Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Pulsar - wyjątkowy portal naukowy. Shutterstock
Struktura

Wymiary przestrzeni: Miastom brakuje bliskości

Czas, jaki muszą poświęcić mieszkańcy miast, żeby rowerem lub pieszo dotrzeć do sklepu, fryzjera czy lekarza, zmierzyli badacze. Uzyskali wyniki, które może nie zawsze się w zderzeniu z rzeczywistością bronią, ale przynajmniej nagłośnili problem i wskazali metody jego rozwiązania.

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami, w małej chatce mieszkała królewna, która mówiła: „jak ja mam wszędzie daleko”. Dla mieszkańców większości miast na świecie ten dowcip nie jest zabawny – jest smutną prawdą. Wykazał to zespół Complexity Science Hub pod kierownictwem prof. Vittorio Loreto, profesora Sapienza University w Rzymie (publikacja w „Nature Cities”).

Naukowcy zadali sobie pytanie, gdzie na świecie tak naprawdę mamy do czynienia z „miastem 15-minutowym”, czyli z taką przestrzenią zurbanizowaną, w której do podstawowych usług (sklepów czy przychodni) ludzie mają najwyżej kwadrans drogi rowerem lub piechotą. Odpowiedzi dostarczyły cyfrowe systemy informacji geograficznej GIS i otwarte dane nawigacyjne, z których korzystamy na telefonach.

Żeby badane podróże miały jakiś punkt zaczepienia w terenie, podzielono miasta jak plastry miodu na sześciokątne pola szerokości ok. 400 m. Następnie zsumowano wszystkie czasy dojazdu/dojścia z tychże pól do zaznaczonych na mapach usług. Obszary o średniej dostępności usług w zakresie granicznym 14–16 min wyróżniono najjaśniejszym błękitem. Krótszym czasom odpowiadają coraz ciemniejsze odcienie niebieskiego, a dłuższym – czerwonego.

Oznaczona w ten sposób mapa świata jest upstrzona kropkami ciemnoczerwonymi – do usług bez użycia pojazdów mechanicznych najdłużej dociera się m.in. w USA, Indiach i Chinach. Najbardziej niebieska jest Europa. Dopiero kiedy przyjrzeć się mapie bardziej szczegółowo, wygląda optymistyczniej. Najciekawsze są jednak miasta – zazwyczaj niebieskie w środku i czerwone na zewnątrz, przy czym zakresy tych kolorów bywają skrajnie różne.

Tym samym potwierdza się na przykład obiegowa opinia, że w Paryżu wszędzie jest blisko do bagietki – prawie cały jest niebieski. Atlanta z kolei – też zgodnie ze stereotypem, ale dotyczącym miasta amerykańskiego – jest prawie cała bordowa, czyli wygląda na niemożliwą do zamieszkania bez własnego auta (wszędzie jest 12 razy dalej rowerem i 14 razy dalej pieszo niż w Zurychu, liderze ergonomii czasochłonności). Zaskakuje natomiast Rzym, który kojarzy się z tradycyjną urbanistyką: też w większości jest czerwony. Warszawa trzyma niezły standard razem z Londynem, Oslo i Lizboną (jest ok. 2,5 raza gorsza niż lider). W Zurychu piesze i rowerowe strefy < 15 min obejmują prawie 100 proc. mieszkańców, podczas gdy w San Antonio piesza droga do usług zajmie średnio poniżej kwadransa tylko ok. 3 proc. mieszkańców i a rowerem aż 73 proc. (w Warszawie odpowiednio 82 proc. i 98 proc.)

Badanie ma oczywiście pewne ograniczenia, widoczne, gdy zechcemy porównać jego wyniki własnym doświadczeniem. Może się wtedy okazać, że fryzjer w realu jest o wiele bliżej niż na wykresie, a znowu lekarz rodzinny znacznie dalej. Może mamy blisko do sklepu, ale nie do dentysty. Są też inne „halucynacje”. Na przykład w odsetek ludności mającej średnio kwadrans rowerem do usług utrzymuje się w miastach na poziomie 70 proc., co jest fikcją wynikająca prawdopodobnie z uznania, że większości tras samochodowych służy również użytkownikom jednośladów. A przecież wiadomo, że jeśli brakuje ścieżek, tylko najwięksi ryzykanci decydują się na jazdę w normalnym ruchu drogowym.

Zasada bliskości.ArchiwumZasada bliskości.

Tak czy inaczej, naukowcy słusznie podkreślają, że ujawnione przez nich różnice są miarą społecznej nierówności w obrębie miast czy między regionami. Po prostu część obywatelek i obywateli jest dyskryminowana ze względu na miejsce zamieszkania. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o kwestie godnościowe, których lepiej uposażone warstwy społeczne i tak nie rozumieją. Chodzi o uniknięcie „syndromu Janka Muzykanta”, czyli efektu tracenia przez społeczeństwo części zdolnych i kreatywnych ludzi, którzy się marnują, bo mieli pecha urodzić się w „gorszej” dzielnicy.

Zespół badawczy zaczął więc tworzyć algorytmy mające te niesprawiedliwości zlikwidować przez zbliżanie usług do mieszkańców. Proponują dwa sposoby zwiększanie liczby punktów usługowych tam, gdzie ich nie ma lub zwiększanie oferty komunikacji publicznej. Być może w przyszłości da się w ten sposób tworzyć wieloletnie scenariusze rewitalizacji zaniedbanych obszarów.

Zasada bliskości celów, której dotyczy „15-minutowość” miast, należy do abecadła urbanistyki – tutaj naukowcy prochu nie wymyślili. Tyle że ta wiedza została wyparta głównie dlatego, że przeszkadzała rabunkowej deweloperce. Warto więc ją przypominać i utrwalać.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną