Ptasia grypa: pojawi się superpatogen? Świat musi być czujny
Stany Zjednoczone mają nowego strażnika zdrowia publicznego, a naukowcy – nowy powód do nieprzespanych nocy. Robert F. Kennedy jr. objął stanowisko sekretarza zdrowia w momencie, gdy Ameryka nie wyszła jeszcze z pocovidowej mgły, a już musi mierzyć się z wyzwaniem ptasiej grypy. Za oceanem niemal co tydzień publikowane są informacje o nowych stadach drobiu i bydła zakażonych ptasim wirusem H5N1. Odnotowano również zakażenia wśród ludzi (przyrost z 3 do 67 przypadków w ciągu 7 miesięcy), a nawet zgon mężczyzny w Luizjanie.
Gdy niektórzy mówią o zagrożeniu nową pandemią, stery władzy nad instytucjami medycznymi zobowiązanymi do wydawania zaleceń i monitorowania sytuacji przejął polityk, który postponuje szczepienia, lekceważy badania naukowe, a nade wszystko… propaguje picie surowego mleka. I to najbardziej przeraża naukowców, bo właśnie w ten sposób może dojść do transmisji wirusa H5N1 na ludzi. Gdy krowy są zakażone, ich mleko również zawiera wirusa, co znacząco zwiększa ryzyko przeniesienia go zarówno na pracowników mleczarni, jak i na konsumentów surowych produktów mlecznych.
Kennedy jr. wielokrotnie dawał do zrozumienia, że jego zdaniem pasteryzacja to zbędna ingerencja w naturę. W cudowne właściwości świeżego mleka prosto od krowy wierzy niemal tak gorąco, jak w szkodliwość szczepionek. „Dajmy sobie spokój z chorobami zakaźnymi na osiem lat” – powiedział podczas kampanii wyborczej Donalda Trumpa, co ułatwiło mu nominację na stanowisko sekretarza zdrowia. W obliczu szybko rozprzestrzeniającego się wirusa H5N1 brzmi to mniej więcej jak decyzja, by podczas pożaru dyskutować o zaletach ognia.
Administracja Bidena w ostatnich miesiącach przeznaczyła 1,8 mld dol. na badania nad ptasią grypą. Pod nowymi rządami budżet może jednak powędrować w zupełnie innym kierunku. H5N1 na razie nie przenosi się między ludźmi, ale każda infekcja to kolejna okazja do mutacji.
Kto woli nie zauważać?
– Wszyscy jesteśmy zmęczeni covidem, więc opinia publiczna ma dość słuchania o epidemiach – ocenia wirusolog prof. Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Choć tak niechętnie słuchamy ostrzeżeń wirusologów i epidemiologów o kolejnym patogenie X, który – ponownie przenosząc się ze świata zwierząt – może wyrządzić poważne szkody, warto mieć scenariusze na ewentualny wybuch nowego wariantu grypy oraz na bieżąco śledzić, gdzie się pojawia H5N1 i jak mutuje. Prof. Pyrć uczestniczy w takich europejskich projektach – pod egidą europejskiego Urzędu ds. Gotowości i Reagowania na Stany Zagrożenia Zdrowia (HERA) – więc nie można powiedzieć, że poza Ameryką nic się w tej sprawie nie dzieje.
– Mimo to, co budzi mój niepokój w kontekście Polski, monitoring powinien być prowadzony dokładniej i z większą uwagą – ocenia prof. Maciej Grzybek z Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. To apel nie pod adresem naukowców, lecz służb weterynaryjnych i nadzoru sanitarnego. Obaj moi rozmówcy dowiedli wraz ze swoimi zespołami w 2023 r., że wirus ptasiej grypy H5N1 obecny był w drobiowym mięsie, które znajdowało się w karmie dla kotów (potwierdzono wówczas w Polsce 20 ognisk w całym kraju – były to przypadki pojedyncze i rozproszone, nic więc nie wskazywało na epidemię). Gdy pół roku temu ta sama para naukowców postanowiła przebadać surowe mleko sprzedawane na targowiskach (prof. Pyrć w Krakowie, prof. Grzybek w Lublinie i na Śląsku), nie wykryła żadnych zagrożeń. Było czyste. – Świetna wiadomość, ale nie możemy pozwolić sobie na brak czujności – podkreślają dziś zgodnie.
Za to w połowie stycznia tego roku ognisko ptasiej grypy wykryto na Mazowszu – na fermie indyków wybito 70 tys. sztuk drobiu, a w sąsiednich gospodarstwach prewencyjnie aż 260 tys. To nie pierwszy taki przypadek, bo w 2024 r. znaleziono w całym kraju 50 ognisk H5N1 u drobiu, 12 u ptaków trzymanych w niewoli oraz 55 u ptaków dzikich. Jednak ta skala jest wielokrotnie mniejsza niż w USA, gdzie ponadto sytuacja z ptasią grypą bywa znacznie częściej nagłaśniana.
Czy dlatego reakcja w Europie jest bardziej stonowana, mimo że na plażach Hiszpanii i Francji znaleziono martwe foki i hodowcy też muszą utylizować fermy lub stada? – Problem jest mniej dotkliwy dzięki różnym praktykom stosowanym w przemysłowych hodowlach bydła i drobiu – wyjaśnia prof. Grzybek, wspominając korespondencję, jaką prowadził z jednym z amerykańskich wydawców czasopisma, w którym chciał opublikować artykuł po przebadaniu w Polsce 400 krów na obecność pasożytów: – Odpowiedziano mi, że badanie to jest zbyt lokalne, ponieważ w Ameryce na ranczach hoduje się po kilkadziesiąt tysięcy krów, a farmy drobiu mogą liczyć nawet kilka milionów kurcząt. W tak olbrzymich stadach H5N1 ma dużo większą szansę rozprzestrzeniania i adaptacji – jak przypomina prof. Pyrć – podobnie jak u ludzi w przypadku Covid-19.
Na ten właśnie czynnik – intensyfikacji przemysłowej w rolnictwie – jako główną przyczynę szybszej ewolucji zarazków zwraca uwagę dziennikarz naukowy Brandon Keim na portalu Nautilus: „Sto lat temu przeciętne amerykańskie stado kurczaków składało się z 70 ptaków. Był to czas przydomowych kurników i drobnych rolników. Obecnie 9 mld zabijanych kurczaków na mięso każdego roku w USA jest hodowanych w budynkach zawierających co najmniej 20 tys. ptaków. Nawet w obiektach bezklatkowych przebywa od 50 tys. do 75 tys. sztuk drobiu, a 85 proc. wszystkich jaj pochodzi z gospodarstw zawierających od 50 tys. do 6 mln kur”.
W takich warunkach, jak napisał Keim, wirusy mają się świetnie: „W fermach przemysłowych miliony ptaków jest stłoczonych razem, co ułatwia przenoszenie patogenów między nimi. Ich układ odpornościowy może być tłumiony przez antybiotyki i stresy środowiskowe: toksyczne powietrze, ścisk, brak światła słonecznego, deformacje fizyczne wywołane hodowlą w celu przyspieszenia wzrostu. Kurczęta są również genetycznie podobne, co oznacza, że wirus zdolny do uniknięcia mechanizmów obronnych jednego ptaka może prawdopodobnie uniknąć wielu z nich”.
Kto czeka na kryzys?
Historia ptasiej grypy nie zaczyna się w XXI w., jak w przypadku SARS-CoV-2, lecz prawie trzy dekady temu w chińskiej prowincji Guangdong, gdzie szybko adaptowano przemysłowe metody hodowli, powszechne w Ameryce Północnej. To tam wykryto niepokojący szczep H5N1. Pierwsza epidemia w Hongkongu w 1997 r. zainfekowała 18 osób, sześć zmarło. Świat wzruszył ramionami. To za mało, by wywołać panikę. Historyczna wręcz bliskość ludzi i drobiu w Azji stanowiła problem lokalny, a wirus, który nie przenosił się łatwo z człowieka na człowieka, wkrótce został opanowany. Ale nie wygaszony.
W ciągu kilku miesięcy linia H5N1 rozprzestrzeniła się na północno-wschodnie Chiny, północną Mongolię i południową Rosję. Wirus nie zawsze był tak śmiertelny dla dzikiego ptactwa jak dla domowego, więc rozległe obszary lęgowe ptactwa wodnego zwiększały jego ekspansję, która do 2006 r. objęła również znaczną część Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki. A to dopiero początek.
Przez kolejną dekadę H5N1 podróżował po świecie, zakażając ptaki i zwierzęta gospodarskie na trzech kontynentach, adaptując się i z wolna mutując. Niewielu się spodziewało, że stanie się bardziej zjadliwy, ale od 2021 r. zaczął infekować nie tylko ptaki, lecz również ssaki: morskie (foki), krowy (dochodzi u nich do zakażenia tkanki wymion), a nawet koty. W przeciwieństwie do koronawirusa, który szybko opanował niemal cały glob, H5N1 zdobywa nowe terytoria powoli.
Każda infekcja – ostrzegają eksperci – to możliwość mutacji w sposób, który może zwiększyć zdolność wirusa do rozprzestrzeniania się wśród ludzi. – To, że zarazek nazwany ptasią grypą występował wśród ptactwa od początku, nie było niczym nadzwyczajnym – zauważa prof. Grzybek. – Ale teraz jest coraz bliżej człowieka: pijemy mleko od krów, w którym może znajdować się potencjalnie zakaźny wirus, bierzemy na kolana i głaszczemy koty.
Gdy w 2021 r. dotarł do USA, gdzie zainfekował ponad 150 mln kurczaków i indyków oraz pierwsze stada krów, było to wydarzenie bez precedensu, które przeraziło naukowców. Jak przyznał Richard Webby z Centrum Badań nad Ekologią Grypy przy WHO: „To przykład sytuacji, w której natura sama eksperymentuje, zwiększając potencjał wirusa”. Otworzyła drzwi do dalszych mutacji, budzących obawy, że wirusy staną się bardziej niebezpieczne dla ludzi.
– Krowy nie chorują co prawda tak poważnie jak koty, które umierają z ciężkimi objawami neurologicznymi. Ale każdy taki przypadek jest kolejną okazją do przystosowania się do nowych gospodarzy – podkreśla prof. Pyrć. Jeżeli H5N1 zdoła skuteczniej zakażać ssaki, istnieje realne ryzyko, że zacznie rozprzestrzeniać się szybciej. Takie scenariusze śnią się po nocach wirusologom. Eksperci obawiają się zwłaszcza możliwości rekombinacji z wirusem ludzkiej grypy, co mogłoby doprowadzić do powstania nowego szczepu. – To daje ryzyko pojawienia się superpatogenu ze wszystkimi najgorszymi cechami: zdolnością przenoszenia między gatunkami, szerokim zasięgiem geograficznym i wysoką zjadliwością – sumuje prof. Grzybek.
Kto pierwszy się przebudzi?
Czy ptasia grypa może okazać się bardziej śmiercionośna niż Covid-19, jeśli rozszerzy spektrum działania na ludzi? Nie wszyscy piszą tak skrajnie pesymistyczny scenariusz. – Najnowszy wariant wydaje się rzadziej wywoływać ciężką chorobę, czego nie można było powiedzieć o starszych wariantach ptasiej grypy jeszcze kilka lat temu, kiedy śmiertelność przekraczała 50 proc. – zauważa prof. Pyrć. To jeden ze znaków zapytania: dlaczego infekcje w USA są obecnie łagodne w porównaniu z tymi, które zaobserwowano podczas azjatyckich epidemii drobiu H5N1? Zdaniem polskiego wirusologa do pandemii na wzór Covid-19 wcale nie musi dojść: – Istnieje wiele niewiadomych. Jeżeli nawet rozwinie się kolejna pandemia grypy, może okazać się podobna do tej z 2009 r. Z wysoką liczbą przypadków, ale niezbyt zabójczą.
Przypomnijmy: chodzi o wirusa grypy A(H1N1) znanej jako świńska grypa, która wśród większości zakażonych miała łagodny przebieg, lecz częściej powodowała poważne komplikacje u młodych dorosłych, kobiet w ciąży i osób z chorobami przewlekłymi. W przeciwieństwie do typowej grypy sezonowej rzadziej chorowały osoby starsze, prawdopodobnie ze względu na wcześniejszy kontakt z podobnymi wirusami. Zakaziło się nią od 700 mln do 1,4 mld ludzi na całym świecie, zmarło ok. 500 tys. (liczba zgonów na Covid-19 przekroczyła 7 mln).
Dokładne pochodzenie tamtej epidemii pozostaje nieznane. Wiadomo, że rozpoczęła się w Meksyku w marcu 2009 r. w pobliżu przemysłowych hodowli trzody chlewnej. Jest więcej podobieństw z H5N1, bo – jak przypomina Brandon Keim – analizy genetyczne wykazały powiązania ze szczepami grypy, które wyewoluowały na fermach świń w USA i Europie Zachodniej i szybko się rozprzestrzeniały. A zatem biologia wirusów grypy od dawna uwikłana jest w ekonomię polityczną biznesu żywnościowego i uprzemysławiających się hodowli, czy to w Ameryce Środkowej, czy w chińskim Guangdong. Kraje rozwinięte mają ten proces za sobą, wiele państw o średnich dochodach dopiero teraz dokonuje tej transformacji, a kraje biedniejsze dopiero pójdą w ich ślady.
Wróćmy jednak do pytania o ryzyko replikacji wirusa wśród ssaków w najbliższym otoczeniu człowieka. Jak pisze Keim: „W ciągu zaledwie kilku lat wirus wykryto u 30 gatunków ssaków w obu Amerykach. To więcej niż zainfekował na całym świecie w ciągu dwóch wcześniejszych dekad. Jednak z jakichś powodów jeszcze nie rozprzestrzenia się wśród świń, które są idealnym gatunkiem do mieszania różnych wariantów wirusów”.
Obecnie do zakażeń dochodzi głównie u osób, które miały bezpośredni kontakt z zakażonymi ptakami, krowami lub ich wydzielinami. W USA gromadzony jest już zapas nowych szczepionek mRNA, które mogłyby zostać wykorzystane na wypadek najgroźniejszego scenariusza, czyli pandemii H5N1 (tradycyjne sezonowe szczepionki przeciwgrypowe nie są skuteczne w przypadku odmiany ptasiej). Finlandia jako pierwszy kraj na świecie rozpoczęła podawanie tej szczepionki osobom pracującym przy hodowlach drobiu. W czerwcu 2024 r. HERA podpisała umowę na dostawę 665 tys. dawek zaktualizowanej szczepionki przeciwko grypie ptasiej, z opcją zakupu kolejnych 40 mln dawek.
Istnieje też szczepionka dla drobiu, która pomaga w ograniczeniu rozprzestrzeniania wirusa, choć niektórzy zastanawiają się, czy nie maskuje tylko zakażenia, wskutek czego chore kurczaki i indyki mogłyby wylądować na naszych stołach. Na szczęście pojawiły się badania zaprzeczające tym obawom. Nie ma jednak nadal szczepionek dla bydła i kotów.
Historia H5N1 to opowieść nie tylko o wirusie, ale i o naszym stosunku do zagrożeń globalnych, a głównie o niechęci do wyciągania wniosków z przeszłości. Zwłaszcza gdy ma się słabość do mleka prosto od krowy.