Marcin Dyderski: Europejskie lasy czekają drastyczne zmiany
Zakres zanikania i trasy ucieczek prognozuje grupa naukowców związanych z Instytutem Dendrologii PAN w Kórniku i Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu: dr Sonia Paź-Dyderska, dr Radosław Puchałka, prof. Andrzej Jagodziński oraz prof. Marcin Dyderski, który przewodzi zespołowi. Prognozy ogłoszono w „Journal of Environmental Management”. Oparte są na scenariuszach zawartych w najnowszym raporcie IPCC, Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu. I na danych zaczerpniętych m.in. z projektów nauki obywatelskiej, w tym serwisu iNaturalist gromadzącego przygodne obserwacje profesjonalistów i zupełnych amatorów.
Drzewa będą cierpieć przez pogodowe ekstrema, w tym letnie susze i towarzyszące im pożary. Zwiększy się dokuczliwość późnowiosennych przymrozków. Osłabione, gorzej będą sobie radziły z atakami patogenów czy pasożytów. W poważne tarapaty wpadną tzw. drzewa pionierskie, najszybciej kolonizujące nowe tereny. Ich strategia – lekkie nasiona niesie wiatr, szybki wzrost umożliwia wilgoć w glebie, tak jest np. w przypadku brzozy – przestanie się sprawdzać w suchym środowisku. Ewakuacja jednych gatunków otworzy możliwości dla innych.
JĘDRZEJ WINIECKI: – Brzmi to wszystko dramatycznie.
PROF. MARCIN DYDERSKI: – I zapowiada poważne zmiany, jakie już niebawem przejdą europejskie lasy. Z 20 badanych gatunków jedynie sześć zachowa swoje optimum klimatyczne. Przy czym ta szóstka to gatunki alternatywne, czyli takie, które zwykle nie tworzą litych drzewostanów i nie są szeroko wykorzystywane przez leśnictwo, choć lasy współtworzą, jak grab, lipy czy klony. Kolejną dziesiątkę uznaliśmy za gatunki częściowo zagrożone. Przetrwają, będą w miarę bezpieczne, choć utracą od 30 do 50 proc. obecnej niszy klimatycznej. To zarówno gatunki alternatywne, jak i część gatunków lasotwórczych, w tym dęby i buki. Najbardziej zagrożone są cztery gatunki iglaste, kluczowe z punktu widzenia usług ekosystemowych i gospodarki leśnej. Utracą ponad połowę swojego obecnego optimum. Tak potoczą się losy sosny zwyczajnej, świerka, jodły i modrzewia.
Czym jest optimum klimatyczne?
To zakres warunków klimatycznych, w których dany gatunek może w jakimś miejscu występować i trwać. Gatunek pozostający poza optimum jest bardziej narażony na niekorzystne czynniki, gorzej sobie z nimi radzi. I nie zapominajmy, że na ten scenariusz bazowy nałoży się jeszcze wiele innych czynników. W modelu klimatycznym jesion prezentuje się bardzo ładnie, na kreślonych przez nas mapach na dużej części Europy jest zielono. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę patogenów, w tym inwazyjnego grzyba powodującego masowe zamieranie jesionu. Do tego stopnia, że jego utrzymanie się na kontynencie jest bardzo mocno zagrożone. Stąd, wykorzystując nasze prognozy, należy uwzględnić także inne elementy.
Podobną pracę zespół przedstawił sześć lat temu. Co się zmieniło? Oprócz przewidywania, że zmiany zajdą szybciej, niż się spodziewano…
Poprzednio bazowaliśmy na danych z piątego raportu IPCC. Teraz polegamy na raporcie szóstym, który redefiniuje charakter zmian klimatycznych. Po drodze pojawiło się też sporo nowych danych o rozmieszczeniu gatunków. Dodaliśmy również perspektywę najbliższych dekad, lat 2040–60. No i po opublikowaniu poprzedniej pracy dostaliśmy mnóstwo pytań o drzewa, których wcześniej nie uwzględniliśmy. Dlatego teraz dodaliśmy dziesiątkę gatunków alternatywnych.
Jaki jest morał?
Tradycyjne gatunki lasotwórcze są bardziej zagrożone niż alternatywne. W Polsce sosna zdoła się utrzymać jedynie na Pomorzu i w górach. Oczywiście to nie znaczy, że zniknie z reszty kraju, ale znajdzie się tam poza swoim optimum i nie da rady dominować w lesie. Będzie występować w rozproszeniu, głównie w miejscach, które będą trochę bardziej wilgotne i chłodniejsze, na północnych wystawach stoków lub na torfowiskach. A i tak prognozy dla sosny są nieco bardziej optymistyczne niż dla świerka. W skali Europy oba gatunki odnajdą optimum jedynie w Skandynawii, w Alpach i w wyższych częściach Karpat.
Dlaczego przestaną sobie radzić?
Czynnikiem ograniczającym będzie suma opadów w najcieplejszym kwartale roku. W okresie, gdy drzewa potrzebują znacznych ilości wody do prowadzenia fotosyntezy. Ta zależy od temperatury, wymaga światła, dwutlenku węgla i właśnie wody. Jeżeli będzie jej za mało, to intensywna fotosynteza, typowa dla gatunków pionierskich, będzie przebiegać wolniej. Więc gatunki rozrzutnie podchodzące do gospodarowania tym, co wyprodukują, a to przykład zwłaszcza sosny, wytworzą zbyt mało substancji budulcowych przeznaczanych nie tylko na przyrost, ale też na poprawę stabilności, ochronę przed grzybami, owadami czy półpasożytami jak jemioła.
Skoro opadów w sezonie wegetacyjnym będzie mniej niż obecnie i skoro będzie cieplej, to wzrośnie poziom parowania i zmniejszy się także ilość wody zgromadzonej w zasobach gruntowych. A wraz z coraz rzadszymi opadami śniegu woda nie będzie wsiąkać w grunt w czasie roztopów. W chłodniejszych porach roku opad przyjmie przede wszystkim formę deszczu, który wsiąka w ziemię słabiej niż topniejący śnieg.
Jaka przyszłość czeka polskie lasy, zwłaszcza te najbardziej rozpowszechnione, sosnowe monokultury?
Już widać w nich jemiołę z podgatunku występującego na sośnie. Jeszcze 10 lat temu była ciekawostką florystyczną, teraz stanowi poważne wyzwanie gospodarcze. Sosny częściej będą padały ofiarami ataków kornika sześciozębnego i ostrozębnego. Będą słabiej przyrastać i częściej zamierać z powodu suszy. I im lepsze, bardziej żyzne siedlisko, na którym rosną, tym większe prawdopodobieństwo, że zwłaszcza starsze drzewostany sosnowe będą zamierać.
Dlaczego akurat tam?
Na żyznych siedliskach sosna przyrasta szybciej i potrzebuje więcej wody. Większe drzewo musi pobrać jej jeszcze więcej, a wody będzie brakować. Sosna rośnie również na żyznych siedliskach, głównie w lasach liściastych, w tzw. grądach, ale naturalnie pojawia się najczęściej w miejscach poprzednich zaburzeń. W lasach o charakterze naturalnym w Puszczy Białowieskiej sosny występują głównie tam, gdzie wcześniej dochodziło do pożarów, wywoływanych m.in. przez bartników lub w trakcie wypalania potażu. Więc takie drzewa jak sosna, modrzew czy brzoza będą w przyszłości stanowiły jedynie tzw. domieszkę.
Kiedy tak będzie?
Proces będzie się nasilał. Możliwe, że już za 30 lat sosen pozostanie bardzo niewiele. W ich miejsce będą się mogły pojawić gatunki lepiej dostosowane do zmieniającego się klimatu, zazwyczaj drzewa liściaste, dęby czy buki. I to też w zależności od konkretnego miejsca. Dąb bezszypułkowy np. w Wielkopolsce, z którą jestem związany, nadal będzie rosnąć w swoim optimum klimatycznym. Natomiast dąb szypułkowy w scenariuszu umiarkowanym się utrzyma, ale w scenariuszu pesymistycznym w drugiej połowie stulecia duża część Wielkopolski znajdzie się poza optimum klimatycznym. Przy czym drzewa tych gatunków nie będą osiągały tak dużych rozmiarów i takiej formy, jaką przyjmują chociażby w Białowieży.
Kto jeszcze straci?
Ustępowanie sosny i zastępowanie jej przez gatunki liściaste wpłynie na to, ile światła i ciepła dociera do dna lasu, jak krąży materia, jak wygląda runo leśne. Spodziewamy się, że zmiany klimatyczne zagrożą borówkom brusznicy i czernicy. Dodatkowe zacienienie dna lasu jeszcze bardziej się do tego przyczyni.
A co z grzybami?
Wiele z nich wchodzi w związki mykoryzowe właśnie z gatunkami iglastymi, najszybciej ustępującymi. Pewnie przybędzie borowików, z kurkami może być różnie. Zmieni się zatem nie tylko wygląd lasu w warstwie koron, ale także to, co zobaczymy przy ziemi. W gorszej sytuacji znajdą się wszelkie gatunki związane ze świerkiem i sosną, w tym owady i grzyby. Tu najbardziej zagrożone są tzw. organizmy monofagiczne, żerujące tylko na jednym gatunku. Na ich miejsce wejdą gatunki o szerokich skalach ekologicznych i kosmopolityczne – także obce i inwazyjne. Np. ustąpienie sosny pozwoli wkroczyć czeremsze amerykańskiej i robinii akacjowej (obie pochodzą z Ameryki Płn.). Będziemy się musieli poważnie zastanowić, jak tych obcych wykorzystać.
Tak będzie wyglądał las bez ludzkiej interwencji.
Typowane są obecnie lasy cenne przyrodniczo i ważne z przyczyn społecznych. Mają być tam ograniczone lub wstrzymane zabiegi z zakresu gospodarki leśnej. Należałoby ustalić, co jest celem ochrony. Strategia wyłączeń musi przewidzieć, gdzie chcemy popierać procesy naturalne, w tym odnowienie drzewostanu, a gdzie lasy powinniśmy prowadzić ręką człowieka, także w celu produkcji drewna. Bo lasy, które znajdą się poza optimum klimatycznym, pozostawione same sobie często będą trwały, natomiast dość drastycznie zmienią swoje oblicze. Pojawią się w nim nowe gatunki. Nowy las będzie niższy i ciemniejszy. Będzie wolniej rósł i wolniej się regenerował. Tam, gdzie sosna lub świerk mają największe perspektywy na przetrwanie, powinny być chronione biernie.
A co ze zwykłym lasem gospodarczym?
Aby las składał się głównie z żywych drzew, trzeba będzie usuwać drzewa porażone i w tworzących się lukach podsadzać nowe drzewa albo promować odnowienie naturalne. Na odpowiednio żyznym siedlisku jest możliwość udanego dosadzania dębów lub buków, mówią leśnicy. W tej chwili starają się uznawać jak najwięcej tego, co samo się wsiewa, widząc w tym wskazówkę o przyszłych składach gatunkowych. Zamierające sosny będą usuwane, ale pewnie nie wszystkie od razu i nie zrębem zupełnym, tylko na raty i przez wiele lat, w ramach tzw. cięć sanitarnych lub przekształceniowych. To będzie się wiązało z otwieraniem okapu drzewostanu, co z kolei wesprze odnowienie naturalne.
Wiele zależy od tego, na ile uda się dopasować zasady hodowli lasu i proponowane w nich składy gatunkowe do zmieniających się okoliczności. Na pewno warto dawać wolną rękę miejscowemu leśniczemu, który zna swój las i potrafi wykorzystać potencjał mikrosiedlisk.