Ilustracja Scott Brundage
Środowisko

Przypowieść o skarbcu na Svalbardzie

Jim Erhart pisze wiersze od bardzo dawna, od ponad połowy swojego 96-letniego życia. Opublikował kilka zbiorów poezji, ostatnio Poetry With Pictures. Mieszka wśród wzgórz północnej Kalifornii; jest właścicielem znajdującej się tam historycznej kopalni złota.Ilustracja Masha Foya Jim Erhart pisze wiersze od bardzo dawna, od ponad połowy swojego 96-letniego życia. Opublikował kilka zbiorów poezji, ostatnio Poetry With Pictures. Mieszka wśród wzgórz północnej Kalifornii; jest właścicielem znajdującej się tam historycznej kopalni złota.
Arktyczny bank roślin jadalnych to przykład błędnego założenia, że wiemy, jak zaadaptować się do zmian klimatycznych

Na szerokości geograficznej 78° leży najbardziej wysunięte na północ miasto na świecie. To dziwne miejsce. Longyearbyen, położone za kołem podbiegunowym, zaledwie 1300 km od bieguna północnego, jest stolicą norweskiego archipelagu Svalbard i domem dla zaledwie 2400 osób – oraz dla ponad 1,3 mln nasion.

Globalny Bank Nasion to podziemny magazyn zaprojektowany, by chronić wszystkie znane odmiany roślin jadalnych na wypadek globalnego kryzysu, takiego jak wojna, terroryzm czy zmiany klimatu. Jest reklamowany jako „nasza polisa ubezpieczeniowa, dzięki której będziemy mogli wyżywić świat za 50 lat”. Umieszczono go daleko w Arktyce w głębi zamarzniętego gruntu, aby mieć pewność, że nasiona nie zgniją i nie wykiełkują, a w razie potrzeby można będzie po nie sięgnąć od razu. Dodatkowo, aby zwiększyć bezpieczeństwo przechowywanego materiału, skarbiec jest schłodzony do –17,8°C i zaprojektowany tak, aby wytrzymał trzęsienie ziemi o magnitudzie 10. (Dla porównania, japońską elektrownię w Fukushimie zniszczyło trzęsienie ziemi, które miało magnitudę 9). Określenie bank nasion brzmi bardzo solidnie, ale fundamenty tej koncepcji są kruche.

Skarbiec został otwarty w 2008 roku, a wcześniej nasiona były przechowywane w pobliskiej kopalni węgla. Chociaż stworzenie banku nie jest wyłącznie reakcją na zagrożenie zmianami klimatycznymi, to inicjatywa ta stanowi typowy przykład myślenia o sposobach adaptacji do tych zmian. Logika stojąca za tym rozwiązaniem jest następująca: zmiany klimatyczne postępują, a ludzkość wydaje się niezdolna do podjęcia działań, które zatrzymają ten trend. Nie ma więc innego wyboru, jak spróbować zaplanować przyszłość, w której zagrożą nam rozmaite poważne konsekwencje kryzysu klimatycznego.

Jedną z tych konsekwencji będą zakłócenia w produkcji żywności, ponieważ dotkliwe susze oraz fale upałów doprowadzą do powszechnych cyklicznych nieurodzajów, a wielu ważnych roślin jadalnych nie będzie można już uprawiać w tych miejscach, w których ludzie uprawiali je do tej pory. Gdy do tego dojdzie, wówczas zmagazynowane przez nas w banku nasiona różnych roślin uprawnych, w tym tych przystosowanych do bardziej gorącego i suchego klimatu, pomogą nam ocalić nasze systemy żywnościowe i uratują przed katastrofą.

Dobrze jest być realistą, jeśli chodzi o przyszłość klimatu. Jednak bank nasion to dzieło naszego buńczucznego przekonania, wspólnego dla wielu planów adaptacyjnych: znamy nadchodzące zagrożenie, więc jeśli wszystko dobrze zaplanujemy, zapanujemy nad sytuacją. Tyle że na ścianach tego skarbca nasion już pojawiły się pierwsze rysy. W 2017 roku bank ucierpiał w wyniku powodzi spowodowanej, jak na ironię, zmianami klimatycznymi. Bardzo ciepła (ale już nie taka wyjątkowa) zima doprowadziła wraz wiosennymi ulewami do rozmrożenia kawałka wiecznej zmarzliny, zalewając wejście do skarbca i zagrażając bezpieczeństwu nasion. Choć zaraz wprowadzono odpowiednie zmiany przy wejściu do skarbca, by zmniejszyć ryzyko powtórzenia się takiej sytuacji, to epizod ten, który wydarzył się niespełna dekadę po otwarciu placówki, pokazuje, że nie jesteśmy zbyt dobrzy w przewidywaniu zmian nawet w krótkim okresie.

Zwolennicy banku nasion są wierni logice, jaka stała za jego stworzeniem, a znaczenie powodzi konsekwentnie pomniejszają. Nie wspomina o niej na swojej stronie internetowej CropTrust odpowiedzialny za zarządzanie skarbcem. Jednak zapytany o nią przez reportera „Guardiana” przedstawiciel norweskiego rządu, do którego należy bank, powiedział: „W naszych planach nie zakładaliśmy, że wieczna zmarzlina zniknie w tym miejscu i że miejsce to będzie doświadczało tak ekstremalnej pogody, jak ostatnio. Pytanie, czy to się dzieje tylko teraz, czy też będzie się nasilać”.

Nie trzeba być klimatologiem, aby wiedzieć, że Arktyka traci wieczną zmarzlinę; na Svalbardzie dostrzeże to nawet niewprawne oko. Od dawna wiadomo, że Arktyka będzie się ocieplać szybciej niż reszta globu: geofizyk Syukuro Manabe z Princeton University przewidział ten efekt, znany jako przyspieszenie arktyczne, już w latach 70. (za te badania otrzymał z dużym opóźnieniem Nagrodę Nobla w 2021 roku). Dziś Arktyka ociepla się cztery razy szybciej niż reszta planety. Nawet gdyby cały świat przestał teraz spalać paliwa kopalne, globalna temperatura nie wróci do normy przez kolejne dekady lub stulecia. Biorąc pod uwagę stan działań (lub bezczynności) w sprawie klimatu, nie musimy pytać, czy ocieplenie Arktyki i utrata przez nią wiecznej zmarzliny będą się nasilać. Jest to w zasadzie pewne.

Nie jest to jedyny problem związany z koncepcją skarbca nasion. Zwolennicy opisują go jako „zabezpieczenie przed katastrofalnym głodem”, ale istnieją powody, by wątpić, że będzie on działał w ten sposób. Naukowcy z University of British Columbia zauważyli, że nasiona odizolowane od środowiska nie ewoluują, więc jeśli zostaną do niego ponownie wprowadzone za kilkadziesiąt lat, mogą się zetknąć ze światem, w którym się nie odnajdą. Skutkiem tego zapóźnienia biologicznego tak ściśle pilnowane nasiona ze Svalbardu mogą okazać się bezużyteczne, niezdolne do wzrostu lub przetrwania.

Skoncentrowanie się na nasionach oznacza, że skarbiec nie przechowuje niektórych niezwykle ważnych roślin jadalnych, takich jak maniok, do którego uprawy nie wykorzystuje się nasion. A jeśli naprawdę groziłby nam globalny głód, jak prawdopodobne jest, że nasiona mogłyby zostać odzyskane, rozprowadzone i zasiane, a plony zebrane wystarczająco szybko, by wyżywić cały świat? Problem zapóźnienia biologicznego można rozwiązać poprzez regularne wymienianie przechowywanych nasion, ale jest to kosztowne. Nawet bez takiego odświeżania zasobów skarbca, jego łączne koszty – na budowę wydano 8,3 mln euro, na modernizację 20 mln euro, a roczne utrzymanie to wydatek rzędu 1 mln euro – każą się zastanowić, czy jest to naprawdę właściwe wykorzystanie funduszy i wysiłku naukowców. No i jest jeszcze ślad węglowy. Utrzymanie niskiej temperatury w banku nasion wiąże się z konsumpcją energii, którą w Longyearbyen wytwarza się z paliw kopalnych.

Mądrze jest planować przyszłość. Ale tworząc bank nasion, zakładamy, że wiemy już wystarczająco dużo, by efektywnie planować, a ludzie będą postępować, kierując się z tą wiedzą. Historia uczy, że często tak wcale nie jest.

Kłopoty z bankiem nasion przypominają nam, że najważniejszą rzeczą, jaką możemy teraz zrobić, nie jest tworzenie planów reagowania na wypadek katastrofy, ale zrobienie wszystkiego, aby jej zapobiec – dopóki jeszcze mamy taką szansę.

***

Naomi Oreskes jest profesorem historii nauki na Harvard University. Jest autorką książki Why Trust Science? (Princeton University Press, 2019) oraz współautorką The Big Myth (Bloomsbury, 2023).

Świat Nauki 12.2024 (300400) z dnia 01.12.2024; Obserwacje. Mieć oko na naukę; s. 24