Ministerialny projekt zawiera pewne, co do ogólnej zasady, dobre pomysły. Ministerialny projekt zawiera pewne, co do ogólnej zasady, dobre pomysły. Forum
Struktura

Czy PAN na głowę upadł? Ministerialny projekt jest szkodliwy i zły. Skutki zostaną na długo

Projekt nowelizacji ustawy o PAN: Może nowe paniska się opamiętają?
Struktura

Projekt nowelizacji ustawy o PAN: Może nowe paniska się opamiętają?

Dyskusja o projekcie nowelizacji ustawy o PAN, zainicjowana artykułem Dariusza Jemielniaka, porusza różnorodne szczegóły organizacyjno-finansowe. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, po pierwsze, że proponowana nowelizacja ignoruje historię akademii nauk, a po drugie, jej uzasadnienie jest dziwaczne, jak na standardy państwa demokratycznego.

150 uczonych podpisuje się pod słowami: Mamy nadzieję, że projekt reformy PAN to tylko zaproszenie do dyskusji
Struktura

150 uczonych podpisuje się pod słowami: Mamy nadzieję, że projekt reformy PAN to tylko zaproszenie do dyskusji

Potrzeba zmiany regulacji prawnej Polskiej Akademii Nauk jest bezdyskusyjna. Ale gdyby ministerialny projekt wszedł w życie, zagroziłby istnieniu PAN w postaci będącej odpowiednikiem akademii narodowych z innych państw (Marek Krawczyk, Adam Liebert, Konrad Osajda, Romuald Zabielski)

System nauki i szkolnictwa wyższego pod rządami różnych partii ma pewne cechy wspólne. To brak zaufania, centralizacja i ręczne sterowanie. Ministerialny projekt zmian ustawy o Polskiej Akademii Nauk przejawia je wszystkie.

Projekt Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego trafnie zauważa faktyczną, dualną naturę PAN. Z jednej strony to korporacja maksymalnie 350 najwybitniejszych uczonych w Polsce, wybieranych dożywotnio, z drugiej to federacja niemal 70 instytutów o dużym stopniu autonomii i z blisko 10 tys. zatrudnionych. Te dwa światy działają w dużym zakresie niezależnie i warto by doprowadzić do ich synergii, co zresztą proponował środowiskowy projekt ustawy o Polskiej Akademii Nauk, przygotowany w zeszłym roku, który obecnych władz nie interesuje.

Kto ma wybrać członków PAN

Ministerialny projekt zawiera pewne, co do ogólnej zasady, dobre pomysły. Na przykład sensowne wydaje się podwojenie liczby członków Akademii Młodych Uczonych. Włączenie zarówno tego ciała, jak i dyrektorów instytutów w skład najwyższego organu Akademii, Zgromadzenia Ogólnego, także może mieć zalety. Skutkiem będzie wzrost wpływu instytutów, czemu towarzyszyć powinno jednak zrównoważenie wzajemnych oddziaływań jednostek i korporacji.

Dziwi jednak przyznanie im prawa wyboru członków PAN. Było nie było, recenzji profesur nie mogą pisać osoby bez profesury. A skoro minister chce odebrać prawo głosu członkom po 75. roku życia, może się też okazać, że przy wielu istotnych decyzjach członkowie zwyczajni zostaną z okładem przegłosowani przez pozostałych. W sumie więc jest to propozycja w najlepszym razie niedopracowana.

W projekcie dominują zmiany czasem wręcz szkodliwe. Przykład pierwszy z brzegu: prezes Akademii ma utracić prawo odwoływania dyrektorów instytutów naukowych PAN. To niespotykane w analogicznych instytucjach. Jeśli kierownictwo PAN ma mieć jakiś wpływ na instytuty, musi mieć możliwość zarządzania kierującymi nimi osobami. Oczywiście może i powinno to być obwarowane odpowiednimi warunkami, ale w interesie systemu nauki w Polsce leży przecież, żeby instytuty słabe naukowo poprawiały się lub były likwidowane i żeby powstawały nowe, odpowiadające na potrzeby współczesności, a zarządzający nimi podlegali nadzorowi kierownictwa Akademii, a nie głównie innych dyrektorów.

Z projektu wyziera brak zaufania

Skutkiem proponowanych rozwiązań jest samowładztwo dyrektorów, a priorytetowy dla jakości badań naukowych nadzór staje się iluzoryczny, trafiając do rad wydziałów. A przecież można było, wsłuchując się w głos społeczności naukowej, stworzyć choćby międzynarodowe panele eksperckie, oceniające działalność badawczą placówek i doradzające im w sprawie strategii rozwoju. Doskonałe przykłady to działający od przeszło 20 lat Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej PAN czy najmłodsza jednostka Akademii, czyli Międzynarodowy Instytut Mechanizmów i Maszyn Molekularnych PAN – prowadzące badania na najwyższym poziomie.

Inne propozycje są jeszcze gorsze. W skład Prezydium PAN, czyli obecnie ciała decyzyjnego liczącego 26 członków (typu executive), ma wejść dodatkowo 20 dyrektorów instytutów. Spowoduje to paraliż prac, bo sensowna dyskusja prowadząca do konstruktywnych decyzji w gronie blisko 50 osób jest mało realna.

Istotą projektu nie są jednak zmiany kosmetyczne. Skutkiem będzie całkowite przejęcie kontroli nad PAN przez ministra. Chce on mieć np. wyłączne prawo odwoływania kanclerza, na podstawie własnej oceny i nie musząc się liczyć z opinią prezesa Akademii. Takie ograniczenia w przypadku jakiejkolwiek uczelni publicznej wywołałyby oburzenie. Likwidowana jest część Kancelarii PAN. Prezes ma utracić w całości uprawnienia zarządcze i stać się figurantem. A przecież autonomia uczelni i placówek badawczych to fundament sięgający czasów oświecenia.

Projekt jest w pewnym sensie spójny – na każdym kroku wyziera z niego kompletny brak zaufania. Ministerstwo najwyraźniej nie wierzy, że można reformę PAN oprzeć na jakiejkolwiek partnerskiej rozmowie. Ten brak dialogu, zwłaszcza w zestawieniu z wielokrotnymi publicznymi zapewnieniami resortu o wsłuchiwaniu się w głos środowiska, jest wręcz szokujący. Tradycją ministerstwa staje się też to, że zmiany w systemie nauki projektują zespoły osób, które wstydzą się podać swoje nazwiska. Także i tu, w pracach nad reformą PAN, w ministerstwie uczestniczył zespół, którego skład jest tajny.

Jak na Węgrzech Orbána

Polska Akademia Nauk jest potraktowana jak instytucja patologiczna, wymagająca nie tyle reformy, ile przejęcia przez resort. Ministra Macieja Gdulę to porównanie bardzo boli, nie sposób jednak nie zauważyć, że niemal identyczne rozwiązania wobec Węgierskiej Akademii Nauk wprowadził Viktor Orbán.

Czy można byłoby to zrobić inaczej? Oczywiście, że tak. Jeden projekt środowiskowy jest już napisany, co prawda w nieprawdopodobnym pośpiechu, pod presją ówczesnego ministra Przemysława Czarnka, mógłby jednak stanowić punkt wyjścia. A jeśli zaczynać od zera, to wystarczyłoby zaprosić korporantów i Akademię Młodych Uczonych, władze PAN, pracowników i pracowniczki instytutów PAN i ich dyrekcje, osoby ze szkół doktorskich i pozostałych interesariuszy, a także reprezentację ważniejszych instytucji nauki polskiej. Wtedy jednak prawdopodobnie trudniej byłoby przemycić tak daleko idące przejęcie kontroli.

Z takim poziomem arogancji dobrze koresponduje brak precyzji lub wręcz zafałszowania w uzasadnieniu potrzeby zmian. Mowa jest np. o rzekomym zwracaniu uwagi na brak transparencji czy złe procesy zarządcze przez Najwyższą Izbę Kontroli – tymczasem od 2010 r. wszystkie osiem kontroli NIK zakończyło się pozytywnym wynikiem.

Ministerstwo twierdzi też, że PAN ma trudności w zarządzaniu i jako przykład podaje podział dodatkowej subwencji 190 mln zł dla instytutów PAN. Warto przypomnieć, o czym mowa. Minister nauki Dariusz Wieczorek w lutym dumnie ogłosił, że polscy naukowcy i naukowczynie dostaną dawno zasłużone 30-proc. podwyżki. Rychło się okazało, że dostaną je pracownicy uczelni, a nie tysiące badaczy i badaczek w instytutach PAN. Sytuacja była niezręczna, jako że minister dopiero co przekazał Akademii 180 mln zł na wyrównanie płac do poziomu pensji minimalnej jeszcze sprzed podwyżek. Po długiej batalii skończyło się na podwyższeniu tej kwoty do łącznie 190 mln – niepozwalającej nijak ani na pokrycie zaszłości, ani na podwyżki choćby zbliżone do 30 proc. Minister jednak powiedział jasno, że więcej nie będzie, a PAN ma sama ustalić, jak te środki rozdysponować.

Skutki zostaną z nami dłużej

W obliczu walki o przetrwanie instytutom rzeczywiście niełatwo było znaleźć jeden satysfakcjonujący wszystkich scenariusz podziału. Jednym sprawiedliwe wydawało się rozdysponowanie proporcjonalnie do wcześniej przyznanego finansowania na 2024 r., innym – według liczby pracowników, a jeszcze innym – według budżetów uwzględniających finansowanie zewnętrzne… Co najbardziej niesprawiedliwe, minister nie zatroszczył się o to, aby podwyżki jednakowo objęły naukowców z różnych placówek ani nie wziął pod uwagę faktu, że PAN była systematycznie niedoinwestowana przez poprzednie osiem lat – znacznie bardziej niż uczelnie.

Przykładowo, w skali pięciu lat, dla uniwersytetów Jagiellońskiego i Warszawskiego finansowanie wzrosło o ponad 17 proc. powyżej poziomu skumulowanej inflacji, a dla instytutów PAN 8 proc. poniżej, co w liczbach bezwzględnych oznacza obecnie niedofinansowanie w wysokości 200 mln zł, w tym 50 mln zł w ramach ostatniego nierównego zwiększenia subwencji przez ministra Wieczorka.

Ministerstwo nie bierze pod uwagę, że nawet jeśli PAN przetrwa proponowany demontaż zabezpieczeń przed naciskami politycznymi, to przy najbliższej zmianie władzy likwidacja tej instytucji zajmie dosłownie godzinę, bo minister może ręcznie decydować w zasadzie o całości jej majątku i zarządzaniu. To porażająca krótkowzroczność. Przecież nie dalej jak rok temu byliśmy świadkami, jak Instytut Filozofii i Socjologii PAN padł ofiarą politycznej zemsty i obniżenia finansowania.

Gdyby pomysł zgłosił minister Czarnek, nikt by się nie zdziwił, ale dałoby się słyszeć protesty. Obecny rząd cieszy się jednak szerokim, życzliwym poparciem środowisk inteligenckich. Obiektywnie trudno się temu dziwić po latach zapaści. W związku z tym wszelkiego rodzaju brewerie, także te niszczące wiodącą instytucję naukową w Polsce, na razie przechodzą. Niestety, skutki zostaną z nami dłużej niż do końca kadencji.

Autor jest wiceprezesem PAN w kadencji 2023–26.

***

Wkrótce opublikujemy kolejne głosy dotyczące reformy PAN – na łamach „Polityki” i projektpulsar.pl.