Shutterstock
Środowisko

Meteoryt uderzył i rozpoczął karnawał życia

Miał 35–55 km średnicy – był zatem kilkukrotnie większy od tego, który przyczynił się do wyginięcia dinozaurów. Gdyby nie ten olbrzym sprzed 3,2 mld lat, historia organizmów ziemskich mogła się potoczyć wolniej. Albo w innym kierunku.

Upadki dużych meteorytów nie kojarzą nam się najlepiej. Zwykle są umieszczane na długiej liście „czarnych łabędzi”, które pewnego dnia mogą rozprawić się z naszą cywilizacją. Jednakże są na Ziemi organizmy znacznie mniej wrażliwe na wielkie kosmiczne kolizje. Co więcej, przed niektórymi takie katastrofy mogą otwierać nowe perspektywy ekspansji – co jednych zabija, innych wzmacnia. Do takiej konkluzji prowadzą badania opublikowane w tym tygodniu w PNAS. Ich autorami są geolodzy od lat przyglądający się uważnie zieleńcom budującym prastarą formację Barberton znajdującą się we wschodniej części Republiki Południowej Afryki.

Zieleńce to skały metamorficzne powstałe z niezbyt silnego przeobrażenia skał wylewnych – takich jak bazalty – oraz skał osadowych. Te w pobliżu miasteczka Berberton liczą aż 3,5–3 mld lat i stanowią jeden z najstarszych zachowanych kawałków skorupy ziemskiej. Niewiele ich ocalało na planecie, która nieustannie odmładza swoje oblicze i zaciera ślady odległej przeszłości. W tym przypadku jednak tych tropów pozostało dość sporo, choć potrzeba bardzo szczegółowych badań, aby je odnaleźć i dowiedzieć się, co oznaczają. Takie przeprowadził ostatnio zespół, któremu liderowała Nadja Drabon, geolożka z Harvard University.

Jakiś czas temu w zieleńcach Barberton zidentyfikowano osiem warstewek osadów powstałych pod wpływem uderzeń meteorytów. Do największej z tych kolizji, nazwanej S2, doszło ok. 3,26 mld lat temu. Badacze oszacowali, że w Ziemię uderzył wówczas meteoryt o średnicy 35–55 km, a zatem kilkukrotnie większy od obiektu, który w znacznie bliższych nam czasach, bo przed 66 mln lat, zabił dinozaury i wiele innych grup zwierząt, kończąc w dramatycznych okolicznościach erę mezozoiczną. Ten miał średnicę 8–10 km.

Co się dzieje, gdy w glob taki jak nasz uderza ciało mające tak olbrzymią średnicę oraz masę setki razy większą od „zabójcy dinozaurów”? Drabon i jej współpracownicy pobrali próbki skał z każdej warstewki o grubości od jednego do kilku centymetrów i w laboratorium wykonali dziesiątki analiz. W ten sposób ustalili, że górne poziomy wody w oceanach wyparowały pod wpływem ciepła uwolnionego podczas impaktu, potężne tsunami o wysokości setek metrów wyrzuciło na brzeg ówczesnych nielicznych lądów kawałki dna oceanicznego, a gruba kołdra pyłów odcięła powierzchnię globu od światła słonecznego. Ku zaskoczeniu autorów badań, meteoryt nie doprowadził jednak do zagłady życia. Przeciwnie, zaraz po uderzeniu na planecie nastąpiła eksplozja zamieszkującego ją jednokomórkowego drobiazgu. Bakterie i archeowce mnożyły się jak szalone.

Nadja Drabon (z prawej) z dwojgiem współpracowników na tle zieleńców Barberton.Dzięki uprzejmości Nadii Drabon/ArchiwumNadja Drabon (z prawej) z dwojgiem współpracowników na tle zieleńców Barberton.

Siłą napędową tego karnawału życia były żelazo i fosfor, które pojawiły się w dużych ilościach w środowisku. Warstewki skał powstałe wkrótce po impakcie S2 są wzbogacone w oba pierwiastki. Pierwszy pochodził zapewne z dna oceanicznego, a drugi został przyniesiony przez meteoryt – sądzą naukowcy. „Impakty mogły pełnić ważną funkcję w ewolucji jednokomórkowego życia na globie – przyspieszały zmiany” – mówi Drabon. Czy gdyby nie meteoryty, nasz glob byłby nadal zamieszkiwany tylko przez jednokomórkowce?


Dziękujemy, że jesteś z nami. To jest pierwsza wzmianka na ten temat. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża najnowsze badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną