałych po Konstantynie, aby budować martyrologiczny mit i wzmacniać wiarę. Obecność w III w. chrześcijanina nad Renem nie była więc niczym dziwnym, tak samo jak pochówek w obrządku szkieletowym z amuletem z modlitwą chrystologiczną na szyi.

Chrześcijaństwo po Konstantynie nabrało wiatru w żagle, ale nie od razu. Proces tworzenia kanonu zaczął się już w II w., a w III w. rozwinęły się struktury hierarchiczne. Zaczęto mówić o Kościele jako o instytucji posiadającej biskupów i strukturę. – Wtedy też pojawili się pierwsi asceci. Po Konstantynie doszło do rozwoju i upowszechnienia tej formy życia po części dlatego, że wyrzeczenie się świata i przyjemności stało się namiastką nieosiągalnego już wówczas męczeństwa. W IV w. wraz z infrastrukturą, czyli kościołami z martyriami, oraz modą na odwiedzanie czyniących cuda pustelników narodził się ruch pątniczy, a wraz z nim wiara w moc relikwii. Siła słowa, tak ważna na początku, ustąpiła pola kultowi – zauważa prof. Wiśniewski.

Fałszerstwa i pseudoepigrafy

Nawet jeśli pierwsi apostołowie byli niepiśmienni, a początkowo nauczanie opierało się na przekazie ustnym, chrześcijaństwo było religią słowa. Pierwsze trzy Ewangelie kanoniczne powstały w latach 70–80., czwarta ok. 100 r. Kim byli autorzy? – Ewangelie były anonimowe, co nawiązywało do żydowskiej tradycji starotestamentowej, jednak dla greckojęzycznych wyznawców Chrystusa to nie było zrozumiałe, dlatego pojawiła się potrzeba przypisania ich wiarygodnym autorom, by wzmocnić przekaz – mówi dr Sławomir Poloczek z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Na początku II w. Papiasz z Hierapolis stwierdził, że pierwsza Ewangelia to spisane przez apostoła Mateusza słowa Jezusa, a druga jest autorstwa Marka, który przekazał słowa św. Piotra. Około 50 lat później Ireneusz z Lyonu dwie kolejne Ewangelie przyporządkował do Łukasza i Jana. Badania wykazały jednak, że dzieła te od razu powstały po grecku; autor tekstu uznanego za Mateuszowy nie znał topografii Judei, a Ewangelii i Apokalipsy Jana nie stworzyła ta sama osoba. Egzegeci doszli też do wniosku, że najstarszą i wzorcową z trzech pierwszych Ewangelii synoptycznych (o podobnej strukturze i wspólnych wątkach) była najprostsza i najkrótsza Ewangelia Marka, z której Łukasz i Mateusz wykorzystali 90 proc.

Wedle Moss w Cesarstwie Rzymskim zatrudniano jako skrybów wykształconych niewolników. Kimś takim mógł być Tercjusz (czyli „trzeci”), redaktor Listu św. Pawła do Rzymian. – W biblistyce istnieje „hipoteza sekretarza” zakładająca, że niektórzy autorzy nowotestamentalni korzystali z pomocy osób biegłych w literackiej grece. Nie wiadomo jednak, czy akurat ewangelistów byłoby stać na greckojęzycznego sekretarza, tak jak żydowskiego historyka Józefa Flawiusza, który przy pisaniu swoich dzieł korzystał z usług specjalisty, o czym mówi wprost. Drugim pytaniem jest, czy sekretarze nie zostawiliby jakiegoś śladu po sobie, jak Tercjusz właśnie – zastanawia się dr Poloczek.

Ehrman podkreśla, że w świecie grecko-rzymskim podpisywanie czyimś imieniem własnego tekstu wcale nie było czymś przyjętym, jak dotąd uważano. Uznawano to raczej za dowód fałszerstwa. Co więcej, twierdzi, że w nowotestamentowym kanonie tylko siedem listów ma pewną atrybucję i jest to część listów św. Pawła (do Rzymian, 1 i 2 Listu do Koryntian, do Galatów, do Filipian i 1 Listu do Tesaloniczan). Wszystkie inne to pisma anonimowe lub pseudonimiczne. Apologeci używają pojęcia „pseudoepigrafy” (pisma zawierające mylną informację o autorze) i tłumaczą, że ich twórcy nie mieli złych intencji – byli kontynuatorami nauk Jezusa lub apostoła, a ich rękę prowadził Duch Święty.

Tyle że sami chrześcijanie ostrzegali się nawzajem przed fałszerstwami. W 2 Liście do Tesaloniczan osoba podszywająca się pod św. Pawła przestrzega przed krążącym fałszywym listem. Podobna uwaga jest w 2 Liście św. Piotra zawierającym opisy zjawisk mających miejsce już po śmierci apostoła. Euzebiusz z Cezarei czy Orygenes walczyli z fałszerstwami, a Tertuliana bardzo ucieszyło, że „Dzieje Pawła i Tekli” okazały się napisane przez anonimowego diakona z Azji Mniejszej. Nie zgadzał się bowiem z zawartą w nich sugestią, by kobiety mogły sprawować rytuały liturgiczne.

Kanon i filozofia

Wielość pism wynikała z tego, że każda z gmin miała swoją ewangelię, być może kierowaną do konkretnych grup (według niektórych np. Ewangelia św. Marka była adresowana do chrześcijan rzymskiego pochodzenia, a Mateusz zwracał się do nawróconych Żydów).

Brak centralnych władz zmuszał do walki na teksty. W II w. zaczęto odrzucać te zakwalifikowane jako apokryficzne. – Gdy uznany za heretyka Marcjon z Synopy w połowie II w. stwierdził, że posiada prawdziwe pisma, czyli listy Pawłowe, oraz Ewangelię Pana, być może archaiczną wersję Ewangelii św. Łukasza, pojawiła się paląca potrzeba wskazania, które Ewangelie są natchnione. Najpierw Kanon Muratoriego (nazwany tak od nazwiska bibliotekarza, który odkrył go w 1740 r.) wprowadził podział na teksty natchnione, zdatne do czytania podczas liturgii; nieautentyczne, ale pouczające, właściwe do indywidualnej lektury oraz odrzucone jako heretyckie. A potem cztery konkretne Ewangelie uważane za kanoniczne ostatecznie wskazał Ireneusz z Lyonu – tłumaczy dr Poloczek.

Lista 27 ksiąg Nowego Testamentu – cztery Ewangelie, Dzieje Apostolskie, 13 listów Pawła, Listy katolickie i Apokalipsę św. Jana – pojawia się dopiero w liście patriarchy Aleksandrii Atanazego w 367 r. Potwierdzają ją kolejne synody – w Hipponie w 393 r. i cztery lata później w Kartaginie. Wybór pism kanonu jest zatem dość arbitralną decyzją grupy ojców Kościoła, którą utrwaliły czas i tradycja, bo jeszcze do końca antyku w kościołach czytano np. apokryficzną Ewangelię św. Piotra. Kwestia kanonu została zamknięta dopiero na synodzie trydenckim w 1546 r. Cały czas toczyły się spory wokół Trójcy Świętej, zmartwychwstania, wniebowstąpienia, dziewictwa Maryi. Jedne nurty uznawano za heretyckie, inne za obowiązujące.

W konfesyjnej literaturze pokutuje mylne przekonanie, że istnieje jakaś różnica między literaturą chrześcijańską a pogańską, tymczasem wszyscy antyczni intelektualiści uczyli się pisać na Homerze, Ajschylosie, dramatach ateńskich i znali grecką filozofię. Nie byłoby wnikliwych debat nad kwestią natury Jezusa, gdyby nie znajomość neoplatonizmu i stoicyzmu. Nic dziwnego, że największe spory dogmatyczne miały miejsce na greckojęzycznym Wschodzie – mówi dr Poloczek, a prof. Wiśniewski dodaje: – Znajomość kwestii filozoficznych wśród wczesnochrześcijańskich intelektualistów była na zdecydowanie wyższym poziomie niż u nas, bo wszyscy oni byli dziećmi antyku. W dodatku bardzo krytycznymi, bo już Orygenes na początku III w. i św. Hieronim, tłumacz całej Wulgaty na łacinę w IV w., poważnie zajmowali się egzegezą pism biblijnych i zauważali nieścisłości i różne style. Zastanawiali się nad miejscem Apokalipsy, bo chociaż apokaliptyka była typowa dla Starego Testamentu, to jedyne pismo tego typu pojawia się w Nowym Testamencie.

Starożytni egzegeci byli świadomi, że pewne fragmenty biblijne mogły być późniejszymi dodatkami, wątpili też, by św. Paweł napisał List do Hebrajczyków. „Bóg tylko wie, kto jest jego autorem” – pisał Hieronim, co jest prekursorskie wobec naukowych badań nad Nowym Testamentem, które trwają od ponad 200 lat. Nie są one łatwe i nawet oprogramowanie badające autentyczność pism – częstotliwości słów, użycia zwrotów, składni – nie dało jednoznacznych odpowiedzi.

Wiedza i wiara

Książka Barta D. Ehrmana nie stanowi zatem jakiegoś obrazoburczego odwrócenia porządku, bo tradycji chrześcijańskiej nie jest obce odsłanianie nieścisłości we własnych pismach. Nie jest to jednak wiedza powszechna. – Tak samo jak traktaty teologiczne intelektualistów wczesnochrześcijańskich nie prezentowały tego, co o wierze i tekstach myśleli i wiedzieli szeregowi członkowie gmin, podobnie dziś wiedza o wątpliwościach dotyczących kanonu nowotestamentowego znana jest przeważnie grupce badaczy. Choć nie we wszystkim się zgadzam z Ehrmanem, cieszę się, że jego książka wyszła po polsku. Świetnie rozprawia się z mitami przyjętymi w biblistyce na usprawiedliwienie zjawiska podpisywania tekstów kanonu nie swoim imieniem. Coś, co apologeci nazywają eufemistycznie pseudoepigrafią, Ehrman wprost określa jako fałszerstwa – mówi dr Poloczek.

A w chrześcijaństwie zazwyczaj spierano się właśnie o słowa i to one przesądziły, jak ta religia dziś wygląda. Wystarczy 18 linijek poszarpanego tekstu na srebrnej blaszce z Frankfurtu sprzed 1800 lat, by znowu rozpoczęła się dyskusja nad tłumaczeniem zawartych w nim znaczeń. Przecież to od nich zależy, jak spojrzymy na początki chrześcijan na północ od Alp, na pierwsze modlitwy czy znaczenie magii we wczesnym chrześcijaństwie.

|||||||||

„Fałsz. Kto pisał w imieniu Boga i dlaczego autorzy Biblii nie są tymi, za których ich mamy”
Bart D. Ehrman
Przekład: Maciej Studencki
Filtry
344 str.
ok. 60 zł

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną