„Gladiator 2”, czyli smętna mina w obecności rekinów
Film Ridleya Scotta z 2000 r. – z oscarową, jak się miało później okazać, rolą Russella Crowe’a – wpłynął ogromnie na moje historyczne zainteresowania. Gdy moja śp. ciocia przyniosła mi kasetę z tym epickim dziełem X Muzy, zdecydowanie bardziej zainteresowany byłem średniowieczem. „Gladiator” uczynił ze mnie historyka starożytnego Rzymu. Zacząłem się także bardziej interesować kinem jako takim. Co mnie tak w tym obrazie uwiodło? Prosty, nieprzekombinowany scenariusz, mówiący o zemście ojca i męża. Imponujące sceny walk (zwłaszcza z barbarzyńcami) zrobione z dbałością o precyzję, a także znakomite aktorstwo. Poniekąd zatem wszystko to, z nielicznymi wyjątkami (o czym niżej), zawiodło w drugiej części.
Nie chcę, by poniższe omówienie polegało tylko na typowym narzekaniu historyka. Już teraz podkreślam z całą stanowczością, że film stanowić ma nade wszystko formę rozrywki, a nie dokument naukowy. Problem w tym, że „Gladiator 2” nie jest powtórką z rozrywki, jakiej dostarczała część pierwsza – a dodam, że tę obejrzałem osiemdziesiąt razy!
Kulejąca matematyka, czyli pomieszanie dat
„Gladiator 2” w założeniu miał być kontynuacją części pierwszej. Przypomnę więc, jak się skończyła. Śmiertelnie ranny Maximus zabija Kommodusa na arenie Koloseum, po czym zwraca się do prefekta pretorianów, prosząc, by uwolnił jego ludzi, w tym senatora Grakchusa, który ma powrócić na swoje stanowisko. Półżywy pogromca cesarza despoty wypowiada następujące słowa: „Mieliśmy marzenie o Rzymie. To marzenie się spełni. Tego chciał Marek Aureliusz” (marzeniem owym było przywrócenie Rzymowi ustroju republikańskiego). Po tych słowach dawny wódz upada. Podbiega do niego Lucilla (Connie Nielsen), a Maximus zwraca się do niej słowami: „Lucjusz jest bezpieczny”. Lucilla zamyka Maximusowi oczy, wstaje i mówi do uwolnionego senatora: „Czy Rzym jest wart życia jednego prawego człowieka? Kiedyś w to wierzyliśmy. Przywróć nam tę wiarę! Był rzymskim żołnierzem – oddajcie mu cześć”. Senator odpowiada: „Kto pomoże mi go nieść?”, po czym przyjaciele Maximusa wynoszą jego ciało, a za nimi podąża młody Lucjusz, syn Lucilli.
Jakim więc cudem „Gladiator 2” zaczyna się napisami, które informują nas, że Rzym w szesnaście lat po śmierci Marka Aureliusza ponownie pogrążył się w rozkładzie, a na tronie zasiadają dwaj bracia: Karakalla i Geta? Już w tym momencie jako historyk mogę się czepiać – widzimy bowiem, że jest rok 200 n.e. Problem polega na tym, że cesarz-filozof zmarł w 180 r. n.e. Zatem już na początku widać, że twórcy są na bakier nie tylko z historią, ale także matematyką – dziedziną nazywaną siostrą logiki.
Zapomniany hełm, czyli kłopoty z logiką
Całkowicie nierealistyczne wydaje się zdobycie numidyjskiego miasta od strony morza. Nie chodzi tu nawet o to, że wodzem miasta jest Jugurta – co nawiązuje do wojny, którą Rzym toczył pod koniec II wieku p.n.e., a nie w 200 r. n.e. Rzecz w tym, że w historii starożytnej trudno znaleźć przykład oblężenia, które tak by wyglądało. Każda próba zdobycia miasta z użyciem floty musiałaby być wsparta działaniami od strony lądu.
Rzymskim wodzem, który – jak to zwykle bywa – nie nosi hełmu, gdy rzuca się do walki, jest całkowicie ahistoryczny Acacius, grany przez Pedro Pascala. Dzielny wojak zdobywa miasto, bierze jego licznych obrońców w niewolę, a ciała poległych nakazuje spalić. Następnie lamentuje nad rzymskim okrucieństwem i nad tym, że dla rozrywki dwóch cesarzy musi podbijać kolejne ziemie, doprowadzając do tragedii inne narody.
W tym monologu dostrzec można nawiązania do rozmowy Marka Aureliusza i Maximusa z „Gladiatora”, w której cesarz-filozof ubolewał, że za jego panowania Rzym zaznał jedynie dwóch lat pokoju. O ile jednak taki dialog można wybaczyć i zapomnieć o tym, że wojny markomańskie, które Marek Aureliusz prowadził, były reakcją na atak Markomanów i Kwadów, o tyle przypisywanie humanitarnych pobudek wojskowemu, który – jak wiemy – służył pod Maximusem, wydaje się całkowicie nieuzasadnione.
To takie głupie!, czyli nieścisłości nie tylko zwierzęce
Walki z dzikimi zwierzętami, nazywane przez Rzymian venationes, organizowano na dwa sposoby. Były to pojedynki ludzi z dzikimi zwierzętami lub egzekucje – najlepiej znane z wizerunków lwów „pożerających” chrześcijan na arenach – podczas których takie zwierzęta ich zabijały. Pomysł Ridleya Scotta, by wykorzystać w filmie zmutowane pawiany, jest rzekomo inspirowany sytuacją, którą reżyser miał zobaczyć na parkingu w RPA. Według jego relacji turysta próbował pogłaskać dużego pawiana, który niespodziewanie go zaatakował. Scott stwierdził, że było to zabawne. W filmie jednak zabawne nie jest.
Reżyserowi udało się za to zrealizować marzenie, którego nie spełnił podczas tworzenia pierwszej części filmu – wprowadzenie na arenę nosorożca. Ten wielki ssak z rogiem rzeczywiście pojawiał się w widowiskach na rzymskich arenach, czego dowodzi m.in. relacja poety Marcjalisa z II połowy I w. n.e.:
„Nosorożec, po całej prowadzony arenie,
Stoczył przed tobą, Cezarze, niespodziewany bój.
Jak strasznym gniewem zapłonął i ruszył w przód pochylony!
Jak wielkim bykiem był ten, przy którym zabawką byk!”.
(O widowiskach 11, tłum. K. Różycka-Tomaszuk)
Opis ten wskazuje jednak na walkę nosorożca z bykiem, a nie na scenę, w której gladiator walczy z innymi na grzbiecie tego zwierzęcia. Mimo tej nieścisłości scena jest dynamiczna i widowiskowa, a fantazja reżysera w tym przypadku wydaje się częściowo wybaczalna.
Kontrowersje wzbudziła również scena bitwy morskiej w Koloseum. Bitwy morskie, zwane naumachiami, rzeczywiście odbywały się w starożytności na sztucznych akwenach, czego dowodem jest m.in. relacja o widowisku zorganizowanym przez cesarza Klaudiusza (41–54 n.e.) na Jeziorze Fucyńskim. Wówczas z ust marynarzy miały paść słynne słowa: „Witaj, cezarze, pozdrawiają cię idący na śmierć” (Ave, Caesar, morituri te salutant). W filmie Scotta natomiast widzimy walkę jedynie dwóch statków, podczas gdy w rzeczywistości w podobnych widowiskach uczestniczyły całe floty – po każdej stronie walczyło po 50 okrętów. Co więcej, choć naumachie urządzano w Koloseum w pierwszych latach jego funkcjonowania, w czasach akcji „Gladiatora 2” nie mogłoby się to zdarzyć. Budowla ta została bowiem wyposażona w podziemne pomieszczenia, które uniemożliwiały zalanie jej wodą. Jeszcze bardziej absurdalne wydaje się wprowadzenie do sceny rekinów, które – poza tym, że są całkowicie niehistoryczne – nie wnoszą wiele do widowiska i wyglądają wręcz komicznie.
W odpowiedzi na krytykę dotyczącą tej sceny Connie Nielsen, odtwórczyni roli Lucilli, powiedziała jednemu z dziennikarzy: „Czy naprawdę obchodzi cię to, czy w tej wodzie były rekiny? O czym ty w ogóle mówisz? To takie głupie! Chcesz się wykluczyć z tej opowieści z powodu rekinów?”. Trudno się z nią nie zgodzić, ale oczekuję opowieści spójnej, pokazanej dobrze i z rozmachem, a nie realizacji na poziomie gry komputerowej sprzed dekady.
Na uwagę jednak na pewno zasługuje sam Rzym, któremu pewnie wciąż nieco brakuje do tego, jak wyglądał on w 200 r. n.e., ale nie jest już na całe szczęście tak białomarmurowy, jak w części pierwszej. Widzimy więcej kolorów i biedniejsze dzielnice, których obraz kojarzy się z obecnymi miastami Bliskiego Wschodu – zdaniem niektórych historyków tak właśnie mogły one wyglądać.
Przysięga małżeńska „tam, gdzie ty, tam i ja”, którą składają Lucius i jego numidyjska żona Ariszat, nawiązuje do rzymskiej przysięgi „tam, gdzie ty, Gajuszu, tam i ja, Gaja”. Pięknie też brzmi cytat z poezji Wergiliusza w ustach Luciusa. Muszę ponadto zaznaczyć, że kilka scen było wzruszających i ciekawych, jak dialogi głównego bohatera z lekarzem gladiatorów Ravim. To był świetny kierunek, aby pokazać wielokulturowość stolicy imperium.
Domyślni rodzice, czyli dziwne portrety Lucilli i Maximusa
Jednym z bardziej absurdalnych wątków filmu jest spisek, za pomocą którego Lucilla – wykreowana na nieudolną konspiratorkę – próbuje obalić cesarzy. Abstrahując od ahistoryczności samego wątku, warto przypomnieć, że Lucilla zmarła w 182 r. n.e. na Capri, po nieudanym zamachu na swojego brata Kommodusa.
W filmie córka Marka Aureliusza, siostra Kommodusa i matka Luciusa próbuje wraz ze swoim mężem – pogromcą Numidii – strącić z tronu dwóch szaleńców. Jej celem jest przywrócenie republiki, zgodnie z wolą jej ojca. Niestety resentymenty republikańskie, o których mówi film, nie znalazłyby w owym czasie żadnego oparcia ani w rzeczywistości historycznej, ani w umysłach Lucilli, jej męża czy rzymskiego senatu.
Wątek spisku wydaje się nieudanym powtórzeniem motywów z pierwszej części „Gladiatora” i kończy się równie tragicznie. Kluczowym momentem jest walka na arenie między Acaciusem (mężem Lucilli) a jej synem Luciusem. Starcie odbywa się ku uciesze dwóch dziecinnych cesarzy, lecz obaj mężczyźni po wymianie kilku efektownych ciosów odmawiają dalszej walki. W odpowiedzi Acacius zostaje zabity strzałami wystrzelonymi przez pretorianów. Tym samym spisek, który zakładał, że wierni Acaciusowi żołnierze stacjonujący kilka mil od miasta wkroczą do Rzymu na jego wezwanie i obalą tyranów, kończy się fiaskiem.
Gdzieś pomiędzy zawiązaniem spisku a jego klęską pojawia się senator Grakchus – znany z pierwszej części – który z niejasnych powodów nie przywraca republiki i ponownie wygłasza formuły znane z poprzedniego filmu.
Sam wątek spisku, tak jak powielanie scen z pierwszej części, znacznie obniżają wartość obrazu.
W „Gladiatorze 2” nie sposób było nie nawiązać do postaci Maximusa. Widzimy zatem sceny z poprzedniej części i dowiadujemy się, że ojcem Luciusa nie był współrządzący wtedy cesarstwem Werus, lecz właśnie dowódca legionu Felix. Z pierwszej części pamiętamy też, że Maximus i Lucilla mieli romans, więc jego ojcostwa także mogliśmy się domyślić. Skąd jednak tak bezmyślny pomysł reżysera, by umieścić grób Maximusa w podziemiach szkoły gladiatorów i tym sposobem zszargać pamięć o nim? Wszak pierwsza część kończy się wyniesieniem ciała bohatera poza arenę w asyście pretoriańskiej gwardii. Wyjaśnienie, jakoby Maximus był traktowany jako gladiator, który się zbuntował, nie łączy się logicznie z fabułą filmu, a grób wygląda bardziej jak ołtarz, niż miejsce pochówku osoby w niesławie.
Brawa dla małpki, czyli galeria szwarccharakterów
Kommodus z pierwszej części jawił się jako cesarz despota, chętny do obalenia senatu miłośnik walk gladiatorskich, ale także pilny i pracujący nad dokumentami władca. Tym razem otrzymujemy Kommodusa w dwójnasób: w osobach wspólnie rządzących bliźniaków Karakalli i Gety (w rzeczywistości pierwszy był o rok starszy od drugiego). Mają oni wyłącznie wady, ale jest między nimi pewna drobna różnica. Karakalla jest skrajnym sadystą, w ogóle nie przejmuje się sytuacją polityczną i społeczną w mieście, co tłumaczyć ma choroba lędźwi (jakaś dolegliwość weneryczna). Z kolei Geta przejawia pewną odpowiedzialność, nawet jeśli nie za państwo, to przynajmniej za swój tron i nieco też za brata. Z pomysłu, by na konflikcie bliźniaków, który wybucha dopiero pod koniec filmu, można było zbudować ciekawą opowieść. Warto jednak odnotować pewne historyczne wydarzenia, których przywołanie uczyniłoby film ciekawszym i bardziej dramatycznym. Bracia mieli od samego początku się nie tolerować, a ich wspólne rządy zakończyły się zamordowaniem Gety przez żołnierzy Karakalli w obecności ich matki Julii Domny, u której stóp młodszy brat szukał ratunku. Tymczasem w filmie zarówno inicjatorem mordu, jak i współwykonawcą jest Makrynus grany przez Denzela Washingtona.
On niewątpliwie zasługuje na osobny akapit. Jest bowiem jedną z trzech (obok cesarzy) najbardziej godnych zapamiętania postaci. Ten były niewolnik, wyzwolony w czasach Marka Aureliusza, będący później handlarzem, a w ostateczności poważnym graczem na scenie politycznej, prócz imienia w żaden sposób nie nawiązuje do postaci cesarza rzymskiego, który panował po śmierci Karakalli. Tamten był dobrze wykształconym prawnikiem, a później prefektem pretorianów, więc niemal drugą osobą w państwie, a nie kupcem i organizatorem walk gladiatorskich. Oczywiście sama rola Denzela Washingtona była wielokrotnie chwalona i zapewne słusznie, jednakże absolutnie nielogiczne jest to, by wyzwoleniec mógł myśleć o zdobyciu największej władzy w tym dziko zhierarchizowanym społeczeństwie. Tymczasem „Gladiator 2” takie ambicje wyraźnie Makrynusowi przypisuje.
Rola Makrynusa jako bezpośredniego doradcy Karakalli w filmowej historii zyskuje na znaczeniu niejako w wyniku szaleństwa tego drugiego. Cesarz morduje swego brata, ale także wyznacza na konsula wyzwoleńca o marnej reputacji, którego współkonsulem czyni Dundusa, czyli małpkę! Sherry, bo takie imię nosi zwierzę „w realu”, to oczywiście nawiązanie do Kaliguli, który chciał mianować senatorem konia (co raczej tłumaczyć należy jego pogardą wobec senatu niż wariactwem). Sam w sobie zabieg nie jest może rażący, a małpka gra znakomicie, co podkreśla też jej współtowarzysz na scenie Fred Hechinger, grający Karakallę. Mimo wszystko – czy nie lepiej było nakręcić film o Kaliguli?
Scott na kasę, czyli suma rozczarowań
Ostateczna walka, jaką musi stoczyć Lucius w obronie swojej przywiązanej do słupa matki, której towarzyszą równie bezbronny i wiekowy senator Grakchus i kilku innych spiskowców, to spektakl marnych lotów, którego nie ratują nawet świetne reakcje Karakalli, krzyczącego „Wojna, prawdziwa wojna!”, a niezdającego sobie sprawy, że chodzi o realne zagrożenie dla niego i jego tronu. Całość psuje scena, w której Makrynus wpierw morduje Karakallę, wbijając mu w ucho jakąś szpilkę, a następnie oglądamy popis łucznictwa najwyższych lotów, strzała wypuszczona z loży cesarskiej trafia bowiem w samo serce Lucilli i powoduje jej natychmiastową śmierć. Jedyne, co można powiedzieć, to że dzięki takiemu obrotowi spraw, nie zobaczymy w trzeciej części, o której Scott wspomina, jej kolejnych nieudanych spisków.
Świadomie nawiązałem do deklaracji reżysera, który już głośno mówi (a może raczej straszy) kolejną częścią „Gladiatora”. Podkreślę też ponownie: nie przeszkadzają mi odstępstwa od faktów historycznych – nosorożec nie razi, a wręcz mi się podoba. Uważam jednak, że nie miało sensu kręcenie tak kiczowatych scen i tworzenie tak nielogicznej fabuły w filmie nawiązującym do klasyka, jakim jest film z 2000 r. No chyba, że – niestety – mamy do czynienia ze skokiem na kasę, bazującym na sentymencie do produkcji sprzed ćwierć wieku.
Na koniec uwaga: spośród konsulów przy życiu pozostała małpka Dundus, do tego pierwsza część zaczęła się bitwą lądową, a druga morską. Nie chcę jednak niczego wykrakać.