Świat bez mechawampira. Recenzja książki: Kristy Hamilton, „Dzikie pomysły natury”
Niesporczaki jeszcze całkiem niedawno były grupą bezkręgowców, której nazwa nic nie mówiła nawet większości studentów biologii. Ostatnio jednak ich popularność wystrzeliła w kosmos – i to nie jest tylko metaforyczny frazeologizm. Hasło w polskiej Wikipedii prawie nigdy nie spada poniżej stu odsłon dziennie. Pisząc książkę popularnonaukową, wypada przynajmniej wspomnieć o niesporczakach. W pulsarze wypada mieć artykuł o niesporczakach. Prowadząc wywiad z wokalistką zespołu doom-metalowego, wypada nawiązać do niesporczaków (naprawdę). Niesporczaki są celebrytami.
Autorka popularnonaukowa Kristy Hamilton wzięła sobie powyższą zasadę do serca. Rozdział o „mchowych prosiaczkach” otwiera jej książkę „Dzikie pomysły natury”, której polskie tłumaczenie ostatnio wydało Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tak naprawdę to nie jest książka ani o niesporczakach, ani innych zwierzętach. To książka o ludziach, którzy zainspirowani rozwiązaniami stosowanymi przez organizmy (w większości zwierzęta), spróbowali wykorzystać je w przemyśle.
Hamilton każdy rozdział rozpoczyna wrzuceniem w środek jakiejś historii konkretnego człowieka – najchętniej własną, ale nie zawsze się to udaje. W swojej pracy dziennikarskiej dotarła w różne miejsca, ale statek wielorybniczy pozostaje w sferze wyobraźni. Ludzie zderzają się z jakimś problemem, a potrzeba staje się matką wynalazku, lub odwrotnie – zauważają w naturze jakiś ciekawy mechanizm, dla którego trzeba znaleźć zastosowanie w ludzkim świecie.
Książka jest podzielona na trzynaście rozdziałów. Każdy oprócz chwytliwego tytułu (mam wrażenie, że nieco zgubionego w tłumaczeniu) ma podtytuł będący jednozdaniowym streszczeniem: organizm i związany z nim wynalazek ludzki. Gdyby potraktować te podtytuły dosłownie, książka byłaby jednak o wiele cieńsza. Rozdział „Homary inspiracją dla teleskopów do oglądania kataklizmów w kosmosie” w istocie zawiera informację o oczach homarów i o budowie współczesnych teleskopów, ale to dopiero pretekst do dłuższej historii o różnych narządach wzroku i różnych sposobach obserwacji kosmosu.
W rozdziale o kleju inspirowanym bisiorem małży pojawia się inny popularnonaukowy celebryta – Ötzi (on używał brzozowego dziegciu). Składnikiem tego kleju jest lewodopa, co jest pretekstem do dygresji o kolejnej postaci popkultury naukowej – Oliverze Sacksie i chorobie Parkinsona.
Niektóre zastosowania opisane przez Hamilton są dość dobrze znane, jak choćby rzep, którego roślinna inspiracja w polskim języku jest wyrażona w samej nazwie. Informacja o innych może przemycać się przy okazji sensacyjnych artykułów – gdy ktoś pisze o kosmicznych wyczynach niesporczaków, może wspomnieć o występującej u nich trehalozie i jej zastosowaniach w przemyśle farmaceutycznym czy kosmetycznym. Są też jednak naprawdę zaskakujące – jak baterie zbudowane z wirusów czy zdolność martwych ryb do płynięcia pod prąd.
Z książki Hamilton płynie optymizm. Natura ma mnóstwo pomysłów, z których da się wyciągnąć pomysły na ulepszenie ludzkiego życia. Zauważa oczywiście, że wielkie wymieranie, które fundujemy ziemskim organizmom, jest zaprzepaszczaniem szans na kolejne odkrycia. Wskazuje, że między ideą a jej komercjalizacją mogą upłynąć dziesięciolecia, ale zasadniczo, trwa postęp.
W jej świecie organizmy najczęściej są inspiracją i praktycznie się ich nie eksploatuje (no, chyba że bakterie wytwarzające insulinę). Przy okazji jadu helodermy stosowanego do produkcji leku na cukrzycę pisze wprost, że jaszczurka ta jest bezpieczna i się jej nie doi. Pomija jednak choćby kwestię eksploatacji skrzypłoczy (dzięki ich krwi wykrywa się endotoksyny, co wykorzystuje się m.in. przy testach leków).
Żeby dowiedzieć się o takich przypadkach, trzeba posłuchać Marii Lengren (pseudonim Tuja Szmaragd) – wspomnianej wokalistki doom-metalowego zespołu Wij – dla której ludzka aparatura to mechawampir ssący błękitną krew. To dobry kontrapunkt dla świata idealnego z książki Kristy Hamilton.
|
„Dzikie pomysły natury. Jak przyroda inspiruje świat nauki”
|