Shutterstock
Kosmos

Bliskie spotkanie w trzech aktach. Recenzja książki: Garrett M. Graff, „UFO”

Mick West: Ludzie biorą za UFO samoloty, gwiazdy i pelikany
Człowiek

Mick West: Ludzie biorą za UFO samoloty, gwiazdy i pelikany

Czy amerykańskie myśliwce rzeczywiście sfilmowały statki obcych? Skąd się bierze ogromne zainteresowanie kosmitami? Rozmowa z Mickiem Westem, badaczem teorii spiskowych, członkiem Committee for Skeptical Inquiry.

Amerykański dziennikarz stworzył wciągającą, obszerną i wielowątkową opowieść o rzekomych wizytach kosmitów. Dostałby za nią wysoką ocenę, gdyby nie wpadka w ostatniej części książki.

UFO, podobnie jak Myszka Miki czy guma do żucia, to produkt amerykański, który podbił świat i ma swoją datę „wypuszczenia na rynek”: 24 czerwca 1947 r. Tego dnia pilot amator Kenneth Arnold, przelatując nad Górami Kaskadowymi na północnym zachodzie USA, zaobserwował „dziewięć dziwnie wyglądających obiektów”. Następnego dnia opowiedział o tym dziennikarzom lokalnej gazety, posługując się specyficznym porównaniem: pojazdy miały poruszać się jak spodki puszczone po tafli wody, czyli odbijając się od niej. Dlatego media zaczęły pisać o spotkaniu obiektami w kształcie latających spodków (lub talerzy), choć nie taka była intencja Arnolda (nie chodziło o ich wygląd).

Datę narodzin UFO można by jednak pewnie cofnąć jeszcze o pół wieku, kiedy Ameryka doświadczyła przedsmaku podobnej gorączki, jak w drugiej połowie XX w. Między listopadem 1896 a kwietniem 1897 r. prasa donosiła o fali obserwacji tajemniczych „statków powietrznych”, które miały przemierzać niebo od Kalifornii po Zachodnią Wirginię. Relacje świadków, choć różnorodne, opisywały najczęściej obiekty podobne do sterowców, czasem z podwieszonymi koszami lub mechanizmami. Nocą widywano jaskrawe światła, białe lub czerwone, a zgłaszane prędkości wahały się od 10 km/h do – imponujących, jak na tamte czasy – 250 km/h. Pojawiła się nawet sensacyjna historia z Illinois o lądowaniu i krótkiej rozmowie sześciu pasażerów statku z farmerem. Fala obserwacji ucichła latem 1897 r., a całą sprawę ostatecznie uznano za mistyfikację.

Od Niebieskiej Księgi…

O tych mało znanych początkach UFO przypomina amerykański dziennikarz Garrett Graff (finalista Nagrody Pulitzera) w swojej książce. Imponującej nie tylko swoją, ale przede wszystkim zakresem tematycznym. Autor pisze bowiem o narodzinach i historii UFO, zmaganiach amerykańskich władz z tym zjawiskiem (próbowały przez dekady wyjaśniać, o co w tym wszystkim właściwie chodzi), ale również o naukowych poszukiwaniach sygnałów (radiowych czy świetlnych) od potencjalnych inteligentnych cywilizacji kosmicznych (program SETI).

Kwestie zaangażowania różnych rządowych instytucji (CIA, FBI czy wojska) są zresztą jednym z kluczowych tematów książki. Jak np. Projekt Blue Book (jego nazwa pochodziła od niebieskich notatników, które studenci dostawali podczas egzaminów i w których było sporo zagmatwanych pytań), czyli najbardziej znanego i najdłużej działającego oficjalnego programu Sił Powietrznych USA poświęconego badaniu Niezidentyfikowanych Obiektów Latających. Impulsem do jego powołania w 1952 r. stała się fala doniesień o UFO napływających wówczas z całej Ameryki oraz rosnące zaniepokojenie w kręgach wojskowych i wywiadowczych (czy to nie Sowieci), spotęgowane przez głośne incydenty. Takie jak tzw. waszyngtońska karuzela z lipca 1952 r., czyli seria licznych obserwacji UFO nad stolicą USA, obejmująca zarówno relacje wizualne, jak i odczyty radarowe z kilku lotnisk. Wydarzenia te unaoczniły potrzebę bardziej systematycznego i naukowego podejścia do zbierania oraz analizowania danych o niewyjaśnionych zjawiskach powietrznych.

Projekt Blue Book dążył do obiektywnego i rzetelnego zbadanie każdego przypadku oraz oddzielenia obserwacji dających się wytłumaczyć (jako samoloty, balony, zjawiska naturalne) od tych prawdziwie zagadkowych (zlecono nawet szczegółową analizę statystyczną tysięcy przypadków, żeby znaleźć różnice i podobieństwa między relacjami). Prace zostały ostatecznie zakończone w 1969 r. następującymi konkluzjami: UFO nie stanowią zagrożenia dla USA, nie ma dowodów, by reprezentowały technologię wykraczającą poza znaną naukę ani by były pojazdami pozaziemskimi.

Graff nie ucieka jednak od eksplorowania bardziej niszowych aspektów fenomenu UFO. Przykładem jest rozdział poświęcony tajemniczym kręgom w zbożu, które przez lata pojawiały się głównie na brytyjskich polach, czemu towarzyszyły teorie o zakodowanych wiadomościach od obcych lub śladach lądowań. Poświęca też miejsce innym barwnym elementom folkloru ufologicznego, takim jak historie pierwszych „kontaktowców” z lat 50., legendy o „facetach w czerni” czy fenomenie uprowadzeń przez obcych. Takie podejście pozwala autorowi zaprezentować zjawisko UFO nie tylko przez pryzmat oficjalnych dochodzeń i nauki, ale także jako ważny element kultury popularnej i zwierciadło społecznych lęków oraz nadziei.

Czytelnik dostaje zatem do ręki prawdziwe „opus magnum”, można by rzec „ufologiczną biblię”, w której poruszone zostały wszystkie najważniejsze wątki dotyczące rzekomych „wizyt kosmitów”. I, co ważne, dobrze napisaną z pozycji maksymalnie obiektywnej – może nawet czasami zbyt przesadnie, bo niektóre tematy z uniwersum ufologicznego naprawdę trudno traktować poważnie.

… do kamer myśliwców

Jedyne poważne zastrzeżenia można mieć w stosunku do ostatniej, trzeciej, części książki opisującej lata 2020–2023, na które przypada nowa fala zainteresowania UFO w USA. Zaczęła ona wzbierać w 2017 r. po publikacji artykułu w dzienniku „The New York Times” dotyczącego tajnego programu Advanced Aerospace Threat Identification Program (w skrócie AATIP, czyli Zaawansowany Program Identyfikacji Zagrożeń Lotniczych) realizowanego w latach 2007–12 pod auspicjami Departamentu Obrony. W jego ramach analizowano m.in. nagrania z kamer amerykańskich myśliwców, które rzekomo spotkały UFO. Podobno badano też „stopy metali i inne materiały” mające pochodzić z rozbitych pojazdów kosmitów. Gazeta umieściła też na swojej stronie internetowej trzy krótkie filmy z kamer myśliwców, na których widać dziwnie zachowujące się niezidentyfikowane obiekty (trzy lata później wojsko potwierdziło autentyczność tych nagrań).

Materiał nowojorskiej gazety trudno jednak uznać za dociekliwy i krytyczny. Jego autorzy nie podejmują bowiem prób wyjaśnienia, czym w rzeczywistości mogły być „tajemnicze obiekty” zarejestrowane przez samoloty, o szokujących analizach „stopów metali” pochodzących z UFO nie wspominając. I nie ma się co dziwić, skoro jedną z trojga autorów tekstu jest Leslie Kean. To znana entuzjastka UFO (poświęciła temu książkę), które stało się głównym tematem jej działalności zawodowej, a także tropicielka dowodów na życie pozagrobowe (również na ten temat napisała książkę oraz m.in. twierdziła, że w czasie jednego z seansów spirytystycznych dotykał ją duch). Jest też powiązana z nieformalną, za to wpływową grupą byłych polityków, urzędników oraz biznesmenów przekonanych o realności wizyt kosmitów na Ziemi. To właśnie oni udostępnili nowojorskiemu dziennikowi filmy z kamer myśliwców i byli głównym źródłem informacji.

Niestety i Graffowi zabrakło sceptycyzmu i dociekliwości. Prezentuje on Kean jako rzetelną, dociekliwą i wpływową dziennikarkę. A np. jego krytyczna analiza tego, co tak naprawdę może być widać na nagraniach z wojskowych samolotów, ogranicza się do dwuzdaniowego przypisu, w którym powołuje się na „ufosceptyka Micka Westa”. Gdyby poświęcił czas na porozmawianie z Westem (co zrobiliśmy my), to uzyskałby znacznie bardziej rzetelny i ciekawy materiał, podnosząc tym samym wartość ostatniej części jego książki.

Nie zmienia to jednak generalnej pozytywnej oceny dzieła Graffa, które imponuje liczbą wątków i detali. Dla osób zainteresowanych różnymi aspektami zjawiska UFO będzie więc na pewno wartościową lekturą. Z zastrzeżeniem, by ostatnią część książki traktować z bardzo dużym dystansem.

|||||||||

„UFO. Rząd USA, CIA i Pentagon. NASA i SETI.
Archiwalne, odtajnione dokumenty. Historia i teraźniejszość”
Garrett M. Graff
przekład Grzegorz Gajek
Wydawnictwo SQN
704 str.
ok. 50 zł