James Cook James Cook Shutterstock
Człowiek

James Cook: trzy śmierci brytyjskiego żeglarza

Wyprawa Franklina: zidentyfikowano jedną z ofiar. Także kanibalizmu
Człowiek

Wyprawa Franklina: zidentyfikowano jedną z ofiar. Także kanibalizmu

Mieli znaleźć Przejście Północno-Zachodnie, żadnemu nie udało się przeżyć. Są nowe fakty dotyczące członków jednej z najsłynniejszych – a na pewno najtragiczniejszej – ekspedycji polarnej w historii.

Bohater czy złoczyńca? Ofiara czy winowajca? Kim był jeden z najsłynniejszych podróżników i dlaczego o jego zabójstwie dyskutuje się do dziś. [Artykuł także do słuchania]

W 1776 roku James Cook wyruszył w swoją trzecią wyprawę dookoła świata. Miała ona być ukoronowaniem jego kariery nawigatora, a jej celem odkrycie kluczowego dla brytyjskiego handlu Przejścia Północno-Zachodniego – drogi morskiej, która łączyłaby Ocean Atlantycki z Oceanem Spokojnym, czyli byłaby alternatywną trasą z Europy do Azji. Cook jednak ani nie odnalazł przejścia, ani nie wrócił do Wielkiej Brytanii. Zaledwie trzy lata po wypłynięciu, 14 lutego 1779 roku, zakończył i swoją wyprawę, i swoje życie.

Od tego momentu trwają próby zrozumienia, dlaczego do jego śmierci doszło i jakie było jej znaczenie. Mimo upływu czasu dyskusje stają się coraz żywsze – zwłaszcza dlatego, że obecnie Cook stał się figurą kontrowersyjną. Niektórzy podkreślają jego rolę jako kompetentnego nawigatora i obserwatora obyczajów. Dla wielu innych jest zaś przede wszystkim uosobieniem ruchu kolonizacyjnego z całą jego destrukcyjną siłą – zabijaniem rdzennych ludności, niszczeniem kultur, zarażeniem chorobami wenerycznymi, narzucaniem obcych obyczajów czy wplątywaniem się w istniejące układy polityczne.

Jego śmierć stała się zatem zalążkiem zarówno prawdziwych, jak i całkiem zmyślonych historii – o winie i krzywdzie, odkrywcy, który podawał się za boga i kanibalistycznych tubylcach oraz o tym, dlaczego z Europejczyka pozostał jedynie kawałek nogi.

Ostatnia podróż, wyraźna zmiana

Pochodzący z niezamożnej rodziny James Cook stał się jednym z czołowych nawigatorów imperium brytyjskiego. Rozsławiły go wyprawy dookoła świata, w trakcie których jako pierwszy Europejczyk dopłynął m.in. do Australii, Nowej Zelandii, Nowej Kaledonii czy Fidżi (często w tym kontekście mówi się o odkrywaniu, choć lądy te były już od dawna zamieszkane). Jako kapitan miał reputację człowieka o dużych kompetencjach i dyscyplinie. Jego dzienniki prowadzone były z dużą precyzją. Dzięki temu, że naciskał na dobrą dietę, jego załogi unikały powszechnie panującego wówczas na statkach szkorbutu. Jak na ówczesne czasy rzadko też używał przemocy fizycznej wobec swoich ludzi i utrzymywał relatywnie dobre stosunki z „tubylcami”.

Po dwóch wyprawach jako odznaczony eksplorator Cook dostał posadę oficera w Greenwich Hospital, która była głównie honorowa i miała zapewnić mu i jego rodzinie wygodne życie. Jednak podczas suto zakrapianej kolacji u Lorda Sandwicha Cook zgodził się na udział w trzeciej ekspedycji.

Wedle zapisów pokładowych, podczas tej ostatniej podróży w Jamesie Cooku zaszły wyraźne zmiany. Był zmęczony, napięty, jego wybuchy złości zaczęły dotykać tak załogi, jak i miejscowych ludności. Wyprawa też okazała się mocno problematyczna – towarzyszyły jej sztormy, a cały rejs trwał dużo dłużej, niż zakładano. Gdy mimo tych przeciwności załodze udało się w końcu dopłynąć na wysokość Przejścia Północno-Zachodniego, okazało się, że morze jest skute lodem, a zatem niemożliwe do przebycia.

Cook mógł w tym momencie wyprawę zakończyć. Postanowił jednak przezimować i w lepszych warunkach spróbować jeszcze raz. 17 stycznia dotarł Kealakekua Bay, gdzie powitał go entuzjastycznie tłum Hawajczyków. Niecały miesiąc później żeglarz zginął z rąk tych samych ludzi.

29 dni, kilka złych decyzji

Co sprawiło, że przez te parę tygodni relacje Cooka i miejscowej ludności tak drastycznie się zmieniły? Sprawa jest dosyć zagadkowa i interpretowano ją różnie. Na razie przypatrzmy się najpewniejszym faktom.

Kiedy Cook przypływa, w kalendarzu Hawajskim zaczynają się właśnie obchody święta boga Lono. Hawajczycy okrzykują tym imieniem Cooka, przed czym Brytyjczyk się nie wzbrania. Oferują również załodze pożywienie i chaty do mieszkania.

Ewidentnie jednak tubylcy nie spodziewają się, że pobyt Cooka będzie długi. Po kilku tygodniach zaczynają dopytywać, kiedy on i jego ludzie opuszczą ich wyspę. Statek wymaga jednak naprawy, a ta się przedłuża. Frustracja Hawajczyków rośnie. W końcu jednak statek wyrusza w dalszą drogę.

I to byłby koniec tej historii, gdyby nie wypadek: wkrótce po wypłynięciu burza niszczy jeden z masztów. Cook może zacumować na nieznanej części wysp Hawajskich lub wrócić w znajome miejsce. Wybiera to drugie. Tym razem jednak przyjęcie jest zupełnie inne. Atmosfera na wyspie od początku jest napięta – nikt nie spodziewał się powrotu załogi, a uszkodzenie statku nadszarpnęło autorytet Cooka. Tubylcy zaczynają okazywać swoje niezadowolenie, między innymi dokonując kradzieży.

Nadchodzi 14 lutego – dzień, w którym Cook planował odpłynąć ostatecznie. Rankiem jednak załoga odkrywa, że zniknęła jedna z szalup. Na tę wieść dowódca wpada w złość i naprędce opracowuje mocno ryzykowny plan: rozkazuje, by część załogi skonfiskowała Hawajczykom kajaki, sam zamierza porwać wodza Kalani'ōpu'u. Zakłada, że tubylcy się nie sprzeciwią, a załoga będzie opanowana.

Sytuacja szybko jednak wymyka się spod kontroli. Mieszkańcy wyspy stanowczo bronią kajaków, jeden z oficerów strzela do wysoko postawionego Kalimu. Niedługo później zgromadzony na plaży tłum widzi, jak Cook próbuje ciągnąć wodza Kalani'ōpu'u w stronę jednej z szalup i reaguje wściekłością. Załoga Cooka zaczyna uciekać, on sam nie rusza się zaś z miejsca – być może liczy na to, że Hawajczycy uznają to za akt odwagi i powstrzymają się od ataku. Myli się. I ginie na oczach swojej załogi.

Założone dobro, wyolbrzymione zło

Ludzie Cooka wrócili do Wielkiej Brytanii i zrelacjonowali, co się wydarzyło. Pierwszą reakcją był wstrząs. „London Gazette” pisała o łzach króla Jerzego III, kondolencje słała caryca Katarzyna. Nagła śmierć nadała Cookowi status postaci niemal mitycznej – na jego cześć powstawały poematy, sztuki i obrazy ukazujące go w pełnej chwale, np. unoszonego do nieba przez Atenę.

A skoro podróżnik zginął śmiercią niemalże męczeńską, potrzebne było odpowiednie odmalowanie jego przeciwników. Hawajczyków przedstawiano jako ludzi bezmyślnych, krwiożerczych i dzikich. Co więcej, dosyć szybko rozpowszechniła się plotka, że Cook po śmierci został zjedzony – co wynikało z kompletnej nieznajomości hawajskiej kultury. Ciało nawigatora (poza fragmentem nogi) rzeczywiście nie zostało zwrócone załodze, ale dlatego, że kości jako źródło mocy zostały trafiły do wojowników, co było dosyć typową praktyką na Hawajach. Tyle że Europejczycy w ogóle chętnie rozpowiadali historie o kanibalizmie odwiedzanych ludów. Było to dla nich źródło sensacji, ale też kolejny argument przemawiający za ich rzekomą wyższością cywilizacyjną i słusznością kolonizacji.

Dość szybko pojawiły się jednak głosy, które kwestionowały Cooka jako jednoznacznie pozytywnego bohatera tej historii. Co ciekawe, w dużej mierze pochodziły one ze środowisk religijnych – opowieść o podróżniku rozdmuchiwali misjonarze. Ich zdaniem podróżnik mianując się bogiem Lono, złamał boskie przykazania i za to spotkała go kara. Zabić go mieli zaś nie tyle sami Hawajczycy, co Bóg ich rękami. Reverend John Newton pisał „Bóg jest bogiem zazdrosnym, a w Owhyheee ten nieszczęsny człowiek cieszył się, gdy oddawana była mu cześć. [....]. Świat być może nie dostrzeże, że wydarzenie nosiło jasne znamiona boskiego niezadowolenia; ale umysł w jakimś stopniu uduchowiony nie może tego nie zauważyć”.

Krytyka bywała też bardziej stonowana: Cook nie poniósł kary boskiej, ale zwykłą, ludzką, za swoje zachowanie wobec Hawajczyków. Wicekapitan wyprawy, który był świadkiem wydarzenia, zapisał wprost, że sam dowódca ponosi winę za swoją śmierć. W prasie brytyjskiej można było znaleźć refleksję, że trudno dziwić się niechęci tubylców wobec brutalnie ingerujących w ich świat przybyszy. Mark Twain komentował „Nieupiększona historia odbiera zabójstwu kapitana Cooka romantyzm i jasno ukazuje sprawiedliwość owego zabójstwa. Gdziekolwiek udał, Cook przyjmowany był serdecznie i goszczony przez mieszkańców wysp, jego statki zaś hojnie zaopatrywane we wszelaką żywność. Za tę dobroć odwzajemnił się zniewagami i złym traktowaniem”.

Rzeczywiście w trakcie ostatniej wyprawy Cook zachowywał się brutalnie. Obcinał złodziejom drobnych przedmiotów uszy, skazywał ich na chłostę. A na jednej z odwiedzanych wysp za kradzież kozy nakazał załodze zatopić wszystkie kajaki, które były nie tylko jedynym środkiem transportu, lecz także bogato dekorowanymi dziełami sztuki.

Religijne uniesienie, polityczne gry

Najciekawsze jednak jest to, jak śmierć Cooka widzieli sami Hawajczycy. Wielu badaczy zadawało sobie to pytanie, jest ono jednocześnie trudne do zgłębienia – nie ma na ten temat żadnych źródeł pisanych.

Często w tym kontekście podkreśla się jednak funkcję rozczarowania. Według jednej z hipotez przybycie statku było dla hawajskiej społeczności tak wielkim szokiem, że odebrano je jako nadejście boga – stąd nazwanie Cooka imieniem Lono. Z czasem jednak przybysz zaczął jawić się mieszkańcom jako zwykły człowiek, czego ostatecznym potwierdzeniem było uszkodzenie masztu statku – na takie zdarzenie bóstwo przecież by nie pozwoliło. Zabicie Cooka byłoby zatem wyrazem religijnego gniewu.

Część badaczy podchodzi do takiej interpretacji sceptycznie. I słusznie. Opowieść ta aż nazbyt schematycznie wpisuje się w motyw uznawania białych eksploratorów za bogów. Podobne historie krążyły o przyjęciu Kolumba i Cortésa, mimo braku możliwości porozumienia się w językach lokalnych społeczności. W przypadku Cooka grunt jest nieco solidniejszy – załoga była w stanie porozumieć się z Hawajczykami dzięki znajomości języka, którą opanowała na Tahiti. Jak argumentuje profesor Gananath Obeyesekere, fakt, że Hawajczycy nazywali Cooka imieniem boga Lono, może być jednak interpretowany raczej jako element rytuału związanego z władzą. Brytyjczyk nie był pod tym względem traktowany wyjątkowo: Hawajczycy zwyczajowo nazywali wodzów i postacie, które uznawali za autorytety, od imion bogów – Cooka potraktowali po prostu z podobnym szacunkiem. Na co dzień używali zresztą raczej nazwy Tuute (hawajskiej wymowy nazwiska Cook). Znamienne jest to, jak inaczej interpretuje się zwyczaje europejskie w porównaniu do zwyczajów ludności tubylczej. Bez wahania uznajemy, że wspomniane wyżej przedstawienie Cooka unoszonego do nieba przez Atenę jest metaforą, podczas gdy w przypadku ludów nieeuropejskich łatwiej doszukujemy się przejawów religijnej naiwności.

Na zabójstwo można też spojrzeć z perspektywy zupełnie przyziemnej. Cook otrzymał wiele sugestii, że powinien już odpłynąć. Załoga wykorzystywała bowiem zasoby wyspy, często bez poszanowania dla jej mieszkańców – np. jedno z miejsc kultu zostało przez nią przekształcone w ładownię. W czasie pobytu podróżników u Hawajczyków zaczęły też pojawiać się pierwsze objawy chorób wenerycznych. A ostatniego dnia jeden wódz został zastrzelony i próbowano uprowadzić króla. Założenie przybyszy, że Hawajczycy zareagują na to pokojowo, było zadziwiające.

Można też drążyć dalej. Ponieważ sytuacja została opowiedziana głównie z perspektywy załogi Cooka, łatwo wpaść w pułapkę i dopatrywać się w zachowaniach Hawajczyków głównie reakcji jej działania. Tymczasem Val Wake argumentuje, że zarówno początkowy entuzjazm, jak i późniejsze rosnące niezadowolenie są znakiem politycznych rozgrywek na wyspie, w których Cook nieświadomie brał udział. Jego przypłynięcie było rzeczywiście wydarzeniem niecodziennym. Entuzjazm z nim związany mógł być wykorzystany przez grupę kapłanów. Niezadowolenie byłoby po części reakcją drugiego stronnictwa na ich rosnące wpływy. Zabicie Cooka miało ostatecznie znaczenie dla politycznych losów wyspy: wkrótce po nim władzę przejął bowiem Kamehameha, jeden z wodzów biorących nim udział zabójców i zjednoczył Hawajskie wyspy pod swoimi rządami.

Ostatni miesiąc życia Cooka oddaje w mikroskali to, co działo się na wyspach „odkrywanych” przez Europejczyków od początkowego entuzjazmu do rosnącego napięcia i konfrontacji. Sam Cook zapisywał w dziennikach, że dochodzi do wniosku, iż ludność odwiedzana przez europejskie statki tylko na tych kontaktach traci. Dosyć to symboliczne: Hawajczyk zabił go nożem, który podróżnik przehandlował mu parę dni wcześniej.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną