Do listy zapylaczy dodajemy krewniaka stonogi
Rozmnażanie żyjących w rzekach, morzach i oceanach krasnorostów jest zmorą uczniów. Jak w przypadku wielu glonów, występuje u nich przemiana pokoleń, ale czasem na jednej zmianie (gametofit rozmnażający się płciowo i sporofit rozmnażający się przez zarodniki) się nie kończy. Poza tym, nawet gdy jakiś organ czy komórka krasnorosta pełnią tę samą funkcję co u reszty glonów, to z reguły są na tyle specyficzne, że używa się dla nich odmiennych nazw.
Płciowa część procesu rozwojowego jest w miarę prosta – plemnik ma się dostać do komórki jajowej leżącej w lęgni i ja zapłodnić. No ale, żeby nie było za łatwo, plemnik krasnorostów ma nazwę spermacjum.
Żeński organ rozmnażania płciowego zwany lęgnią można określać jako oogonium, jak u innych glonów. Ale krasnorostowa lęgnia to karpogonium, bo po zapłodnieniu wyrośnie na karposporofit. Ta nazwa pochodzi z greki i oznacza sporofit wyrastający na gametoficie na kształt owocu. Karpogonium ma wystającą część zwaną włostkiem (trichogyne), do której przyczepia się spermacjum.
Najpierw do zapłodnienia jednak musi dojść, a to nie jest trywialne. Powodem, dla którego spermacjum ma nazwę inną niż plemnik, czyli spermatozoid, jest brak wici (nie przypomina zwierzątka, więc nie zasługuje na końcówkę „zoid”). Nie umie więc samodzielnie pływać i polega jedynie na ruchu wody.
Pod tym względem przypomina to trochę sytuację wielu odległych krewnych krasnorostów, czyli roślin lądowych, których plemniki przenosi albo woda, albo – częściej – wiatr. U roślin kwiatowych plemniki są ukryte wewnątrz ziaren pyłku i zapłodnienie następuje po zapyleniu. Jak wiadomo, w wyniku ewolucji z czasem coraz więcej roślin zamiast być zapylane przez wiatr, korzystało ze zwierzęcych zapylaczy. Najczęściej to owady, ale mogą być też nietoperze, kolibry czy ślimaki.
Grupa francuskich i chilijskich badaczy ostatnio opublikowała w „Science” wyniki swoich obserwacji i eksperymentów z życia krasnorostu Gracilaria gracilis. Na jego plechach żyje skorupiak podwoik bałtycki (Idotea balthica). Okazuje się, że żeńskie plechy odwiedzane przez podwoika są zapładnianie częściej niż inne. Nie jest to przypadek – zaobserwowano, że do ciała podwoika łatwo przyklejają się spermacja, które dzięki temu nie dryfują w nieznane, licząc na ślepy traf. Najwyraźniej do listy zapylaczy należy dodać kolejny gatunek – tym razem morskiego równonoga, czyli krewniaka stonóg.
Oczywiście tu nie ma pyłku jako takiego, więc nie można tego nazwać zapylaniem. A nawet, gdyby był, specjaliści od krasnorostów nie pozwoliliby na tak prostą i niczym niewyróżniającą się nazwę.