Komunikator Signal jest odmieńcem, gwarantuje absolutną anonimowość
Z Signala miesięcznie korzysta 70 mln użytkowników. W porównaniu z WhatsAppem (3 mld), Messengerem (1 mld) czy Telegramem (800 mln) to mikrus. O popularności aplikacji czy serwisu decyduje bowiem efekt sieciowy: wolimy korzystać z komunikatorów, których używają już znajomi; często też nie mamy wpływu na wybór, gdy chcemy dołączyć np. do grupy rodziców dzieci z klasy na WhatsAppie. Jego właścicielem jest Meta – podobnie jak Facebooka, który do komunikacji ze znajomymi podsuwa Messengera. Użytkownicy Gmaila mają pod ręką Google Chata, właściciele iPhone’a otrzymują iMessage.
Nie bez powodu każda korporacja tworzy bogaty ekosystem usług. Kaskady danych o cyfrowej aktywności napędzają tryby potężnej machiny, którą Shoshana Zuboff z Uniwersytetu Harvarda nazywa kapitalizmem inwigilacji (surveillance capitalism). „To nowy porządek ekonomiczny, który uznaje ludzkie doświadczenie za darmowy surowiec do ukrytych handlowych praktyk wydobycia, prognozowania i sprzedaży” – wyjaśnia w książce „Wiek kapitalizmu inwigilacji. Walka o przyszłość ludzkości na nowej granicy władzy”.
Na tle konkurentów Signal jest odmieńcem, bo jako jedyny gwarantuje absolutną anonimowość – i nie chodzi wyłącznie o treść. Celem było stworzenie narzędzia szyfrującego wszystko od momentu uruchomienia, także w komunikacji grupowej. Protokół wymyślony przez twórców Signala i udostępniony na zasadzie open source stał się standardem, z którego korzystają wspomniane wcześniej aplikacje. Tyle że wybiórczo. Przy okazji aresztowania Pawła Durowa, założyciela Telegrama, opinia publiczna dowiedziała się, że rozmowy są tam szyfrowane, ale najpierw trzeba włączyć tę opcję. Podobnie w Messengerze czy Skypie. Zarówno WhatsApp, jak i iMessage (od początku istnienia) szyfrują łączność end-to-end, ale wiedza o aktywności użytkowników jest przechowywana na serwerach.
Signal nic o użytkownikach nie wie, nie ma dostępu do danych. Szyfruje wszystko: zdjęcia, nazwy profili, listy kontaktów, naklejki, emoji. W odróżnieniu od konkurencji nie zbiera informacji o aktywności, które można wykorzystać w celach analitycznych albo komercyjnych. „Dane są dochodowe, a my jesteśmy organizacją non profit, która skupia się na tym, by zebrać ich jak najmniej” – wyjaśnia na blogu Meredith Whittaker, szefowa Signal Foundation. W lutym Signal wprowadził długo oczekiwaną funkcję ukrycia tożsamości. Umożliwia też komunikację bez ujawniania numeru telefonu (pozostaje widoczny tylko dla znajomych, którzy mają go w kontaktach). Nie udostępnia przeszukiwalnego katalogu nazw użytkownika. Kto nie zna numeru ani nazwy, nie rozpocznie rozmowy ani się nie dowie, że ktoś posługuje się tą aplikacją. Użytkownik sam też ustawia poziom prywatności.
Signal to owoc związku dwóch aplikacji: RedPhone i TextSecure. Zbudował je Moxie Marlinspike, reprezentant ruchu cypherpunk, dla którego prywatność jest fundamentalnym prawem człowieka. W 2018 r. on i Brian Acton – współtwórca WhatsAppa, który opuścił firmę – stworzyli Signal Technology Foundation. Jej misją jest ochrona wolności słowa i zapewnienie prywatności każdemu użytkownikowi za darmo.
Nowe funkcje Signala zwiększają złożoność, a radykalne podejście do szyfrowania wymaga kryptograficznej ekwilibrystyki. Generuje dodatkowe koszty, bo łatwiej świadczyć usługi w oparciu o większą ilość danych. Zastrzykiem gotówki była pożyczka od Actona w wysokości 50 mln dol. Budżet wspierają darowizny od użytkowników. Pokrywają co czwartego dolara z 40 mln rocznych wydatków.
Połowa tej sumy to utrzymanie 50-osobowego zespołu, którego członkowie otrzymują stawki rynkowe. Reszta to koszty infrastruktury, wynajmu serwerów, przesyłu danych, pamięci. Same opłaty za esemesy do weryfikacji telefonów podczas instalacji sięgają 6 mln dol. Współzałożyciel Twittera Jack Dorsey zobowiązał się do wsparcia przedsięwzięcia milionem dolarów rocznie. Może to zrobić każdy – na dowolną skalę, choćby kupując T-shirt z napisem „You have more followers than you think” („Śledzi cię więcej osób, niż przypuszczasz”). Nie ma mowy o zewnętrznych inwestorach ani o zamieszczaniu reklam. Struktura właścicielska umożliwia radykalną transparentność, pozwala na upublicznienie kodu źródłowego aplikacji.
Od 2022 r. na czele fundacji stoi Meredith Whittaker, znana w branży technologicznej z bezkompromisowości absolwentka literatury na Berkeley. Ma 17 lat doświadczenia w branży technologicznej i środowisku akademickim. Była współzałożycielką AI Now Institute, doradzała rządowym instytucjom w USA w zakresie bezpieczeństwa. Bezczelność jest jej znakiem rozpoznawczym od czasu pracy w Google. Dała się poznać jako spiritus movens buntu pracowników przeciw rozwijaniu sztucznej inteligencji na potrzeby wojska. Jej zadaniem jest znalezienie długoterminowego źródła finansowania dla Signala, aby mógł również służyć jako wzór nowego ekosystemu technologicznego.
Problem polega na tym, że – jak mówi – nie ma dziś modelu biznesowego dla prywatności w internecie. Trzeba znaleźć alternatywny sposób finansowania dla systemu, który nie narusza prywatności, nie buduje zaangażowania ani ciemnych wzorców (dark patterns) – metod projektowania interfejsów tak, aby użytkownicy podejmowali działania niezgodne z ich interesami.
Potencjał danych pierwszy dostrzegł Google w 2004 r. Pierwotnie miały służyć doskonaleniu wyszukiwania, ale stały się darmowym surowcem do produkcji danych behawioralnych. Niektóre przydają się przy ulepszaniu usług (klienci otrzymują spersonalizowane oferty). Pozostałe (exhaust data) zostają jednak przetworzone w produkty do analizy predykcyjnej. Informacje o upodobaniach, zachowaniach, nawykach zakupowych, wyszukiwaniach, lokalizacji, aktywności w mediach społecznościowych są analizowane przez algorytmy przewidujące przyszłe działania, preferencje i potrzeby. A umożliwia manipulowanie nimi i ich modyfikowanie – to jest novum kapitalizmu inwigilacji. Dziś tą „nadwyżką behawioralną” – jak pisze Zuboff – karmią się również modele sztucznej inteligencji. Choć to potężne i wciąż powstające zasoby, również algorytmy AI dojdą kiedyś do ściany cyfrowego wyrobiska (data wall).
Gromadzenie danych na masową skalę prowadzi do asymetrii wiedzy o ludziach. Przykładem Facebook, niewinnie nazywany aplikacją. To ogromne imperium nadzoru – zwraca uwagę Zuboff. „Zamiast złotego wieku demokratyzacji wiedzy jesteśmy świadkami masowego niszczenia prywatności. Logika ekonomiczna kapitalizmu nadzoru zastępuje inżynierię dusz inżynierią zachowania”. Badania prof. Michała Kosińskiego z Uniwersytetu Stanforda wykazały, że na podstawie aktywności użytkowników Facebooka można określić ich światopogląd, poglądy polityczne, preferencje zakupowe, orientację płciową. Po analizie 150 polubień algorytm przewidywał cechy osobowości danej osoby lepiej niż jej przyjaciele. Przy 300 – lepiej niż jej partner.
Emanacją procesu gromadzenia danych bez pełnej wiedzy i zgody oraz modyfikacji zachowań jest tzw. władza instrumentalna, nowy technologiczny byt, istny koń trojański. Nie tylko zna, lecz także kształtuje zachowanie użytkowników. „Tak jak cywilizacja przemysłowa kwitła, żerując na przyrodzie, a teraz zagraża całej Ziemi, tak cywilizacja informacyjna kształtowana przez kapitalizm nadzoru i jego nową instrumentalną władzę będzie się rozwijać kosztem ludzkiej natury, by ostatecznie zagrozić utratą człowieczeństwa” – ostrzega Zuboff. Taka koncentracja władzy jest zagrożeniem dla demokracji. „Możliwe jest istnienie kapitalizmu inwigilacji i możliwe jest istnienie demokracji. Nie jest możliwe istnienie obu jednocześnie” – pisze Zuboff. Skutki widzieliśmy na przykładzie referendum w sprawie brexitu czy skandalu Cambridge Analytica.
Proces będący motorem kapitalizmu inwigilacji sprowadza się nie tylko do utowarowienia ludzkich zachowań poprzez ekstrakcję danych, ingeruje również w materialny aspekt łączności, jakim są światłowody dostarczane przez korporacje krajom Globalnego Południa. W zamian za darmowy dostęp do sieci faworyzowane są usługi właściciela. Potężna infrastruktura danych i usług w chmurze, w większości kontrolowana przez kilku graczy, potrzebuje milionów serwerów oraz nowych źródeł energii, zwłaszcza teraz, gdy zapotrzebowanie wzrosło skokowo w związku z rozwojem AI.
Z Signala korzystają aktywiści w krajach, gdzie wolność słowa jest tłamszona. W Iranie został zablokowany. Buduje rozpoznawalność, pojawił się w serialach „House of Cards”, „Mr. Robot” czy „Euforia”. Komisja Europejska rekomendowała go swoim urzędnikom. Komunikator rośnie w siłę, pozostając przykładem na to, że inny model działania jest możliwy. Zadanie Whittaker polega na tym, by zamienić go w systemowe rozwiązanie. Jej zdaniem zapotrzebowanie na alternatywę nigdy nie było silniejsze. Baza użytkowników będzie rosła wraz z geopolityczną niestabilnością świata oraz z nowym pokoleniem, świadomym zagrożeń związanych z kontrolą przez big techy. Na horyzoncie widać potrzebę i zmianę – przykładem działający przez dekadę szwajcarski Proton, założony przez naukowców wywodzących się z CERN, działający w modelu non profit i oferujący zaszyfrowaną pocztę, edytor tekstu czy wirtualny dysk.
Gdzie jeszcze szukać schronienia przed inwigilacją? Zuboff pisze: „Ludzka potrzeba przestrzeni zapewniającej nienaruszalne schronienie istniała w cywilizowanych społeczeństwach od czasów starożytnych. Dzisiaj stała się obiektem ataku, ponieważ kapitał nadzoru tworzy świat »bez wyjścia awaryjnego«, świat, z którego nie da się uciec. Niesie to głębokie implikacje dla kształtu ludzkiej przyszłości”. Czy jedyną enklawą jest dziś Signal?