Ogon owcy. Ogon owcy. Shutterstock
Środowisko

Czy naprawdę trzeba ucinać ogony?

U dorosłych owiec ogon może być bardzo długi (do kilkunastu centymetrów). „Ale jak to?” – pomyślą Państwo. Przecież po pastwiskach snują się zwierzęta z króciutkimi ogonkami.

Okazuje się, że te ogony zostały im ucięte. Zabieg taki, zwany kurtyzacją, wykonuje się w Polsce u jagnięcia. Hodowcy tłumaczą jego potrzebę tym, że na zabrudzonym odchodami ogonie rozwijają się bakterie i larwy much, które atakują także skórę, co osłabia owcę. Poza tym formują się na nim kołtuny, a ich brak ułatwia strzyżenie. Do kurtyzacji służy np. urządzenie z rozgrzanym ostrzem, żeby przypalić ranę. Niestety zwierzęta cierpią po zabiegu. Innym sposobem pozbycia się ogona jest założenie gumowego pierścienia pomiędzy kręgami ogonowymi. Tkanki obumierają i odpadają po 7–10 dniach. Oczywiście wiąże się to z większym bólem. Ogon skraca się na tyle, by zakrywał srom u samicy i odbyt u samca. Ostatnio jednak pojawiły się głosy, by zaprzestać tej procedury. Według niektórych hodowców nie jest potrzebna – nie tylko uniknęlibyśmy zadawania cierpienia zwierzęciu, ale i zapobiegli wypadnięciu odbytu czy pochwy, co zdarza się po nadmiernej kurtyzacji. Poza tym badania wykazały wysoki poziom kortyzolu we krwi jagniąt po tym zabiegu, co świadczy o silnej reakcji stresowej.

Jeszcze 14 lat temu rutynowo obcinano w Polsce ogonki prosiętom, nie tylko w celach higienicznych, ale także po to, by ich sobie wzajemnie nie odgryzały, co może doprowadzić do infekcji. Do przyczyn takiego zachowania zaliczono m.in. zbytnie zagęszczenie zwierząt, nadmierny hałas, niezbilansowaną dietę, specyficzny kształt ogona (wyprostowany i opuszczony zamiast zakręconego i podniesionego) i wysoki poziom amoniaku w chlewni. W Polsce w ofercie są elektryczne i gazowe (metoda na gorąco) obcinacze dla prosiąt. Pomimo usunięcia ogona agresja zwierząt może się skupić na innych częściach ciała. Pewnym rozwiązaniem jest zapewnienie świniom możliwości rycia. W Polsce kurtyzację można wykonywać – zgodnie z unijną dyrektywą – tylko w stadach, w których występuje kanibalizm, i to po zastosowaniu wcześniejszych środków zapobiegawczych. Niestety w naszym kraju obgryzanie ogona czy uszu stwierdza się o wiele częściej niż np. w Norwegii i Finlandii. Łatwo wyciągnąć wnioski. Tam, gdzie hodowla świń nie jest intensywna i prowadzi się ją na mniejszą skalę, okaleczenia są rzadsze. A dyrektywa UE wynikała z tego, że wg badań naukowych ból po skróceniu ogona może trwać nawet kilka tygodni.

Nasze podejście do zwierząt na szczęście się zmienia. Przypomnijmy, że od 2012 r. nie wolno u nas przycinać uszu i ogona psom. Robiono to po to, by „nadać szlachetności” rasie. Ludziom podobało się, że zwierzęta wyglądają agresywniej. U psów myśliwskich ponoć zwiększała się zwinność. Tymczasem okaleczone osobniki miały kłopoty z komunikacją z innymi psami, bo wspomniane części ciała są tu istotne. Dodatkowo mogło dojść do rozwinięcia się zespołu końskiego ogona, czyli m.in. problemów z poruszaniem się i wypróżnianiem. Chyba pora teraz na pochylenie się nad tym zagadnieniem w odniesieniu do owiec – wymagajmy przynajmniej wprowadzenia obowiązkowego znieczulenia, żeby praktyka ta nie była okrutna.

Wiedza i Życie 9/2024 (1077) z dnia 01.09.2024; Obalamy mity medyczne; s. 2

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną