Jak mądrze tworzyć prawo
W 2020 roku władze Kalifornii i Massachusetts zakazały stosowania mentolu – związku chemicznego wywołującego uczucie chłodu – jako dodatku do papierosów. Pomysł ten miał choć w części pomóc w ograniczeniu palenia wśród młodzieży; mentol sprawia, że papierosy stają się smaczniejsze. Kreatorzy prawa w tych stanach uznali tę substancję za niebezpieczną ze względu na jej rolę we wzmacnianiu uzależnienia od nikotyny.
Niedługo potem dowiedzieliśmy się w szczegółach, w jaki sposób przemysł tytoniowy obchodził te przepisy, zastępując mentol innymi związkami dającymi wrażenie chłodu w swoich nowych papierosach „bezmentolowych”. To bardzo stary sposób na radzenie sobie z chemikaliami uznanymi za niebezpieczne lub z innych powodów sprawiającymi problemy. Polega on na zaprzestaniu używania oryginalnego związku i znalezieniu lub stworzeniu substytutu pełniącego tę samą funkcję, o którego bezpieczeństwie zdrowotnym wiadomo niewiele albo po prostu nic. Dzięki tej sztuczce firmy mogą kontynuować produkcję potencjalnie niebezpiecznych substancji, podczas gdy amerykańskie agencje rządowe, takie jak Food and Drug Administration czy też Environmental Protection Agency, usilnie starają się zgromadzić jakąkolwiek wiedzę na ich temat.
Choć formalnie te alternatywne substancje są stosowane legalnie, obawy związane z ich wykorzystaniem pozostają. W tym konkretnym przypadku koncern R.J. Reynolds po prostu zamienił mentol na bezwonny, syntetyczny środek o podobnej strukturze znany jako WS-3. Tak jak mentol, wywołuje on efekt świeżości i chłodu, tłumiąc ostry smak dymu papierosowego.
Fakt, że przemysł tytoniowy może tak łatwo dokonać takiej zamiany, świadczy o poważnych błędach istniejących w obecnych przepisach regulujących stosowanie związków chemicznych. Te przepisy nie uwzględniają obaw związanych z możliwym niepożądanym działaniem takich substancji lub ich substytutów. Zamiast tego analizujemy jeden związek chemiczny po drugim, składnik po składniku. Z powodu tego status quo władze zdrowotne i regulatorzy wciąż uganiają się za kolejnymi sprytnie wprowadzonymi zamiennikami, w których wprowadzono drobne modyfikacje składu chemicznego. Tymczasem należałoby objąć przepisami od razu całą klasę związków chemicznych, a jeszcze lepiej – ich potencjalnie problematyczne właściwości.
Ta niekończąca się gra dotyczy wszystkich rodzajów produktów, a nie wyłącznie papierosów. Weźmy na przykład bisfenol A(BPA) – składnik wielu tworzyw sztucznych zaburzający prawidłowe wytwarzanie i działanie hormonów. Ponieważ kolejne kraje świata wprowadzały przepisy regulujące stosowanie BPA, został on zastąpiony bisfenolem S (BPS), którego budowa molekularna jest tylko nieznacznie inna w porównaniu z BPA. Dzięki temu producenci mogli głośno chwalić się, że usunęli BPA ze swoich wyrobów, nie wspominając, że BPS powoduje te same zaburzenia hormonalne. Zakazując BPA, pozbyliśmy się substancji chemicznej, ale nie problemu.
Dlaczego ten błąd systemowy nie został usunięty? Po pierwsze, obecny stan jest przez niewielu uznawany za błąd. W USA przeważa pogląd, że związki chemiczne mają, rzec można, swoje prawa. Gdy chcemy uregulować stosowanie jakiejś substancji, w pewnym sensie stawiamy ją przed sądem. Dowody przeciwko jej stosowaniu muszą zostać ocenione przez innych ekspertów. Także opinia publiczna i wszyscy interesariusze muszą mieć szansę zabrania głosu i przedstawienia swoich racji. Niestety, w USA władza regulująca stosowanie substancji chemicznych działa znacznie wolniej niż władza sądownicza. Wprowadzanie zakazów i ograniczeń trwało wiele lat nawet w przypadku tych substancji, o których wszyscy naukowcy od dawna wiedzieli, że są niebezpieczne, takich jak dichlorometan, chloroform czy trichloroetylen.
Jednak nie powolne tempo wprowadzania nowych regulacji, wymagających wcześniejszego przedstawienia ekspertyz naukowych oraz wykonania analizy kosztów, jest największą przeszkodą utrudniającą elastyczne reagowanie na zagrożenia. Głównym problemem jest koncentrowanie się na samej substancji, a nie na związanych z nią potencjalnych zagrożeniach dla ludzi, takich jak wysoki poziom toksyczności czy też działanie uzależniające. Dla władzy ustawodawczej ocena potencjału danej substancji do wywoływania szkód powinna się opierać na łącznej analizie jej właściwości fizycznych i chemicznych. Jej nazwa to jedno, a realna zdolność do szkodzenia naszemu zdrowiu czy ziemskiej atmosferze ziemskiej – to zupełnie coś innego. Mimo to właśnie tak działamy: zajmujemy się substancją po substancji, zamiast stworzyć przepisy obejmujące całe grupy związków.
Zmiany w przepisach nie muszą być powolne, pracochłonne, kosztowne i nieskuteczne. Modyfikacja podejścia mogłaby przynieść korzyści przemysłowi chemicznemu poprzez wspieranie wdrażania przez niego zrównoważonych innowacji i równocześnie umożliwić skuteczniejszą ochronę zdrowia publicznego i środowiska naturalnego. Nasza wiedza na temat zagrożeń związanych z konkretnymi właściwościami fizycznymi i chemicznymi substancji chemicznych jest wystarczająco duża, byśmy dzięki niej mogli dziś chronić zdrowie ludzi w inny sposób – regulując ryzyka, a nie związki chemiczne. Moglibyśmy zdefiniować grupy związków chemicznych jako niebezpieczne lub problematyczne, bazując na podobieństwie ich właściwości fizycznych i chemicznych. Wówczas zamiast brać pod uwagę budowę takich substancji, skupialibyśmy się na tym, jak mogą one nam zagrozić i co mogłoby zmienić ich funkcję.
Podejście to opiera się na analizie i ocenie tych cech budowy molekularnej, od których potencjalnie zależą zagrożenia powodowane przez różne związki chemiczne. Prawodawca mógłby skorzystać z tej wiedzy, gdyby na rynku pojawiła się jakaś nowa substancja. Firmy mogłyby na podstawie tej wiedzy projektować związki chemiczne, które byłyby bezpieczniejsze dla ludzi i środowiska. Takie podejście dawałoby również większą stabilność prawną, ponieważ zmniejszałoby ryzyko ponoszone przez firmy, związane z wprowadzeniem na rynek nowej substancji lub też jej umieszczeniem w produkcie, który finalnie mógłby zostać zakazany.
W przypadku stosowanych w papierosach związków chemicznych dających wrażenie chłodu oznaczałoby to zakazanie każdej substancji chemicznej, która w organizmie aktywuje receptor mentolu noszący nazwę TRPM8. Jej budowa byłaby rzeczą wtórną. Ów receptor znajduje się na neuronach czuciowych umożliwiających odczuwanie niskich temperatur i jest pobudzany również przez takie związki, jak WS-3 w nowych bezmentolowych papierosach. Papierosy mentolowe zostały zakazane m.in. w Unii Europejskiej i Kanadzie. Niektóre państwa, w tym Niemcy i Belgia, wprowadziły już szerszy zakaz stosowania różnych aktywatorów receptora TRPM8. Co ciekawe, belgijskie rozwiązanie wyraźnie bierze na cel wszelkie dodatki do wyrobów tytoniowych „ułatwiające wdychanie lub przyjmowanie nikotyny”, w tym „wszystkie składniki i mieszanki o działaniu chłodzącym i/lub przeciwbólowym”. To jest właśnie podejście bazujące na właściwościach substancji, a nie ich budowie wewnętrznej. Ostatnio na podobny krok zdecydowała się Kalifornia.
Taka zmiana w podejściu pomogłaby w określeniu mniej lub bardziej bezpiecznych cech związków chemicznych oraz we wzmocnieniu działań regulacyjnych. Przydatne byłoby też wskazanie obszarów potencjalnie dużego ryzyka obejmujących te właściwości związków chemicznych, o których wiemy, że mogą stwarzać zagrożenie dla zdrowia i otoczenia. Substancja, która znalazłaby się wewnątrz takiego obszaru, zostałaby poddana dokładniejszej kontroli. Dobrze więc się składa, że niektóre wiodące firmy z ważnych sektorów przemysłu – od kosmetyków po elektronikę – zaczynają podobnie myśleć.
Jeśli chcemy, aby świat chemii był dla nas już na starcie bezpieczny i zrównoważony, powinniśmy dopasować ramy regulacyjne do tych zamiarów. Zamiast zakazywać poszczególnych molekuł, co zmusza nas do nieustannej pogoni za kolejnymi zamiennikami oraz ciągłego modyfikowania szczegółowych przepisów, powinniśmy dążyć do całościowego rozwiązania problemu, czyli zakazania stosowania określonych zestawów właściwości fizykochemicznych. Dzięki tej zmianie mielibyśmy do czynienia z substancjami obdarzonymi tylko takimi właściwościami, jakie nie stwarzają ryzyka dla ludzi i planety. Gdybyśmy od początku przyjęli to podejście, moglibyśmy już od dawna chronić ludzi przed dodatkami do papierosów zwiększającymi komfort ich palenia.
***
Julie B. Zimmerman, Hanno C. Erythropel, Tobias D. Muellers, Predrag V. Petrovic i Paul T. Anastas prowadzą badania nad zieloną chemią, inżynierią i zrównoważonym projektowaniem na Yale University. Stephanie S. O’malley i Suchitra Krishnan-Sarin, wraz z Zimmermanem i Erythropelem, badają na Yale wyroby tytoniowe i ich konsumpcję. Sven E. Jordt i Sairam V. Jabba prowadzą podobne badania na Duke University.