Wymiary przestrzeni: Japoński pejzaż z robotem
W roku 1970 Mori ogłosił swój słynny esej „Dolina niesamowitości” (jap. bukimi no tani, ang. uncanny valley). Traktuje on o tym, że wbrew oczekiwaniom, ludzie nie reagują na roboty tym lepiej, im bardziej są one ludzkie.
Matematycznie rzecz biorąc, chodzi tu o „dołek” w wykresie funkcji, ale Mori ubrał go w poetycką metaforę niczym tytuł opowiadania Edgara Allana Poe. Dzięki temu powstało określenie bardziej sugestywne niż – powiedzmy – „przedział wartości funkcji między sąsiednimi maksimami”. Genezy tego językowego zabiegu możemy doszukać się w japońskiej kulturze przestrzeni.
Mori wpisał ten dołek w doświadczenie wędrówki, co już odnosi do japońskiej filozofii drogi, dō. Większość zjawisk codziennego życia – pisał – polega na tym, że skutek zmienia się proporcjonalnie do przyczyny. Na przykład, im więcej pracujemy (wydajemy), tym mamy więcej (mniej) pieniędzy, im bardziej wciskami pedał gazu (hamulca), tym szybciej (wolniej) jedziemy. Są to funkcje monotoniczne, których wykresy mają formę krzywej biegnącej w górę albo w dół.
Nie zawsze jednak tak jest. Jeśli np. chcemy wejść na szczyt góry, teren czasem się zapada i najpierw musimy zejść w dolinę. Takie właśnie zapadnięcie Mori wykrył w krzywej wrażeń ludzi spotykających się ze sztucznymi tworami o różnym stopniu człekopodobieństwa i nazwał ją „doliną niesamowitości”.
Zdaniem autora eseju najbardziej obojętne są nam roboty przemysłowe – punkt zero na osi poczucia powinowactwa z rzeczą człekopodobną. Następnie, w miarę, jak mechanizmy coraz bardziej przypominają człowieka, nabieramy do nich coraz więcej sympatii, ale gdy to podobieństwo staje się zbyt duże i jednocześnie niedokładne, pozytywne wrażenia raptownie przechodzą w silny dyskomfort. Podobno najgorzej reagujemy na zombi, które „siedzi” na samym dnie doliny.
Wraz z dalszym wzrostem człekopodobieństwa obiektów nieożywionych, wychodzimy z doliny niesamowitości, ponieważ nasze wrażenia z ich odbioru znowu stają się coraz bardziej pozytywne. Szczytem poczucia swojskości jest dla nas oczywiście autentyczny człowiek.
Sięgnij do źródeł
Badania naukowe: The Uncanny Valley: The Original Essay by Masahiro Mori
Uncanny valley jest miarą dysonansu poznawczego, który odczuwamy, gdy coś z jednocześnie ludzkie i nieludzkie. Jeśli rzecz tylko trochę przypomina człowieka, podświadomie zaokrąglamy jej status do rzeczy. Gdy zaś bardzo przypomina człowieka – do osoby. Między tymi stanami jest moment takiej sprzeczności, że nasz mózg nie może sobie z nią poradzić, generując lęk.
Znamy go z autopsji, gdy np. na obrazie wszystko wygląda prawidłowo, jakby namalował to człowiek, oprócz jednego rażącego błędu, którego ludzki artysta nigdy by nie popełnił, demaskującego pochodzenie obrazu z bezrozumnych trzewi AI. Jest w tym coś tak obcego, że aż trudno to wyrazić.
Fakt, że Masahiro Mori określił to uczucie metaforą bukimi no tani, może wynikać z cech japońskiej kultury, która jest bardzo wyczulona na krajobraz, naturę i ulotne wrażenia. Znamy te klimaty z wierszy haiku i drzeworytów ukiyo-e. Jedne i drugie dotyczą stanów nieokreślonych, przejściowych. Wiersze haiku utrwalają ulotne powiązania różnych doznań, a nazwa ukiyo-e oznacza „obrazy przepływającego świata”.
Japońską wrażliwość na subtelne emocje ilustruje legenda powstania wabi-sabi, filozofii piękna przemijania. Pewien mnich zen przygotowywał ogród dla mistrza ceremonii parzenia herbaty. Gdy wszystko było już idealnie urządzone i zagrabione, mnich potrząsnął drzewem wiśniowym, a kwiaty sakury spadły na ziemię. I ten dotyk niedoskonałości wniósł do całej sceny nowe piękno.
Użytkownikowi żadnego innego języka nie przyszłoby chyba do głowy, żeby tak pożenić matematykę, robotykę i poezję. Angielskie uncanny znaczy „wymykające się rozumowi”. Polskie słowo niesamowity ma raczej pozytywną konotację jak angielskie amazing albo jaskinia strachów w wesołym miasteczku. Pokrętna etymologia niemieckiego unheimlich skłoniła Freuda do uznania, że niesamowite jest to, co w nas ukryte i wyszło na wierzch.
Pojęcie „doliny niesamowitości” można więc przetłumaczyć na każdy język, ale nie każdy język ma odpowiednią kognitywną „wtyczkę” pozwalająca jego użytkownikom zauważyć i określić to dziwne uczucie, które zdefiniował po japońsku Masahiro Mori.
Japońskie bukimi (不気味 / 無 気 味) też niby znaczy dziwny, złowieszczy, upiorny, tajemniczy, potworny, ale składa się z trzech mniej dramatycznych za ta bardziej dających do myślenia ideogramów: 無 – nicość, pustka, nic, pusty; 不 – nie, zły, brzydki, niezdarny; 気 – duch, umysł, powietrze, atmosfera, nastrój, stan; 味 – smak, posmak, aromat. W jakimś sensie, określenie to wyraża więc posmak duchowej pustki pod ludzką maską, którą odczuwamy w zetknięciu ze sztucznym tworem udającym człowieka. Jakże trafne i inspirujące.