Światowy Dzień Mokradeł: Konwencja Ramsarska obchodzi 50. urodziny. Co zmieniła w Polsce?
Pięćdziesiąt lat temu weszła w życie Konwencja o obszarach wodno-błotnych mających znaczenie międzynarodowe, zwłaszcza jako środowisko życiowe ptactwa wodnego. Wypełnił się wtedy warunek z jej 10. artykułu mówiący o wymogu wdrożenia przez co najmniej siedem państw, zapisany cztery lata wcześniej – 2 lutego 1971 w Ramsarze.
Gorące źródła i położenie nad Morzem Kaspijskim czynią z tej miejscowości popularny kurort. Obecnie, ze względu na izolację Iranu, głównie lokalny. Również na początku lat 70. ubiegłego wieku kraj pod rządami szacha nie stanowił ostoi demokracji, ale był dość otwarty, aby gościć konferencję na temat przyrody związanej z pograniczem wody i lądu. Główną rolę odgrywała na niej Światowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) znana z prowadzenia czerwonej listy gatunków zagrożonych wyginięciem.
W tym czasie ochrona przyrody miała tradycje już bogate, ale wciąż niszowe i dopiero przebijała się do powszechnej świadomości. Najlepiej udało się to w zakresie ochrony ptaków – i konferencja w Ramsarze dotyczyła właśnie ich. Na pierwszy plan wysunięto ich siedliska – obszary wodno-błotne. Ruch ten był oczywisty dla specjalistów – sama ochrona gatunkowa taka jak zakaz polowań ma duże znaczenie, ale nie wystarczy, jeżeli ptakom zabraknie miejsca do lęgów i żerowania. Dla opinii publicznej, nawet dla licznych już wówczas obserwatorów ptaków, to była jednak rewolucja. Podpisana konwencja była pierwszą obejmującą przede wszystkim konkretny rodzaj ekosystemu.
Badacze ustanawiają stację na bezludziu
Jej strony zobowiązały się do wyznaczenia specjalnych obszarów ochronnych. W Europie pierwszą jedenastkę wyznaczyła Finlandia w maju 1974 r. W tym samym roku swoje pierwsze obszary wyznaczyły Szwecja i Norwegia. W maju wyznaczeniem jednego obszaru zadebiutowała Australia. W następnym roku dołączyły Bułgaria, Grecja, Iran i RPA. Liczba siedmiu wypełniła się i konwencja formalnie weszła w życie. W 1976 r. do gry włączyły się m.in. Wielka Brytania, kraj o jednej z najsilniejszych tradycji ochrony ptaków, i Związek Radziecki. To ostatnie dało ostateczny argument polskim przyrodnikom i w styczniu 1977 r. Rada Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej „uznała ją i uznaje za słuszną zarówno w całości, jak i każde z postanowień w niej zawartych”. Pierwszy obszar Polska wyznaczyła 22 listopada 1977, przez co stroną konwencji stała się cztery miesiące później – 22 marca 1978 r., co stawia ją wśród pionierów.
Obszarem tym jest jezioro Łuknajno. W porównaniu z najbliższym sąsiadem – Śniardwami – wydaje się małe, ale jak na warunki polskie jest dość duże – 680 ha. Przy tym jest bardzo płytkie. Średnia głębokość to 60 cm. Jest więc idealnym miejscem do życia dla ptaków wodnych, z łabędziem na czele.
W połowie XX w. populacja łabędzia niemego była w regresie. Tymczasem na Łuknajnie liczba gniazdujących par potrafiła dobić do dwóch tysięcy. Pierwszą formę ochrony wprowadzili już Niemcy w 1937 r., ale w polskiej administracji środowiskowej za akt powołujący uznaje się Zarządzenie Wojewody Olsztyńskiego z dnia 14 maja 1947 r. o ogłoszeniu jez. Łukniany i uroczyska „Czapliniec” w gminie Mikołajki, pow. Mrągowo za teren ochronny. W 1976 r. Kazimierz Dobrowolski uzyskał od miejscowego PGR we wsi Urwitałt pomieszczenia na rzecz Zakładu Ekologii Uniwersytetu Warszawskiego do prowadzenia badań nad ptakami, a zwłaszcza łabędziami.
Urwitałt podzielił losy wielu kilkurodzinnych wsi na Mazurach. Mieszkańcy zmarli lub wyjechali, a PGR upadł. Przetrwała natomiast stacja terenowa Wydziału Biologii UW, niedawno przebudowana na Mazurskie Centrum Bioróżnorodności i Edukacji KUMAK.
Polska wyznacza obszary chronione
Polscy przyrodnicy działali szybko – rezerwat Łuknajno już w 1977 r. został wpisany na listę dwóch inicjatyw pod egidą ONZ: jako rezerwat biosfery w ramach programu Człowiek i biosfera (MaB) oraz jako obszar wodno-błotny konwencji, którą w skrócie zaczęto określać ramsarską. W tym samym roku jako trzy kolejne rezerwaty biosfery ustanowiono parki narodowe babiogórski, białowieski i słowiński. Na ustanowienie kolejnych obszarów ramsarskich trzeba było jednak poczekać siedem lat. Do dziś listę tę rozszerzano jeszcze w latach 1995, 2002, 2015 i 2017, a przyrodnicy postulują dalszą aktualizację. Liczy ona 19 pozycji: rezerwaty jeziorne: Łuknajno, Siedmiu Wysp, Świdwie, Karaś, Drużno, rezerwaty z kompleksem stawów: Milickie i Przemkowskie, parki narodowe: Ujście Warty (początkowo rezerwat Słońsk), Biebrzański, Słowiński, Poleski, Narwiański, Wigierski, a także rezerwat Bór na Czerwonem, torfowiska Doliny Izery, Karkonoskiego Parku Narodowego i Tatrzańskiego Parku Narodowego, stawy Tatrzańskiego Parku Narodowego i wreszcie Ujście Wisły.
Za obszar ramsarski uznano nie samo jezioro Łuknajno, ale rezerwat je obejmujący. Otworzyło to pewien zwyczaj – ochrona w ramach tej konwencji nie tworzy zwykle nowych obiektów. Nieco inaczej jest w obu górskich parkach narodowych, których nie uznano za obszar ramsarski w całości, ale jedynie leżące w ich obrębie torfowiska i jeziora. To pragmatyczne podejście – obszary te i tak mają swój zarząd i plany ochrony.
Włączenie do sieci Ramsar nie nakłada na zarządzających żadnych dodatkowych obowiązków, poza ewentualną aktualizacją danych. Nie ma konieczności mnożenia przepisów, sprawa sprowadza się niemal do dołożenia etykiety na mapie i dostawienia tabliczki ramsarskiej przy już stojącej tablicy na granicy obszaru. W tej sytuacji można się zastanawiać, czemu nie wpisać na listę znacznie większej liczby rezerwatów, parków czy obszarów Natura 2000.
W ten sposób niedużym kosztem można by napompować statystyki, ścigając się z rekordzistami – Meksykiem, który wyznaczył 144 obszary czy Wielką Brytanią, która ma ich aż 175. W tym ostatnim przypadku połowa to obszary obejmujące wody morskie, łącznie z wyspami na Oceanie Indyjskim czy Falklandami. Polska ma tylko dwa takie obszary – Słowiński Park Narodowy i obszar Natura 2000 Ujście Wisły. Można je sobie wyobrazić choćby w Wolińskim Parku Narodowym czy Nadmorskim Parku Krajobrazowym.
Obszary ramsarskie nie są ograniczone do wód śródlądowych. Konwencja już w pierwszym artykule określa kryteria obszaru wodno-błotnego, który może oznaczać wody morskie do głębokości 6 m w czasie odpływu. Na śródlądziu zaś to zarówno obszary podmokłe, jak i otwarte wody. W tym przypadku spór akademicki o to, czy Morze Kaspijskie na pewno jest jeziorem, mógłby się przełożyć na spór administracyjny. Jako śródlądowe słone jezioro całe leży w zainteresowaniu konwencji ramsarskiej i mogłoby być wyznaczone jako obszar chroniony. Obecnie żadne z państw dzielących je między siebie nie wyznaczyło obszarów ramsarskich obejmujących więcej niż laguny czy strefy przybrzeżne. Co ciekawe, Iran, który wyznaczył aż 26 obszarów, nie zdecydował się na wyznaczenie takiego w samym Ramsarze.
CMok! eliminuje wieloznaczności
Konwencję zapisano w pięciu językach kongresowych: angielskim (referencyjnym), francuskim, niemieckim, rosyjskim i hiszpańskim. Obiekty ochrony określono jako wetlands i waterfowl. Polskie tłumaczenie mówi o obszarach wodno-błotnych i ptactwie wodnym. Przez kilkadziesiąt lat to tłumaczenie wystarczało. Kiedy jednak w latach 90. ruch ekologiczny wszedł na nowe tory, pojęcie to okazało się koślawe w porównaniu do swojego angielskiego odpowiednika.
Poręczność terminu wetland jest okupiona wieloznacznością. Definicję obejmującą zarówno obszary wodne, jak i podmokłe lądowe, ukuli ekolodzy z IUCN. Została ona zaadaptowana na potrzeby konwencji ramsarskiej, w której ta organizacja miała kluczowy głos. Oczywiście, są ptaki terenów podmokłych, które nie pływają, a co najwyżej brodzą w wodzie i ptaki wodne, które rzadko wychodzą na ląd, ale dla tej gromady zwierząt granica między lądem a wodą jest umowna. Większą barierą są głębiny.
Z pewnymi zastrzeżeniami definicja ta została też przyjęta przez badaczy podsumowujących Międzynarodowy Program Biologiczny, a więc skupionych głównie na produktywności ekosystemów. Tu wyznacznikiem nie jest strefa zainteresowania przysłowiowej kaczki, a raczej zasięg trzciny. Tu też w końcu różnica między szuwarem po obu stronach brzegów nie jest wyraźniejsza niż między strefą przybrzeżną z roślinnością wodną a otwartą tonią wodną. Ta jedność, którą zauważają ekolodzy stref przybrzeżnych, jest jednak mniej oczywista dla specjalistów od środowiska w pełni wodnego czy lądowego. Tym bardziej dla społeczeństwa, w którym rozdział między ziemią a wodą wciąż jest równie silny, jak w czasach wyróżniania czterech żywiołów. W tradycyjnym ujęciu wetland to ostatecznie land, a więc teren lądowy, chociaż mokry (niech będzie „błotny”), a nie jezioro czy rzeka.
Polscy specjaliści od terenów przejściowych mieli więc wybór – albo trójczłonowy, dość precyzyjny termin „obszary wodno-błotne”, albo jakiś neologizm. Na przełomie XX i XXI w. coraz silniej wyrażane było zdanie, że takim wygodnym słowem może być mokradło. Dziś trudno przesądzać, kto na to wpadł po raz pierwszy, ale na pewno do rozpropagowania tego terminu jako odpowiadającego przedmiotowi konwencji ramsarskiej najbardziej przyczyniła się grupa tworząca stowarzyszenie Chrońmy Mokradła! (ze skrótowcem CMok!).
Na przełomie wieków stworzyło ją kilkanaścioro młodych naukowców i studentów z warszawskich ośrodków: UW, Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego i ówczesnego Instytutu Melioracji i Użytków Zielonych. Od początku współpracowało ze znacznie bardziej doświadczonym, także w obszarze ochrony mokradeł, ale o mniej sprecyzowanym profilu Klubem Przyrodników. Jednym z efektów było założenie serwisu bagna.pl.
Stowarzyszenie przedefiniowuje terminy
Z czasem część członków odeszła do innych ośrodków i zmieniła profil zainteresowań. Stowarzyszenie nabrało nowej energii przy okazji społecznej mobilizacji w obronie torfowisk Doliny Rospudy. Działacze forsujący niekorzystny dla torfowisk wariant drogi Via Baltica grozili pozwami sądowymi władzom protestujących organizacji, w tym stowarzyszeniu, które wtedy zmieniło nazwę na Centrum Ochrony Mokradeł.
Pojęcie mokradeł, dotąd występujące głównie w literaturze jako symbol niesamowitości, weszło do debaty publicznej. Stowarzyszenie też podjęło próbę uporządkowania terminologii. Jednym z pierwszych jego przedsięwzięć było zebranie antologii mokradłowej „Moczarów czar”. O mokradłach pisali Leśmian czy Tuwim. Nie brak ich w Panu Tadeuszu czy Trylogii. To niekoniecznie jest pozytywny obraz – w finale „Fausta” odkupienie grzechów następuje przez wielkie prace melioracyjne (tu Goethe, skądinąd prekursor ekologii, okazał się bardziej oświeceniowcem niż romantykiem). Stowarzyszenie doprowadziło do utrwalenia nowego znaczenia słowa „mokradło” i podjęło próbę przedefiniowania bagna jako torfowiska „żywego”.
CMok jeszcze w czasach, gdy jego spotkania gromadziły kilkanaścioro osób, zaczął organizować szersze imprezy z okazji Światowego Dnia Mokradeł. Początkowo wystarczała jedna z sal Instytutu Botaniki UW, z czasem rozrosła się, przenosząc do auli Wydziału Biologii. W międzyczasie przy nowo utworzonej Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska utworzono polski sekretariat konwencji ramsarskiej (choć ta szumna nazwa długo była jedną z funkcji pojedynczego pracownika). Obchody organizowane przez CMok i Wydział Biologii UW utrzymały jednak swój centralny w skali Polski status.
Wiedza nie napawa optymizmem
Sam Światowy Dzień Mokradeł ustanowił Sekretariat Konwencji Ramsarskiej, a pierwszy wypadł 2 lutego 1997 r. w rocznicę podpisania konwencji. Rola ochrony mokradeł (rozumianych w wąskim i szerokim znaczeniu) stawała się coraz bardziej zauważalna. W skali świata na czoło zaczęła się wysuwać International Mire Conservation Group. Skupieni w niej badacze zwrócili uwagę, że mokradła to nie tylko ekosystemy ważne dla ptaków, czy przysłowiowych już żabek. To globalne rezerwuary słodkiej wody i zsekwestrowanego węgla. Jednocześnie ich degradacja skutkuje potężnymi emisjami dwutlenku węgla i metanu, co praktycznie przeoczono w pierwszych raportach IPCC.
W ostatnim ćwierćwieczu doświadczamy lawinowego przyrostu wiedzy na temat mokradeł. Nie napawa ona optymizmem. Co prawda, odkryto nowe, nieznane dotąd olbrzymie torfowiska w dolinach równikowych rzek i udało się przekonać, że nie można mówić o ochronie bioróżnorodności czy klimatu bez uwzględniania roli mokradeł, ale widać, że ich degradacja przyspiesza. Niektórzy przyrodnicy ironizują, że Polska za kilkanaście lat będzie wspaniałym miejscem do realizacji projektów renaturyzacyjnych, bo właśnie niszczy ostatnie w miarę naturalne ekosystemy, także mokradłowe. Między innymi dzięki badaniom naukowców z CMok wiadomo, że renaturyzacja raz zniszczonych ekosystemów torfowiskowych może zająć więcej niż kilkadziesiąt lat.
Wciąż też pozostaje problem terminologiczny. Szacunki, czy mokradła gromadzą 500 mld ton węgla, czy ponad bilion, do pewnego stopnia zależą od tego, jak je zdefiniujemy. W trakcie konferencji kolejnych Światowych Dni Mokradeł będzie okazja, aby o tym dyskutować.