W jednej ze scen filmu „A Hard Day’s Night” kwartet The Beatles występuje na tle wizerunków chrząszczy, co nawiązuje do nazwy zespołu. W jednej ze scen filmu „A Hard Day’s Night” kwartet The Beatles występuje na tle wizerunków chrząszczy, co nawiązuje do nazwy zespołu. avid Hurn, Magnum Forum,
Środowisko

Kultowe chrząszcze

Stanisław Falimirz w swoim dziele z roku 1534 „O ziołach i mocy ich” zajmował się także zwalczaniem powszechnie wówczas występujących wszy.Biblioteka Narodowa w Warszawie Stanisław Falimirz w swoim dziele z roku 1534 „O ziołach i mocy ich” zajmował się także zwalczaniem powszechnie wówczas występujących wszy.
Majka lekarska, zwana też pryszczelem, jest pięknie ubarwionym chrząszczem z rodziny oleicowatych. Wszystkie oleicowate wydzielają substancję o silnym drażniącym i trującym działaniu.Marek W. Kozłowski Majka lekarska, zwana też pryszczelem, jest pięknie ubarwionym chrząszczem z rodziny oleicowatych. Wszystkie oleicowate wydzielają substancję o silnym drażniącym i trującym działaniu.
Stanisław Szczęsny Potocki (1752–1805) - domniemana ofiara przedawkowania muchy hiszpańskiej.Muzeum Narodowe w Warszawie Stanisław Szczęsny Potocki (1752–1805) - domniemana ofiara przedawkowania muchy hiszpańskiej.
Hetman Stanisław Koniecpolski (1591–1646) – domniemana ofiara przedawkowania muchy hiszpańskiej.Muzeum Narodowe w Warszawie Hetman Stanisław Koniecpolski (1591–1646) – domniemana ofiara przedawkowania muchy hiszpańskiej.
Biedronka siedmiokropka na liściu.Shutterstock Biedronka siedmiokropka na liściu.
Portret jelonka rogacza pędzla Albrechta Dürera z 1505 r. to bodaj pierwszy realistyczny wizerunek chrząszcza w malarstwie.domena publiczna Portret jelonka rogacza pędzla Albrechta Dürera z 1505 r. to bodaj pierwszy realistyczny wizerunek chrząszcza w malarstwie.
Poświętnik czczony jest rosłym żukiem występującym dość licznie wokół Morza Śródziemnego i Morza Czarnego.Shutterstock Poświętnik czczony jest rosłym żukiem występującym dość licznie wokół Morza Śródziemnego i Morza Czarnego.
Amulety ze skarabeuszem były przez całe tysiąclecia produkowane w starożytnym Egipcie na skalę niemal masową; jeszcze i dzisiaj można jakiś wygrzebać z piasku lub kupić po stosunkowo przystępnej cenie.Metropolitan Museum of Art Amulety ze skarabeuszem były przez całe tysiąclecia produkowane w starożytnym Egipcie na skalę niemal masową; jeszcze i dzisiaj można jakiś wygrzebać z piasku lub kupić po stosunkowo przystępnej cenie.
Poczwarka chrząszcza z rodziny żukowatych, zamknięta w kapsułce zwanej kokolitem, bardzo przypomina staroegipski pochówek.Marek W. Kozłowski/ŻIH Poczwarka chrząszcza z rodziny żukowatych, zamknięta w kapsułce zwanej kokolitem, bardzo przypomina staroegipski pochówek.
Wplotły się w naszą kulturę na różne sposoby. Od nich pochodzi nazwa zespołu The Beatles. Majka otruła niejednego gorliwego kochanka. Biedronka była naszym łącznikiem z niebem. Jelonek miał moc talizmanu. A za zabicie skarabeusza groziła kara śmierci.

W filmie „A Hard Day’s Night” kwartet The Beatles gra w studiu telewizyjnym na tle wiszących na ścianach wizerunków chrząszczy. Wprawne oko może dostrzec tu biegacza fioletowego, kałużnicę czarną i przedstawiciela kózkowatych Macrodontia cervicornis. Nazwę zespołu wymawia się tak samo jak „chrząszcze” – beetles – i ewidentnie nawiązuje do wiszących za nim obrazków. John Lennon, zapytany, skąd wzięło się nawiązanie w nazwie kwartetu z Liverpoolu do owadów, wymyślał różne farmazony. Raz mówił, że to z piosenki Buddy’ego Holly’ego „That’ll be the Day”, śpiewającego to w ten sposób, że słychać raczej datl beetle day, innym razem, że we śnie przyszedł do niego wielki chrząszcz i po prostu nakazał mu nazwanie zespołu własnym mianem. John posłuchał chrząszcza i nazwał swój pierwszy szkolny zespół The Silver Beatles. Stąd już krok do genialnej nazwy „Beatles”, która zawiera i chrząszcza (beetle), i rytm rock and rolla (beat)!

Kiedy rodzaj Homo wszedł na arenę dziejów jakieś 2 mln lat temu, chrząszcze (Coleoptera) zamieszkiwały Ziemię już od ponad 250 mln lat. Przez ten czas stały się potęgą różnorodności i wypełniły biocenozy lądowe w wielomilionowym bogactwie gatunków. Nic więc dziwnego, że wplotły się w kulturę ludzi na różne sposoby. Stały się ważnym pokarmem, źródłem medykamentów, obiektem adoracji i kultu, a kiedy człowiek zaczął uprawiać rośliny – także szkodnikami. W Polsce uczestnicy ankiety telefonicznej na pytanie, jakie znają chrząszcze, odpowiadali, że chrabąszcza, żuka i… może biedronkę. Dalej mieli kłopoty. Prawdopodobnie z niejaką irytacją zastanawiali się, dlaczego pytają ich o jakieś „robaki”, a nie o uczestnictwo np. w promocji cudownych garnków i patelni (ankietę prowadziliśmy w roku 2001, kiedy telefoniczne zaproszenia na prezentacje rewolucyjnego sprzętu kuchennego były częste).

Majka lekarska

I ci zirytowani ankietowani mieli w jakimś względzie rację, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że słowo „robak” kiedyś mogło oznaczać właśnie chrząszcza. Wywodzi się ono ze słowa „chrobak”, określającego to, co – chrobocząc – gryzie coś, chrzęści, prawdopodobnie na bazie staropolskiego czasownika chrobać. „Ch” urwało się ze słowa „chrobak” samoistnie gdzieś w XVI w. Świadczy o tym tekst Stefana Falimirza z 1534 r. z poczytnej księgi „O ziołach i mocy ich”. Falimirz – renesansowy lekarz i farmaceuta – obok omawiania medycznych właściwości różnych ziół pisze o wykorzystaniu majki lekarskiej – pięknego rzadkiego obecnie chrząszcza – do sporządzania maści na reumatyzm, brodawki, choroby skóry, mdłości, ale też do spriszczania, czyli wywoływania pęcherzy na skórze: …prziłoż na miescze gdzie chczesz spriszczyć a uczyni sie bębel, w tehen bębel wodność wnętrzna wyciągnie sie. Wyciąganie nadmiaru wody z organizmu wpisuje się w metody niestosowanej już (na szczęście!) medycyny hipokratejskiej, polegającej na utrzymywaniu w ciele płynów (humorów) w odpowiedniej proporcji. Nas interesuje szczególnie to, że w tekście o majce lekarskiej Falimirz używa na określenie tego owada dwa razy słowa „chrobak” (ci chrobaczi, tich chrobakow), ale też trzy razy słowa „robak” (ci robaczi, tich robakow). W późniejszych czasach słowo „robak” (obecnie nieużywane już w podręcznikach zoologii) zaczęło zastępować słowo „czerw” czy „mól”, a obecnie w mowie potocznej określić nim można każdego małego, „godnego pożałowania” bezkręgowca.

Majkę lekarską, zwaną też pryszczelem i kantarydą, znano już w starożytnym Rzymie, a wysuszone, zmielone na proszek chrząszcze lub sporządzane z nich ekstrakty zajmowały poczesne miejsce w aptekach Europy aż niemal do czasów współczesnych. Nazywane były w wielu krajach muchą hiszpańską i oprócz zastosowań wspomnianych przez Falimirza mucha hiszpańska zdobyła sławę panaceum i przepisywana była także na problemy urologiczne, nocne poty, epilepsję i bezpłodność.

Największą jednak karierę zrobiła jako afrodyzjak. Chrząszcze z rodziny oleicowatych, do której należy majka, przesiąknięte są syntetyzowaną przez siebie substancją zwaną kantarydyną, terpenenoidem o bardzo silnym toksycznym i podrażniającym działaniu. Bywały opisywane przypadki śmierci konia po przypadkowym spożyciu prawdopodobnie jednego chrząszcza przebywającego na ziołach. Dawki używane w kuracjach medycznych „dla wzbudzenia initacyj w częściach rodnych w oziębłych lub starcach” (jak pisał o tym na początku XIX w. Jakub Szymkiewicz w „Traktacie o pijaństwie”) powinny być przestrzegane z najwyższą ostrożnością (dawka śmiertelna, czyli tzw. LD, to 0,03 g dla człowieka). Obecnie preparaty oparte na musze hiszpańskiej nie są dopuszczane do handlu.

Zachłanność na rozkosze miłości cielesnej i próby pozyskania namiętnych kochanek doprowadzały nieraz do nadużywania kantarydyny. Z tej przyczyny gwałtowną śmiercią mieli zejść z tego świata m.in. hetman Stanisław Koniecpolski, który chciał podołać małżeństwu z młodą żoną, czy też Szczęsny Potocki. Podejrzewano, iż Szczęsny zmarł na skutek otrucia, lecz „gnijące nerki”, odkryte w czasie sekcji zwłok, wskazały współczesnym, że najprawdopodobniej przedawkował „diaboliny”, czyli cukierki zawierające sproszkowaną majkę lekarską. Markiz de Sade skazany został nawet na śmierć za zatrucie kilku kobiet sprzedajnych cukierkami anyżkowymi nafaszerowanymi muchą hiszpańską (wyrok darowano). Także i obecnie można znaleźć pojedyncze doniesienia o zatruciach kantarydyną zdobytą nielegalnie lub wyprodukowaną na własną rękę. Toksyczność majki wykorzystywana była także w truciznach. Słynna trutka Medyceuszy („kilka kropel do win”) oparta była na arszeniku i właśnie kantarydynie.

Biedronka siedmiokropka

Wpisanie hasła „biedronka” w wyszukiwarce Google Graphics skutkuje natłokiem ilustracji znanego supermarketu. Dopiero na 26. miejscu pojawia się zdjęcie realnej biedronki siedmiokropki. Wizerunki tego chrząszcza, zwykle dalekie od wierności, wykorzystywane są powszechnie w literaturze i filmach, szczególnie dla dzieci, a nawet do celów handlowych. Logo znanej korporacji nacelowane jest na wywoływanie pozytywnych odczuć ogółu konsumentów, dlatego zapewne obiekt pozbawiony jest cech owadzich. Biedronka ma więc infantylne cechy, urzekające małe dzieci – nie posiada odnóży, przedplecza (charakterystyczna dla chrząszczy wierzchnia płytka przedtułowia) ani głowy, tylko okrągłą buźkę nasadzoną na pokrywy. Wzięło się to prawdopodobnie z tego, że na ornamentyce przedplecza prawdziwej biedronki można się dopatrzeć „oczu”, a na samej głowie – „pyszczka”.

Popularność biedronki siedmiokropki jest głęboko zakorzeniona w kulturze europejskiej. Adoracja tego chrząszcza wzięła się z jego ewidentnie „świetlanego” wyglądu i zachowania. Wiosną na tle świeżej zieleni wygląda jak kwintesencja witalności i łagodności. Do tego ma przewidywalne zachowania (pobudzona niemal zawsze idzie do góry, po czym, osiągnąwszy szczyt rośliny względnie skierowanego ku górze palca, rozkłada pokrywy i odlatuje ku niebu). Od dawna też wiedziano, że zjada mszyce – szkodniki roślin. Stąd reprezentowała wszystko, co dobre. Ta opinia przeniosła się na niegdysiejsze mniemanie, jakoby była łącznikiem między sakralnym niebem i ludźmi. Prawie we wszystkich językach europejskich ma alternatywną lub oficjalną nazwę nawiązującą do tego wierzenia. Biedronka to potocznie boża krówka, ale także bardzo podobnie w języku białoruskim, rosyjskim, słowackim, bułgarskim oraz serbskim i chorwackim. Po francusku biedronka to vache à Dieu, czyli także boża krówka. Natomiast po angielsku to ladybird, czyli „ptaszek Pani (Matki Boskiej)”, oraz też, alternatywnie, po niemiecku Marienkäfer, czyli „chrząszczyk Marii”. Podobne konotacje znajdujemy w językach hiszpańskim, włoskim czy katalońskim.

Tak „uświęcona” biedronka mogła być łącznikiem między niebem a ziemią i przynieść szczęście, czyli ów „kawałek chleba” znany z dziecięcego powiedzonka. Była też symbolem dobrej pogody i niekiedy zamiast „kawałka chleba” proszono ją o to, by słońce zaświeciło spoza chmur. Po szwedzku biedronka to Jungfru Marias nyckelpiga, „kluczniczka Dziewicy Marii”, czyli być może ta, która ma moc rozwierania chmur i wskazywania drogi do czystego nieba. Do sakralnych cech biedronki mogła dochodzić symbolika ornamentu na jej pokrywach. Przecież siedem kropek na szkarłatnym tle to nic innego jak… siedem boleści Matki Boskiej!

W tym kontekście ciekawe domniemania budzi dramatyczna i kompletnie odsakralizowana rymowanka Ladybird, ladybird używana od pokoleń w Anglii przy wypuszczaniu biedronek. Tam biedronka ma lecieć nie do nieba po chleb czy dobrą pogodę, ale jak najszybciej do swojego domu, bo tam wybuchł pożar i trzeba ratować potomstwo. Być może są to echa przenoszenia na tego chrząszcza rozpaczy katolików w XVI w., kiedy ewangelicy metodycznie podpalali ich domostwa. Bardziej jednak prawdopodobna wydaje się interpretacja, że biedronkę ostrzegano w ten sposób przed spodziewanym wypalaniem traw na łąkach.

Jelonek rogacz

Dane mi było być świadkiem zgromadzenia przed własnymi oczami trzech prastarych symboli potęgi świata przyrody. Kiedyś, wędrując po Mazurach, wyszedłem na śródleśną spadzistą łąkę, na której grzbiecie rósł wiekowy dąb. W oddali, na tle wzbierającego przed burzą nieba szybował bielik. W pewnym momencie niebo przeszyła błyskawica. Na ułamek sekundy na siatkówce mojego oka zagościł landszaft zawierający i orła, i dąb, i piorun! Takim okolicznościom mógłbym przypisać jakąś mistyczną symbolikę. Jednak nic z tego. W moim życiu nic szczególnego w następstwie tego się nie wydarzyło. Gdybym jednak był przedstawicielem jakiegoś germańskiego ludu, zamieszkującego niegdyś te tereny, prawdopodobnie poszedłbym zaraz pod dąb poszukać samca jelonka (nie widziano go na Mazurach od lat) – namacalnego symbolu obecności mocy Donora (Thora), gromowładnego bóstwa, które zostawia po sobie „laleczki” (Donorpuppe).

Gromowładny Donor jest do pewnego stopnia barbarzyńską kalką greckiego Zeusa. Powiązanie jelonka rogacza z głównym bóstwem panteonu, z atrybutami pioruna, dębu i orła, miało zresztą szerszy zasięg u ludów wywodzących się od Praindoeuropejczyków. Już w znaleziskach z Krety z okresu minojskiego odnajdujemy dokładne rzeźby rohatyńców, a ten charakterystyczny chrząszcz, utożsamiany także z jelonkiem z racji dominującego rogu, był zwierzęciem poświęconym Zeusowi oraz wykorzystywanym podczas inicjacji wojowników. Na terytoriach zajmowanych przez plemiona germańskie dęby uszkodzone bądź spalone przez piorun traktowano jako szczególne miejsca epifanii. Jelonek miał zatem moc silnego talizmanu, chroniącego przed wszelakim złem: chorobami, biedą, złym spojrzeniem. Nosiło się go żywego w specjalnych woreczkach, a resztki chrząszczy, szczególnie żuwaczki, wpinało się w ubrania, nosiło w kapeluszu, wplatało w warkocze albo nosiło na szyi po nawleczeniu na sznurek. Fragmenty ciała jelonków wkładano także do kołysek, aby uchronić niemowlę od chorób i zapewnić mu spokojny sen. Dobroczynne właściwości jelonków nie ograniczały się do Germanii. Karol Linneusz nazwał jelonka Lucanus cerevus, czyli „jelonek z Lukanii”, prowincji na południu dzisiejszych Włoch, gdzie noszenie naszyjników z tych chrząszczy było jakoby szczególnie rozpowszechnione nawet do nowszych czasów. Są doniesienia, że jelonki w germańskiej mitologii miały lokalnie też inne, bardziej demoniczne oblicze, związane z powinowactwem z błyskawicami. Mawiano, że mogą ściągać pioruny, a nawet przenosić w żuwaczkach na dachy strzech rozżarzone węgliki z drzew podpalonych piorunem. Stąd ich lokalne niemieckie nazwy Feueranzünder (zapalniczka), Börner (podpalacz), Köhler (węglarz).

W naszym kraju jelonek rogacz, największy nasz chrząszcz, prawnie chroniony (samce mogą dochodzić do ponad 8 cm długości), nie zagościł na dobre w kulturze ludowej ze względu na rzadkość występowania i sporadyczne z nim kontakty. Ma nieliczne enklawy, głównie na południu i zachodzie kraju. Żyje tam w izolowanych wątłych populacjach, gdzie liczba ciepłych dni, sprzyjających rozwojowi larw, jest wyższa niż w centralnej i wschodniej Polsce. W południowej Anglii i w Europie na południe od Alp występuje jednak dość powszechnie. Jelonki zasiedlają martwe, przegrzybiałe drewno, głównie dębów, mające kontakt z glebą. Są to pniaki, obumarłe korzenie i nabiegi korzeniowe, zalegające kłody dębowe. Z pędraków jelonków płci męskiej, rozwijających się w dogodnych warunkach (odpowiednia temperatura i wilgotność, brak przegęszczenia, skład grzybni w spróchniałym drewnie), wyrastają dorodne samce telodontyczne, czyli „dobrze uzębione”. Chodzi tu oczywiście nie o zęby, ale zjawiskowe żuwaczki, przypominające poroże jelenia: znacznie dłuższe niż głowa i przedplecze razem wzięte. Są one używane do walk o samice (więcej w „WiŻ” 3/2023 „Ewolucja uzbrojenia u chrząszczy”).

Grecy nazywali skarabeusze i inne duże chrząszcze jak jelonki (Pliniusz określił jelonka „skarabeuszem z rogami”) czy rohatyńce kantharos, czyli „kubek Dionizosa”, co implikuje związek ze świętym stanem upojenia, pochodzącym od boga, który – podobnie jak egipski Ozyrys – przekracza granice królestwa śmierci. Czy w kulturze chrześcijańskiej samiec jelonka podnoszący głowę ozdobioną „porożem” mógł być miniaturowym symbolem Zbawiciela, tryumfu życia nad śmiercią – podobnie jak przewijający się w ludowych przekazach i legendach dumny samiec jelenia? Nie ma na to przekonujących dowodów, ale obecność jelonka w zdobnictwie, heraldyce, a nawet w towarzystwie wizerunków świętych na ołtarzach (np. w katedrze w Kolonii) może sugerować takie odniesienia. Nie wiadomo też, czy Albrecht Dürer, malując w 1505 r. jelonka z niesłychaną skrupulatnością, tworzył dzieło sakralne. Jelonek Dürera to pierwszy bodaj znany realistyczny wizerunek owada w historii malarstwa. Łącząc farbę olejną z akwarelą, artysta oddał genialnie skórzastą fakturę pokryw chrząszcza i szczegóły jego budowy… z wyjątkiem stóp, które domalował z pamięci. Prawdopodobnie służący mu za wzór okaz chrząszcza miał je ukruszone. „Naprawił” to w swojej twórczości Joris Hoefnagel kilkadziesiąt lat później. Ten niderlandzki iluminator manuskryptów i map namalował kilkaset wizerunków owadów, w tym kopię Dürerowskiego jelonka, zaopatrując go już we właściwe pięcioczłonowe stopy z charakterystycznie wydłużonym i zaopatrzonym w duże pazurki ostatnim członem.

Poświętnik czczony

Czy za zrobienie krzywdy owadowi można było ponieść dotkliwą karę, łącznie z karą śmierci? Taka sankcja groziła profanom i świętokradcom w starożytnym Egipcie. Szczególnym sacrum otoczone były wykopane w piasku gniazda poświętnika czczonego (skarabeusza), gdzie według wierzeń opartych na obserwacjach dokonywało się misterium zmartwychwstania. Oto stary chrząszcz, umazany w odchodach, zakopywał się „do grobu” wraz ze sporządzoną przez siebie kulą nawozu, by po jakimś czasie wychylić się z niego w młodej „niepokalanej” postaci. Coś niebiańskiego musiało się wydarzać w tym misterium. Metodyczne zbadanie tego, co dzieje się pod gruntem, nie było dostępne zwykłym śmiertelnikom, może poza nielicznymi uprzywilejowanymi kapłanami, którzy w komorze gniazdowej znajdowali pędraka, a potem poczwarkę z resztką niedojedzonego nawozu. Stąd może zalecenie, aby komory grobowe wyglądały jak gniazdo skarabeusza, a mumie przypominały poczwarki. W ten sposób mogła łatwiej się dokonać sprawcza siła reinkarnacji.

A czy słońce, najważniejsze bóstwo starożytnego Egiptu, nie zachowuje się jak skarabeusz? Czy nie ma to mistycznego związku? Wieczorem zachodzi, „zakopuje się w ziemi” przerośnięte, z ledwo tlącym się blaskiem, by rano „zmartwychwstać” w całym swoim majestacie. A czy jego wędrówki po niebie nie odzwierciedla skarabeusz, toczący kulę po piasku? Za dużo tych podobieństw, by nie uwierzyć w świętość tego chrząszcza. Być może jeszcze dzisiaj są wyznawcy boga Ra i świętego chrząszcza będącego jego wysłannikiem. Kto wie…

Na pewno kult skarabeusza istniał w starożytnym Rzymie i jego prowincjach, w tym w Judei, gdzie objawił się zmartwychwstały Mesjasz. Chrystus skarabeuszem? Dla wczesnych chrześcijan, czujących jeszcze jakieś powinowactwo z kulturą egipską, porównanie Chrystusa ze skarabeuszem nie było wcale obrazoburcze. Do tego dochodziło biblijne proroctwo księgi Habakuka, że Mesjasz może objawić się właśnie jako cantharos. Opierając się na tekście Septuaginty, w wielu miejscach swych dzieł św. Ambroży (339–397), arcybiskup Mediolanu, święty Kościoła katolickiego i prawosławnego, pisał: „Robak na krzyżu, skarabeusz na krzyżu. Dobry robak, który tkwił na krzyżu; dobry skarabeusz, który wołał z krzyża. Jak wołał? »Panie, nie poczytuj im tego grzechu!« Wołał, jakby był skarabeuszem: »Boże, Boże mój, spójrz na mnie! Czemuś mnie opuścił?«”. Natomiast według niektórych źródeł św. Augustyn (354–430) przywoływał wizję Chrystusa-skarabeusza toczącego przed sobą brzemię grzechów bliźnich jak wielką kulę nawozu.

Biblia jest tak wielowątkowym i nie zawsze zrozumiałym dla nas tekstem, że wielu do dzisiaj zastanawia się nad symboliką „chrząszczowej belki”, występującej w proroctwie Habakuka, ale obecnej tylko w przekładach Biblii z greckiego tłumaczenia, czyli Septuaginty. Chrząszcza nie ma ani w hebrajskim oryginale, ani w Wulgacie, przekładzie łacińskim. Autorem przekładu na łacinę jest św. Hieronim ze Strydonu (ok. 331– 420), który zdobył zasłużone miano Ojca Kościoła. On pierwszy wychwycił błąd starożytnych tłumaczy Biblii (Septuaginta powstawała między 250 a 150 r. p.n.e i jest dziełem zbiorowym „siedemdziesięciu tłumaczy”). Ci, którzy tłumaczyli Księgę Habakuka, chyba nie znali się na budownictwie i element belki stropowej, nazywanej po hebrajsku właśnie „chrząszczem”, lub jej łączenie „na chrząszcza” przetłumaczyli dosłownie na kantharos.

Wiedza i Życie 8/2024 (1076) z dnia 01.08.2024; Entomologia; s. 60

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną