Człowieka ciągnie do lasu. I do ryzyka
Masowe wkraczanie zabudowy jednorodzinnej na tereny do tej pory niezamieszkiwane to proces, który w ostatnim ćwierćwieczu nabrał tempa i zachodzi w skali globalnej. Od Australii przez wschodnie Chiny, zachodnią Afrykę i Brazylię po Europę i USA przybywa domów, osiedli i miasteczek lokalizowanych albo na terenach leśnych albo w ich pobliżu. Dzieje się tak z różnych powodów, czasami sentymentalnych (bliższy kontakt z naturą), głównie jednak ekonomicznych (tańsze nieruchomości) oraz cywilizacyjnych (powiększanie się miast). Niezależnie od przyczyn, efekt jest ten sam: szybkie powiększanie się stref stałego kontaktu człowieka z terenami zielonymi, głównie leśnymi.
Czasopismo „Science Advances” publikuje właśnie artykuł czworga badaczy z Chin, którzy na podstawie analizy zdjęć satelitarnych oszacowali, że ta strefa styku – w skrócie zwana WUI (od ang. wildland-urban interface) – powiększyła się o 35 proc. w okresie od 2000 do 2020 r., przy czym wzrost ten niemal w całości przypadł na ostatnią dekadę. Obecnie w skali globu strefa WUI ma powierzchnię prawie 2 mln km2 – twierdzą badacze. „To są dziesiątki milionów domów zbudowanych na terenach wysokiego ryzyka pożarowego. Byłoby znacznie lepiej, gdyby tych domów tam nie było, ponieważ obecność ludzi zwiększa ryzyko pojawienia się ognia, znacznie utrudnia walkę z nim i podnosi jej koszty” – konkludują.
Sięgnij do źródeł
Badania naukowe: Global expansion of wildland-urban interface intensifies human exposure to wildfire risk in the 21st century
Jak podkreślają naukowcy, na ten coraz powszechniejszy trend nakłada się zainicjowana przez człowieka i szybko zachodząca zmiana klimatu, której m.in. towarzyszą susze i fale upałów sprzyjające powstawaniu pożarów. „Wysuszamy lasy i równocześnie się do nich wprowadzamy. Wygląda to na prowokowanie żywiołu” – zauważa Yongxuan Guo z Chińskiej Akademii Nauk, główny autor publikacji.
Faktycznie, wykonane przez naukowców dodatkowe analizy danych satelitarnych, w których uwzględniono informacje o pożarach – zebrały je instrumenty MODIS umieszczone na amerykańskich sondach Terra i Aqua – potwierdziły wyraźny wzrost ich liczby właśnie w strefach WUI. Na szczęście były to zwykle niewielkie ogniska płomieni, które łatwo udało się spacyfikować. Autorzy badań zauważają jednak, że takie szybkie reagowanie wiąże się ze znacznymi kosztami dla budżetu państwa lub samorządów lokalnych. Wymaga bowiem przesunięcia dużej ilości strażaków i sprzętu na tereny wysokiego ryzyka pożarowego oraz stałego monitorowania zagrożeń.
Dziękujemy, że jesteś z nami. To jest pierwsza wzmianka na ten temat. Pulsar dostarcza najciekawsze informacje naukowe i przybliża najnowsze badania naukowe. Jeśli korzystasz z publikowanych przez Pulsar materiałów, prosimy o powołanie się na nasz portal. Źródło: www.projektpulsar.pl.