Pulsar - najnowsze informacje naukowe. Pulsar - najnowsze informacje naukowe. Shutterstock
Struktura

Melodie przebojów: gęsto, gęściej, jeszcze gęściej

Brzmienia, harmonie, rytmy czy sposoby ekspresji wokalnej ewoluują nieustannie od momentu, gdy narodziła się muzyka pop. A jak to jest z melodiami?

Odpowiedzi na to pytanie dwoje badaczy – Madeline Hamilton z Queen Mary University of London oraz Marcus Pearce z Aarhus University – postanowiło poszukać w nowym zbiorze danych na temat przebojów z listy „Billboardu” z lat 1950–2023 o nazwie BiMMuDa (Billboard Melodic Music Dataset). Zawiera on ręcznie opracowane transkrypcje wiodących melodii piosenek, a więc zwykle linii głównego wokalu, które zapisano w plikach MIDI, ułatwiających komputerową analizę. Cały zestaw obejmuje 1131 melodii pochodzących z 366 szlagierów (piosenki mają zwykle po 2–4 linie melodyczne), które podbiły listę „Billboardu” w ciągu ostatnich siedmiu dekad. I jest to jak na razie największy tego typu zbiór.

Jego analiza doprowadziła parę badaczy do dwóch dość zaskakujących – przynajmniej dla mnie jako dziennikarza muzycznego – wniosków. Po pierwsze, że przynajmniej w zachodniej muzyce popowej odbyły się tylko dwie wyraźne rewolucje melodyczne, a więc znacznie mniej niż było w tym okresie rewolucji stylistycznych. Wspomnijmy rock’n’roll i rozliczne gatunki rocka (jak folk rock, rock progresywny, punk, hard rock, grunge czy brit-pop, no i metal), kolejne wcielenia R&B i soulu, parkietowe disco, techno i house oraz całą resztę muzyki elektronicznej, wreszcie eksplozję hip-hopu. A po drugie, dziwi również fakt, że rewolucje melodyczne nie wydają się korespondować w czasie ze stylistycznymi.

Melodie ewoluują liniowo

Owe dwa przełomowe momenty to zdaniem badaczy lata 1975 oraz 2000. Dzielą one historię popowych melodii na trzy ery. W pierwszej – 1950–1974 – melodie były relatywnie złożone: średnia „odległość” pomiędzy kolejnymi nutami melodii wynosiła 2,3 półtonu, a 2/3 melodii mieściło się w zasięgu 7 półtonów. Miały one za to stosunkowo niewiele nut, średnio 1,8 na sekundę. Śpiewający zamaszyście kładli więc nuty na pięciolinii, lecz robili to niespiesznie. W erze drugiej – 1975–1999 – interwały zmalały do średnio do 2,1 półtonu, a 2/3 melodii leżało już w granicach 6 półtonów. Za to liczba nut wzrosła do 2,0 na sekundę. Wreszcie w trzeciej erze – trwającej od roku 2000 do dziś – nuty skaczą średnio o 2 półtony, a 2/3 z nich wędruje w obrębie jedynie 5,5 półtonu. Za to liczba nut to średnio aż 2,8 na sekundę.

„Obie rewolucje charakteryzuje więc spadek skomplikowania melodii, a po tej drugiej dodatkowo wyraźnie wzrosła gęstość nut” – podsumowują badacze. Zaznaczają jednak, że 1975 i 2000 r. nazywają rewolucyjnymi, choć gwałtownie przyspieszyły wówczas tendencje obserwowane już wcześniej, w zasadzie niezmienne od ponad siedmiu dekad: upraszczanie i zagęszczanie melodii. Ta stałość jest o tyle ciekawa, że w muzyce – tak jak i w modzie czy filmie – obserwuje się regularne powroty do przeszłości: pewne znane już style wracają w aurze nostalgii, choć w nieco zmienionej formie. W przypadku melodii takich cyklicznych powtórek nie ma, ewoluują liniowo.

Słuchacze przyspieszają

Czym spowodowane jest owo konsekwentne spłaszczanie melodii? Jedna z hipotez wskazuje na preferencje twórców i wydolność słuchaczy. „W latach 50. możliwości nagraniowe ograniczały się do tego, co można było zagrać na dostępnych w studiu instrumentach. Teraz każdy mający dostęp do laptopa i internetu może stworzyć takie dźwięki, jakie tylko podsunie mu wyobraźnia. Tymczasem melodie w popie wciąż ograniczają się zwykle do 12 dźwięków skali” – mówią badacze. Ich zdaniem rosnący zakres możliwości brzmieniowych sprawia, że właśnie tutaj koncentruje się kreatywność i ekspresja twórców. Przesuwa to punkt ciężkości z tworzenia interesujących melodii na rzecz tworzenia interesujących brzmień.

Słuchaczom z kolei upraszczanie melodii pomaga w nadążaniu za tą coraz bogatszą w rozmaite brzmienia, rytmy i efekty muzyką. Tym bardziej że same te melodie również wyraźnie się zagęszczają, co może być manifestacją szerszego przyspieszenia w popkulturze – porównajmy tempo współczesnych filmów i seriali z tymi sprzed dekad. Czy szerzej: przyspieszenia w całym naszym życiu.

Badacze odrzucają ogon

Na koniec pozostaje pytanie, dlaczego rewolucje przypadły właśnie na lata 1975 oraz 2000. Nie kojarzą się one z jakimiś przełomami stylistycznymi na listach przebojów. Tu wyjaśnienia można szukać w specyfice analizowanego zbioru piosenek. Uwzględnia on tylko pięć największych przebojów z listy „Billboardu” z kolejnych lat, gubi więc cały długi „ogon” muzyki już zyskującej w danym czasie popularność, lecz jeszcze niedominującej. A więc buzujące nawet od kilku lat trendy ujawnią się w niniejszym badaniu z opóźnieniem, kiedy przebiją się na sam szczyt list przebojów.

I tak przykładowo hip-hop zaczął podbijać mainstream na początku lat 90., ale rapowe kawałki stanowią tylko 15 proc. analizowanego zestawu piosenek z tej dekady. Dopiero później hip-hop mocniej zaistniał na liście „Billboardu”. Możliwe – oceniają badacze – że rosnąca popularność gatunku wraz z często (bardzo) szybkim rapowaniem wpłynęła na melodie także w innych stylistykach, jednak na poziomie największych hitów to przyspieszenie wyraźnie odczuliśmy dopiero w okolicach 2000 r., czyli drugiej rewolucji melodycznej.

Co może być też wskazówką na przyszłość. Bo niewykluczone, że obecny zastój stylistyczny – kiedy ostatnio muzyką wstrząsnęło coś tak, jak wcześniej rock’n’roll, disco czy hip-hop? – jest tylko pozorny. I gdzieś na końcu ogona rozpoczyna się rewolucja, choć w radiu usłyszymy ją dopiero za parę lat. I będziemy nucić refreny jeszcze szybciej.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną