COP15: Koniec wojny przeciw przyrodzie
Dokument wieńczący Konferencję Konwencji ONZ o różnorodności biologicznej bez wątpienia można nazwać przełomowym. Potwierdza zgodę ponad 190 państw członkowskich na przyjęcie celów wskazanych przez środowiska naukowe, których osiągnięcie ma powstrzymać masowe ginięcie gatunków. Proces ten został opisany w wielkim raporcie o Różnorodności Biologicznej i Funkcji Środowiska opublikowanym w 2019 r. przez IPBES – Międzyrządową Platformę ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Środowiska. Opracowanie pokazało jednoznacznie, że to aktywność człowieka jest główną przyczyną presji środowiskowej prowadzącej przyspieszającej utraty różnorodności biologicznej.
Zadania do wykonania
Uczestnicy COP15 ustalili, że dobre relacje z naturą należy odbudować do 2050 r. By tak się stało, trzeba natychmiast ostro wziąć się do roboty i do końca dekady zrealizować cztery główne zadania oraz osiągnąć 23 cele szczegółowe.
Należy więc:
• zatrzymać ginięcie gatunków wywołane presją człowieka oraz powstrzymać proces utraty różnorodności genetycznej populacji dzikiej przyrody,
• odbudować ekosystemy ulegające obecnie destrukcji,
• wypracować mechanizmy sprawiedliwego korzystania z zasobów przyrody, by nie było ono nie tylko przyczyną utraty różnorodności, ale także eksploatacji ekonomicznej i nierówności społeczno-ekonomicznych,
• wypracować mechanizmy wsparcia finansowego i technologicznego dla krajów rozwijających się.
Cele szczegółowe to m.in.:
• objęcie ochroną 30 proc. obszarów lądowych, morskich, podmokłych i nadbrzeżnych,
• zapewnienie, że co najmniej 30 proc. obszarów zdegradowanych poddanych będzie procesowi efektywnej odbudowy,
• podjęcie skutecznej walki ze skutkami rozprzestrzeniania się gatunków inwazyjnych,
• ograniczenie ryzyka zanieczyszczenia środowiska ze wszystkich źródeł, zwłaszcza jednak pestycydów,
• ograniczenie wpływu zmian klimatycznych i zakwaszenia oceanów na różnorodność biologiczną.
Realizacja tak ambitnych zadań wymagać będzie nakładów, dlatego cel 19 określa konieczność przeznaczania do 2030 r. 200 mld dolarów rocznie (chodzi o sumę środków pozyskiwanych na całym świecie ze środków prywatnych i publicznych) na przywracanie i ochronę różnorodności biologicznej. Wzrosnąć ma także – do 2025 r. 20 mld dolarów rocznie, a do 2030 r. do 30 mld dolarów rocznie – pomoc krajów rozwiniętych dla krajów rozwijających się.
Nie zabrakło stwierdzeń o konieczności powiązania troski o różnorodność biologiczną z równością płci i zwiększeniem udziału kobiet w podejmowaniu decyzji. Wskazano również fundamentalne znaczenie otwartego dostępu do wiedzy, bezwzględnego poszanowania praw ludności rdzennej oraz wykorzystania zasobów wiedzy lokalnej.
Południe obawia się kosztów zmian
Komentatorzy podkreślają, że podczas negocjacji tekstu porozumienia spierano się o każde słowo. Same uzgodnienia trwały niemal cztery lata, a prawie dwutygodniowa konferencja COP15 była czasem najintensywniejszych negocjacji. Główną jego osią – podobnie jak podczas Szczytu Klimatycznego COP27 – okazało się napięcie między Globalną Północą i państwami Globalnego Południa. Te drugie oczekują, że bogaci będą w walce o środowisko szczodrzej pomagać mieszkańcom krajów rozwijających się. I nie chodzi jedynie o wynikającą z empatii filantropię, ale zwykłą sprawiedliwość. Zarówno kryzys klimatycznych, jak i katastrofa utraty różnorodności biologicznej są bowiem skutkiem przede wszystkim dotychczasowego modelu rozwoju wypromowanego w krajach zaawansowanego kapitalizmu.
Bogaci deklarują, że chcą się troszczyć o różnorodność biologiczną i pomagać. Nie zgadzają się jednak na utworzenie specjalnego funduszu (przełamanie ich oporu było największym sukcesem negocjacji klimatycznych w Egipcie, precedensu nie udało się powtórzyć w Montrealu). Tworzyłoby to – argumentują – precedens otwierający drogę do kolejnych roszczeń, a także potwierdzało szczególną rolę i odpowiedzialność części państw wobec problemu, który wymaga solidarnego zaangażowanie wszystkich państw świata.
Wielu komentatorów zwraca jednak uwagę, że w istocie za tymi argumentami kryje się hipokryzja bogatych. Kanada, gdzie odbywała się Konferencja COP15, należy do krajów najmniej życzliwych środowisku i klimatowi – podstawą jej gospodarki wciąż jest eksploatacja zasobów naturalnych i surowców kopalnych. Zainteresowanie tamtejszych mediów wydarzeniem było zresztą znikome. Kanada przynajmniej jednak ratyfikowała Konwencję o różnorodności biologicznej. Południowy sąsiad – Stany Zjednoczone – tego nie uczyniły, nie są więc też stroną przyjętego w Montrealu dokumentu.
Innym wyrazem napięć były protesty delegacji państw afrykańskich, zwłaszcza Demokratycznej Republiki Kongo i Kamerunu. Oskarżyły one przewodniczącego Konferencji – ministra środowiska Chin – o manipulację i narzucenie tekstu porozumienia bez rzeczywistego konsensu. Podejrzewają bowiem, że realizacja polityki różnorodności klimatycznej będzie odbywać się ich kosztem. Tu znowu powtarza się wzór z negocjacji klimatycznych: kraje najsłabiej rozwinięte obawiają się, że redukcja emisji gazów cieplarnianych oznaczająca odejście od paliw kopalnych ograniczy ich możliwości rozwoju.
Wiedza lokalna zostaje doceniona
Bardzo ciekawym wątkiem powtarzającym się w oficjalnych międzynarodowych dokumentach dotyczących środowiska, klimatu, różnorodności biologicznej jest podkreślanie podmiotowości i praw społeczności rdzennych. Nie chodzi przy tym jedynie o kwestie praw człowieka, lecz uznanie, że społeczności te są niezbędne dla skutecznego rozwiązania takich problemów, jak utrata bioróżnorodności i kryzys klimatyczny. Dysponują one bowiem zasobami wiedzy lokalnej o unikatowym charakterze, która w połączeniu z uniwersalną wiedzą naukową jest źródłem konkretnych rozwiązań.
Więcej – katastrofa ekologiczna i utrata bioróżnorodności prowadząca do masowego ginięcia gatunków jest w dużym stopniu skutkiem ekstensywnego rozwoju gospodarki przez państwa imperialne w okresie kolonializmu. Elementem ówczesnych podbojów było niszczenie lokalnych kultur i związanych z nimi zasobów wiedzy w imię źle rozumianego uniwersalizmu legitymizowanego odwołaniami do nowoczesnej – to znaczy zachodniej – nauki.
Aspektem tego procesu było i jest ciągle przechwytywanie lokalnej wiedzy dotyczącej np. leczniczej właściwości roślin, by na tej podstawie opracowywać leki i je komercjalizować w globalnych sieciach obiegu farmaceutycznego. Przyjęty podczas COP15 dokument odrzuca biopiractwo i zwraca uwagę na konieczność sprawiedliwego podziału korzyści będących efektem wykorzystania wiedzy lokalnej.
Katarski afekt wygrał z rozumem
Dokument końcowy konferencji COP15 przy uważnej lekturze dostarcza wielu ciekawych informacji. Zawiera też ważne ustalenia. Nie daje tylko jednego: gwarancji, że potwierdzone nim zobowiązania będą realizowane. Warto pamiętać, w 2010 r. podczas konferencji COP10 w Nagoi przyjęto tzw. Cele Aichi, czyli 20 Celów Różnorodności Biologicznej do roku 2020. Żaden z nich nie został zrealizowany, mimo że były mniej ambitne niż te z Montrealu.
Czy tym razem będzie inaczej? Na swój sposób na to pytanie odpowiedział Emmanuel Macron. Prezydent Francji, zamiast pojechać na finał COP15 do Montrealu, wybrał się na finał Mundialu do Kataru. Poza najbardziej radykalnymi aktywistami ekologicznymi mało kto miał o to pretensje do Macrona, wszak pojechał kibicować drużynie swojego kraju, a poza tym do Kanady nie wybrał się żaden z ważnych polityków.
Emocje okazały się silniejsze od rozumu, krótkotrwały afekt wygrał z żalem nad ginącym w coraz szybszym tempie światem. Oczywiście, ów afekt nie wyklucza możliwości realizacji ważnych strategicznie celów. Katarskie Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej były jednak bezprecedensową kumulacją ludzkiej pychy i pogardy wobec środowiska i klimatu. Świat, w którym możliwe i akceptowane są podobne ekscesy, sam skazuje się na katastrofę. Zebrani w Montrealu na COP15 przygotowali przepis, jak katastrofy uniknąć. Czy rzeczywiście gotowi jesteśmy z niego skorzystać?