„Długi Covid” ma jeszcze jedną twarz. Polityczną
Wyobraźmy sobie, że za 100 lub 200 lat jakiś polihistor, badając dzieje XXI stulecia, dochodzi do wniosku, że pandemia Covid-19 była wydarzeniem, które przestawiło zwrotnice, kierując lokomotywę historii na nowe tory. A jeśli pierwsze dowody tej tezy już istnieją, ale jeszcze ich nie dostrzegamy?
Pandemie to wszechogarniające kryzysy zdrowotne i społeczne. Oddziałują również na sferę polityczną. Znany austriacki badacz Walter Scheidel dowodził, że epidemie spłaszczały nierówności społeczne. Bo kiedy śmiertelne wirusy zbierały swoje żniwo, świat „pracy”, czyli chłopi czy robotnicy najemni, zwykle nadrabiał dystans względem świata „kapitału”. Inny historyk James Belich potraktował średniowieczną czarną śmierć jako wydarzenie, które tak fundamentalnie zmieniło życie ekonomiczne i polityczne, że skierowało losy Europy na nowe tory i pozwoliło jej rozpocząć podbój świata.
Weimarska lekcja
Można znaleźć wiele przykładów wpływu, jaki pandemie wywierają na wyborców przy urnach. Ciekawy przykład stanowi badanie opublikowane w 2023 r. na stronach Centre for Economic Policy Research (CEPR), poświęcone wyborom w Republice Weimarskiej po epidemii hiszpanki (1918–20). Autorzy pokazali w nim, że w okręgach wyborczych, gdzie spowodowana grypą śmiertelność była największa, odnotowano zwrot w stronę partii lewicowych jako tych, które w oczach opinii publicznej jeszcze przed epidemią najbardziej troszczyły się o opiekę zdrowotną. W tamtych realiach była to Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD).
Co ciekawe, na krótką metę nie było w Niemczech weimarskich „efektu hiszpanki”, czyli odchylenia politycznego wahadła na pozycje skrajne, bo silna pozycja SPD w regionach najbardziej dotkniętych utrzymywała się konsekwentnie do końca lat 20. Teza o ewentualnym związku pandemii z późniejszym dojściem do władzy Hitlera nie została dotąd dobrze przebadana. W 2020 r. amerykański ekonomista Kristian Blickle opublikował co prawda na stronach Banku Rezerwy Federalnej artykuł, w którym dowodził, że istnieje korelacja między wysoką śmiertelnością w latach 1918–20 a wysokim poparciem dla NSDAP w wyborach w 1932 i 1933 r. Opierał się jednak tylko na prostym zestawieniu danych statystycznych, które kompletnie nie wyjaśnia, co się działo ze społeczeństwem niemieckim między pandemią a dojściem nazistów do władzy.
Epidemie niszczą zaufanie do rządów i nauki szczególnie wśród młodych wyborców.
Mimo to przykład Niemiec weimarskich zawiera pewne podpowiedzi dotyczące politycznej reakcji na epidemię. Pod tym względem na uwagę zasługuje badanie opublikowane w lipcu 2023 r. przez Instytut Ekonomiki Pracy (IZA) w Bonn przez dwójkę ekonomistów z monachijskiego Instytutu Badań nad Gospodarką (IFO). Wynika z niego, że w regionach, które przed nadejściem hiszpanki inwestowały w służbę zdrowia, szpitale itd., śmiertelność była mniejsza, a w związku z tym wyborcy „nagradzali” przy urnach polityków odpowiedzialnych za ten stan rzeczy. Z kolei osoby, które najchętniej przenosiły swoje głosy na partie skrajne (m.in. na początku lat 30. na NSDAP), wywodziły się z regionów wiejskich, gdzie infrastruktura medyczna była słaba, a śmiertelność wysoka. Wynika z niego, że doinwestowana opieka zdrowotna nie tylko ratuje życie, ale w dalszej perspektywie stabilizuje też system polityczny.
Te wnioski zdają się rymować z bardziej aktualnym badaniem z 2020 r. zamieszczonym na stronach London School of Economics. Pokazuje ono, że epidemie niszczą zaufanie do rządów i nauki szczególnie wśród młodych wyborców. Przebadano 750 tys. osób z grupy wiekowej 18–25 lat. Te, które miały za sobą doświadczenia pandemiczne, przejawiały mniejsze zaufanie do uczciwości wyborów oraz działań rządu jako takiego. Co istotne, z badań wynika, że nadwątlone zaufanie nie mija wraz z pandemią. Jego efekt jest długotrwały i może się utrzymywać nawet przez dwie dekady. Warto podkreślić, że respondenci wcześniej nie wykazywali szczególnych uprzedzeń wobec rządu, epidemia nie wzmacniała więc wcześniejszych przekonań.
Generacja Covid-19?
Autorzy odwołują się do poglądu węgierskiego socjologa Karla Mannheima, że pokolenie tworzą ludzie, którzy w młodości podlegali tym samym wpływom zewnętrznym. W tym kontekście pandemiczne doświadczenia dla osób między 18. a 25. rokiem życia mają istotne znaczenie w procesie kształtowania się poglądów politycznych. Warto zaznaczyć, że wspomniane badanie nie dotyczyło pandemii Covid-19. Wnioski wysnuto na podstawie historycznych sondaży Gallupa przeprowadzonych na 750 tys. ludzi w 142 krajach. Czy zatem uprawnione jest przypuszczenie, że istnieje zbieżność między skutkami hiszpanki w Niemczech w latach 20. a postpandemiczną Europą drugiej dekady XXI w.?
Mimo ogromu nieszczęść i śmierci Covid-19 dostarczył nieprawdopodobnie rzadkiej okazji do sprawdzenia – i to na skalę globalną – powyższej hipotezy. Nigdy przedtem żadne wydarzenie nie wywołało równie powszechnego zainteresowania i dyskusji na temat nauki i jej metod. Wszyscy szukaliśmy odpowiedzi na pytania o zasadność lockdownów, dystansowania społecznego czy działanie szczepionek. Pragnienie pewników rozbijało się jednak o typową dla nauki niejednoznaczność – owe „prawdopodobnie”, „można przypuszczać”, „wydaje się”. W te luki i szczeliny wchodzili kuglarze zbijający na zdezorientowanych kapitał nie tylko polityczny, mając do dyspozycji „wzmacniacz” w postaci mediów społecznościowych.
Jak zatem wyglądają skutki pandemii na gruncie stricte politycznym? Wyniki wyborów w wielu krajach wskazują na rosnącą popularność skrajnie prawicowych ugrupowań. Przyczyn jest oczywiście wiele, ale część obserwatorów już jakiś czas temu alarmowała, że „zwrot w prawo” widać szczególnie wyraźnie wśród najmłodszego elektoratu. W listopadowych wyborach w USA Donald Trump zanotował wyższy niż w 2020 r. wynik zarówno wśród młodych mężczyzn (wzrost o 15 proc.), jak i młodych kobiet (o 8 proc.). Wiele wskazuje, że nie jest to jednorazowy wybryk ani wynik rozczarowania Partią Demokratyczną, ale symptom czegoś znacznie poważniejszego. Wedle analizy przeprowadzonej w 2024 r. przez „Harvard Political Review” w ostatniej dekadzie zaufanie młodych Amerykanów do urzędu prezydenta spadło o 60 proc., a do Sądu Najwyższego czy Kongresu – o 30 proc.
We Francji w ostatnich wyborach do Zgromadzenia Narodowego skrajnie prawicowy Front Narodowy zaliczył skok popularności w grupie wiekowej 18–24 lata – z 12 proc. trzy lata temu do 25 proc. latem 2024 r. W Rumunii skrajnie radykalny kandydat na prezydenta Călin Georgescu zdobył popularność wśród młodzieży jako „antysystemowiec”, który nie ukrywa pogardy do demokracji. W Austrii we wrześniu 2024 r. zwyciężyła Wolnościowa Partia Austrii, której lider Herbert Kickl wypłynął na szerokie wody właśnie podczas pandemii, szermując antyszczepionkowymi hasłami. Najnowszy przykład pochodzi z Niemiec, gdzie podczas lutowych wyborów parlamentarnych radykalna AfD zajęła drugie miejsce, także wśród wyborców poniżej 25 lat.
Kiedy ochrona zdrowia zaczyna się sypać, następuje zwrot w kierunku sił skrajnych.
Mamy więc obszerny materiał dowodowy wyraźnego „zwrotu w prawo” młodzieży. Czy jednak stoi za nim pandemia? Przyczyn może być przecież wiele: rosnące koszty życia, problemy mieszkaniowe, niechęć wobec polityki migracyjnej państw Unii Europejskiej. Wszystkie je na poziome „meta” spina jednak rozczarowanie tradycyjnymi elitami politycznymi i instytucją państwa. Jeśli więc przyjąć założenie, że skutkiem epidemii wśród młodych jest przede wszystkim kryzys zaufania, to covid jawi się jak winowajca skrojony na miarę.
Tezę o „politycznym ogonie” pandemii wzmacniają wyniki badań skutków ograniczenia bezpośrednich kontaktów społecznych oraz trwałego wydłużenia czasu, jaki młodzież spędza w social mediach. Pojawiają się analizy, które wskazują, że prowadzi to do pogłębiających się podziałów pomiędzy płciami. Autor preprintu opublikowanego w styczniu tego roku przez Open Science Framework, Norweg Ruben B. Mathisen z uniwersytetu w Bergen, stwierdził, że media społecznościowe tworzą „oddzielne sfery dla dorastających dziewczyn i chłopców”. W sieci jest coraz mniej możliwości, aby obie grupy mieszały się i wymieniały poglądami. Zamiast tego tworzą się „plemiona”. Zdaniem Mathisena skutkiem jest rosnący dystans ideologiczny między płciami oraz wzrost popularności skrajnej prawicy wśród najmłodszych Norwegów, ponieważ to właśnie ona przekonuje, że równouprawnienie „poszło za daleko”.
Brakujący element
Badania nad długookresowymi skutkami epidemii ujawniają nieoczywiste powiązania między jakością opieki zdrowotnej a stabilnością systemu politycznego. Ochrona zdrowia publicznego, a nie tylko wybranych jednostek, jest przecież jednym z filarów nowoczesnego państwa. Kiedy zaczyna się sypać, następuje zwrot w kierunku sił skrajnych. Z tej perspektywy ataki na publiczną służbę zdrowia bądź nawoływanie do cięcia wydatków na nią są więc pośrednim atakiem na państwo.
Wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z zaklętym kręgiem: epidemie burzą zaufanie, co osłabia państwo, co z kolei godzi w jego zdolności do obrony przed kolejną epidemią. Jeśli faktycznie wirusy mogą zadawać demokracjom tak dotkliwe i długotrwałe rany, to co robić, aby zminimalizować straty w przyszłości? Nie ma na to prostych recept, są tylko przestrogi. Epidemie faworyzują silne rządy obdarzone zaufaniem społecznym. Tylko takie mogą podjąć zdecydowane kroki w walce z kryzysem zdrowotnym, bo tylko takie budzą wiarę, że rząd wie, co robi. Państwo osłabione epidemią jest natomiast bardziej narażone na ataki ekstremistów, którzy osłabiają jego instytucje, co prowadzi do bezsilności w obliczu kolejnych zagrożeń. I koło się zamyka.
Czy bez covidu nie byłoby problemu skrajnej prawicy? Oczywiście nie. Prawdziwość twierdzenia, że to pandemia sprzed paru lat odpowiada za słabnięcie demokracji na skalę globalną jest (na razie) taka sama jak tego o wyniesieniu do władzy Hitlera przez hiszpankę. To tylko jeden element układanki. Być może właśnie ten, który sklei obraz w całość.