Pulsar - wyjątkowy portal naukowy Pulsar - wyjątkowy portal naukowy Köhler's Medizinal-Pflanzen / Wikipedia
Zdrowie

Dziwny przypadek pewnej choroby

W historii szkorbutu uderza to, jak długo rezygnowano ze skutecznych i praktykowanych sposobów leczenia. Problemem było to, że niektórzy niespecjalnie cenili ludzkie życie, ale nie tylko. [Artykuł także do słuchania]

Towarzyszył ludzkości zawsze. Mimo to, zidentyfikowanie wzmianek o nim w tekstach historycznych nie jest łatwe – występował bowiem pod różnymi nazwami. Poznać go można jednak po dosyć charakterystycznych objawach. Dlatego uważa się, że szkorbut wspominany jest już w 1550 p.n.e. w egipskim medycznym papirusie z Ebers, a później w pismach lekarzy greckich i rzymskich, takich jak Hipokrates czy Galen. Pliniusz opisuje, że rzymskim żołnierzom stacjonującym nad Renem zaczęły wypadać zęby i zawodzić stawy. Średniowieczne zapisy o szkorbucie są rzadkie, ale można wspomnieć słowa kronikarza Jean de Joinville z 1260 r., który pisze, że w trakcie krucjat marynarze mieli gnijące dziąsła (które im wycinano) i nieprzyjemny zapach z ust – choć jako przyczynę choroby uważano zjedzenie ryby. Przeprowadzone w 2019 r. badania szczęki ówczesnego króla Francji Ludwika IX, wykazały, że również on cierpiał na tę chorobę.

Warzucha lekarskaKöhler's Medizinal-Pflanzen/WikipediaWarzucha lekarska

Wszystkim tym opowieściom towarzyszą trafne propozycje leczenia. Papirus z Ebers wspomina o cebuli (źródle witaminy C), chorym legionistom Pliniusz podaje roślinę, którą określa jako herba brittanica – identyfikowaną obecnie jako krewną używanej później warzuchy (Cochlearia L.). Także wiele kultur poza kręgiem śródziemnomorskim znało skuteczne sposoby – by wspomnieć V-wiecznego mnicha Faxiana, który pisze o używaniu przez chińskich żeglarzy imbiru. Irokezi stosowali miksturę z kory i liści żywotnika.

W skrócie

Mechanizm tej niezwykle rzadkiej dziś choroby jest prosty i dobrze zbadany – jego występowanie wynika z braku w organizmie witaminy C (odkrytej w roku 1928). Większość ssaków biosyntetyzuje witaminę C, ludzie natomiast – i, co ciekawe, świnki morskie oraz małpy – nie. Pobieramy ją z pożywienia, głównie owoców i warzyw takich jak brokuły, kapusta, papryka. Szkorbut pojawiał się więc w okresach wydłużonego niedoboru żywności, takich jak srogie zimy, wojny czy podróże morskie.

Symptomy deficytu witaminy C nie pojawiają się od razu, a po kilku tygodniach jej niedoborów. Potem przybierają coraz ostrzejszą postać. Początkowym objawem jest letarg, a potem następują dolegliwości cielesne – wypadanie zębów, krwawienie dziąseł, otwieranie się dawnych ran, złamania kości. Nieleczony, szkorbut kończy się śmiercią.

Jednocześnie wydaje się, że przez wiele wieków szkorbut występował raczej sporadycznie – podczas wyjątkowo długich zim i wypraw. To miało się zmienić z całkiem nowymi warunkami życia i wyzwaniami, które zapoczątkował XVI w.

Brak larw budzi podejrzenia, czyli odżywanie marynarzy

Wraz z dotarciem Kolumba do Ameryki oraz odkryciem morskiej drogi do Indii przez Da Gamę świat wkracza w nową epokę – Wiek Żagli. Długodystansowe podróże morskie zaczynają mieć kluczowe znaczenie, na scenie politycznej dominują kraje o rozwiniętej marynarce oraz wielkie morskie korporacje handlowe – jak słynne Brytyjska i Holenderska Kompania Wschodnioindyjska. W tym czasie szkorbut staje się problemem na wielką skalę. Szacuje się, że między XVI a XIX w. odebrał życie 2 mln ludzi (ofiar bitew morskich było mniej).

Dziś powód tak radykalnego wzrostu zachorowań jest dobrze znany. Zaopatrywanie w prowiant statków na długodystansowe podróże było zadaniem trudnym i kosztownym. Tym trudniejszym, że ze względu na dużą śmiertelność regularnie zatrudniano za dużą załogę, by w wypadku śmierci części marynarzy nadal móc żeglować – co tworzyło błędne koło.

Przy doborze produktów zwracano uwagę na niską cenę, łatwość przechowywania i trwałość (choć psuły się i tak – dość powiedzieć, że wedle jednego z pokładowych pamiętników marynarze byli podejrzliwi, jeśli w ciastkach nie było larw, bo to znaczyło, że nawet one nie chcą ich jeść!). Świeże owoce były produktem rzadkim i zwykle zarezerwowanym dla załogi oficerskiej. W takich warunkach masowe zachorowania na szkorbut były nieuniknione.

ImbirKöhler's Medizinal-Pflanzen/WikipediaImbir

W owym czasie wiadomo było tyle, że marynarze płynący na długie wyprawy mają małe szanse na uniknięcie zachorowania. Odkrycie leku stało się – a przynajmniej powinno było się stać – sprawą najwyższej wagi. I rzeczywiście, lekarze i chirurdzy prowadzili nad tym żywe debaty.

Niektórzy chcieli widzieć związek szkorbutu z morzem – w końcu, w ogromnej większości przypadków problem dotykał marynarzy. Stąd stwierdzano, że wywołany jest brakiem kontaktu z ziemią. Chorym należało więc go przywracać, a zatem trzymano ich w specjalnie przygotowanych kadziach nią wypełnionych.

Część lekarzy myliła skutek z przyczyną, uznając, że chorobie winne jest lenistwo – w końcu jednym z pierwszych objawów szkorbutu jest zapadanie w letarg. Dodatkowym dowodem było dla nich to, że choroba rzadziej dotyczyła załogi oficerskiej – co wiązali z domniemaną wyższością moralną tejże, a nie z jej bogatszą dietą. Stąd marynarzy ze szkorbutem polecali zaganiać do pracy.

Duże znaczenie miała także ukuta już w starożytności teoria humorów. Jej popularność wzrosła w XVIII w., w okresie tzw. medycyny heroicznej. Wedle niej wszystkie choroby wiązały się z deficytem lub nadmiarem czarnej żółci, żółci, krwi lub flegmy. Ze względu na swoje objawy, zwłaszcza ciemniejące dziąsła, szkorbut powiązano z czarną żółcią. Ponieważ uważana ona była za materię zimną i suchą, do leczenia używano produktów mokrych i ciepłych, do których ani cytryn, ani innych owoców nie zaliczano.

Handlarze są pazerni, czyli leczenie bez konsekwencji

Jednocześnie nieraz trafiano na dobry trop. Oto trzy przykłady z wielu.

Jest rok 1601. Nowo powstała Kompania Wschodnioindyjska wysyła do Indii flotę składającą się z 4 statków pod dowództwem Jamesa Lancastera. Flota dopływa, ale z 468 marynarzy 105 umiera na szkorbut. Na jednym ze statków zgonów jest jednak wyraźnie mniej – na Czerwonym Smoku, na którym płynie sam Lancaster. Nie jest to przypadkowe, Lancaster swój statek zaopatrzył bowiem w sok z cytryny, choć niejasne jest, skąd zaczerpnął ten pomysł. Fakt ten zostaje odnotowany. Kompania wkrótce wprowadza sok z cytryny na swoje pokłady, i to nie tylko do leczenia, ale także prewencji szkorbutu. Zadbano również o to, by przy portach znajdowały się plantacje cytryn i pomarańczy. Zaledwie 30 lat później metoda ta wypada jednak z łask. Zaopatrywanie statków w sok jest drogie, a marynarze niechętnie go piją. Zaczęto więc stosować go raczej sporadycznie – co wyraźnie zmniejszało skuteczność i – paradoksalnie – podawało w wątpliwość jego wartość leczniczą. Niektórzy zaczęli podejrzewać nawet, że powiązanie szkorbutu z tymi owocami jest strategią żądnych zysków handlarzy cytrusami. Ostatecznie z rozwiązania Kompania rezygnuje całkowicie.

Jest rok 1747. Na statku HMS Salisbury płynie chirurg James Lind. W trakcie podróży marynarze zaczynają chorować na szkorbut. Lind postanawia do leczenia podejść inaczej niż większość współczesnych mu chirurgów. Dzieli chorych na sześć grup po dwie osoby i każdej dobiera inną metodę leczenia – od wody morskiej, przez cydr po cytrusy. Rozentuzjazmowany wynikiem tego eksperymentu, po powrocie Lind spędza lata, tworząc dzieło „Treatise of Scurvy”, a także postanawia opracować metodę, która ułatwiłaby przechowywanie soku cytrynowego. W zaleceniach dla lekarzy radzi wygotowywanie cytryny tak, by została z niej skoncentrowana esencja, którą nazywa „rob”. To okazuje się jednak fatalnym błędem – tak spreparowany owoc traci większość witaminy C. Metoda, przez jakiś stosowana na statkach, wkrótce więc rozczarowuje. Pod koniec życia Lind sam wątpi we własne odkrycia i skłania się ku opiniom, że szkorbut bierze się z wilgoci i duchoty.

Jest rok 1803. Pojawia się nowa motywacja, by usprawnić długodystansową żeglugę – wojna. W trakcie walk Brytyjczyków z Napoleonem duża część starć rozgrywa się na morzu, kluczowe staje się również strategiczne blokowanie portów przeciwnika. Za inicjatywą lekarza Blane’a, Admirał Nelson postanawia wprowadzić do diety marynarzy swojej flotylli sok z cytryny, stąd jej długo potem funkcjonująca nazwa – „Limeys”. Zwycięstwo ostateczne odniesione zostaje na lądzie, pod Waterloo, ale to właśnie sprawność brytyjskiej marynarki wybitnie się do niego przyczynia.

Cytrynę wprowadzano coraz powszechniej, jednak nie wszędzie – do XX w. regularnie podważano jej skuteczność. Nawet kiedy w 1907 r. badacze Axel Holst i Theodor Frølich do zrozumienia mechanizmu szkorbutu użyli organizmu modelowego (szczęśliwym przypadkiem świnki morskiej), wykazując w eksperymentach, że choroba wywoływana jest przez brak pewnego „szczególnego składnika” (particular nutrient). Ich badania wielu uznało za niedorzeczne.

Cytryna nie jest godna szacunku, czyli niezbyt mądre decyzje

Nawet w skróconej historii szkorbutu uderza to, jak długo rezygnowano ze skutecznej i praktykowanej już metody leczenia. Było to po części związane z ogromną skalą całościowego rozwiązania – zaopatrywanie statków w cytryny było drogie i trudne logistycznie. A jednak – jak ostatecznie się okazywało – nie jest to problem nie do przezwyciężenia. Co jeszcze stało więc na przeszkodzie?

CytrynaKöhler's Medizinal-Pflanzen/WikipediaCytryna

Po pierwsze, dużym utrudnieniem był transfer wiedzy o działającym leku przy jednoczesnym braku zrozumienia mechanizmów choroby. Skuteczna metoda łatwo odchodzi w zapomnienie, jeśli sposób jej działania jest niezrozumiały. Sprawę szczególnie skomplikował fakt, że idea prewencji nie była wówczas przyswojona, nie rozumiano też co konkretnie w cytrynie działa na szkorbut. W związku z tym sok używany był albo sporadycznie, albo przechowywany tak, że tracił wartość, co obniżało jego skuteczność i udowadniało sceptykom, że metoda jest całkiem nietrafiona.

Po drugie, rozkwit medycyny, który rozpoczął się jeszcze przed wojnami napoleońskimi, paradoksalnie opóźnił, a nie przyspieszył skuteczne leczenie szkorbutu. Ówcześni lekarze przykładali wielką wagę do teorii (jak teoria humorów), które według nich systemowo tłumaczyły wszystkie choroby ludzkie. Praktyka miała raczej wpasować się w nie niż odwrotnie – użycie cytryn łatwo zbywane było jako naiwny zabobon.

Przede wszystkim jednak historia szkorbutu to przykład tego, jak nisko cenione było ludzkie życie. Nawet kiedy udawało się przekonać o skuteczności cytryn, ich regularne wprowadzanie łączyło się z ogromnymi kosztami, a zatem nie leżało w interesie tych, którzy wyprawy organizowali. Problem w mniejszym stopniu dotykał kadrę oficerską (rutynowo zaopatrywaną w świeże owoce). Śmierć zwykłych marynarzy była wykalkulowana jako mniej dotkliwa strata.

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną